Choć było to prawie pewne, dopiero teraz możemy oficjalnie napisać – Raków nowym Mistrzem Polski. Czy ustępujący Mistrz zrobi nowemu szpaler w kolejnej kolejce? Ponadto znamy już 2 spadkowiczów – do Miedzi dołącza Lechia. Kto będzie trzecim pechowcem? Zapraszam na parę słów podsumowania i wolnych wniosków po zakończeniu 31. kolejki Ekstraklasy w ramach MADEJki, czyli Magazynu Autorskich Dociekań Ekstraklasowej Jakości. Zapraszam!
Ledwie remis nie uszczęśliwił Śląska
Otwarcie kolejki przyniosło od razu bardzo ważny w kontekście walki o ligowy byt mecz. Tracący coraz więcej punktów do bezpiecznego miejsca Śląsk przyjechał do Białegostoku walczyć o komplet punktów. Mając problemy z grą defensywną, nie zapowiadało się na happy end, wszakże to na Podlasiu mają najlepszych strzelców tego sezonu. Duet Imaz – Gual mieli chrapki na kolejne trafienia. Spotkanie nie wyglądało jednak tak źle dla przyjezdnych. Co więcej, sami potrafili wykorzystać swoją szansę w pierwszej połowie i objęli prowadzenie. Szkopuł tylko taki, że nie dali rady utrzymać go do końca. Bezsensowny faul, w dodatku we własnym polu karnym i Gual doprowadził do remisu. Nawet rozgrywanie końcówki z przewagą zawodnika – z boiska wyleciał Pazdan – nie pomogło, choć sytuacje Śląsk sobie stworzył. Chociażby uderzenie Exposito było groźne. Na Dolnym Śląsku jednak panuje chaos, najpierw odsunięty został Hiszpan od składu, nagle wraca, zgłaszany w trybie pilnym do rozgrywek jest grający trener rezerw – Pawelec. Najlepsze w tym wszystkim jest jednak to, że ciągle ta drużyna może się utrzymać i kolejny (już prawdopodobnie w razie niepowodzenia ostatni) finał rozegrają za tydzień z Wisłą. Jeśli wygrają, zbliżą się na 2pkt i wszystko będzie możliwe. W przeciwnym razie zgaśnie już chyba ostatnia lampka nadziei na emocjonującą multiligę na zakończenie rozgrywek.
Wygrana = utrzymanie
Górnik Zabrze był w bardzo niepewnej sytuacji, ale rozjaśnił przyszłość i pokolorował w optymistycznych barwach Jan Urban, przybywając na ratunek. Wygrał 4 mecze bez straty bramki, w tym bardzo ważne ze Śląskiem i Zagłębiem, czyli rywalami w walce o utrzymanie, z ustępującym Mistrzem oraz w piątek z rewelacyjną Wartą, która jednak włączyła już trochę luźniejszy tryb na końcowe mecze. Fakt jednak jest taki, że źle potraktowany Urban, zamieniony na Gaula, po jego zwolnieniu wrócił, posprzątał zastany bałagan i potrafił ułożyć elementy w logiczną całość, która daje spokój i 3 mecze bez zbędnego ciężaru gatunkowego przed sobą. Kibice już głośno mówią o tym, aby trenera pozostawić, ale kończy mu się kontrakt, więc sprawa jest zależna od niego – jeśli będzie chciał, to zostanie. Ciekawe, co postanowi. Także wiemy już, że jeśli Wielkie Derby Śląska mają być w przyszłym sezonie w lidze, to pozostaje opcja
takiego rozwiązania jedynie w Ekstraklasie.
Piast ciągle robi swoje
Kolejny mecz Piasta w ostatnim czasie, ponownie konkretna gra, może bez większego polotu, ale mega skuteczna. Kolejną ofiarą Radomiak, a wszystko po efektownej bramce autorstwa Chrapka, który świetnie przelobował bramkarza i otworzył wynik już w pierwszym kwadransie. Choć Radomiak miał swoje szanse, w tym nawet rzut karny, to Plach nie dał się w sobotę pokonać i Gliwiczanie znowu wracają do domu z kompletem punktów. Jeśliby zrobić symulację szans na czwarte miejsce, to mimo wszystko ciągle są małe, bo strata wynosi 6 punktów do Lecha przy gorszym bilansie bezpośrednim. Może się na koniec okazać, że bramka Kvekveskiriego w ostatniej minucie meczu w Gliwicach na 1:1, będzie ważyła mnóstwo. Mało kto spodziewał się wtedy, że tak może być, ale przecież to nie jest scenariusz z serii Sci – Fi. Nawet najwięksi sceptycy uwierzyli w Vukovicia i jego pracę. Ciekawe, jak przygotuje drużynę do przyszłego sezonu. Może wreszcie Piast odklei od siebie łatkę drużyny, która słabo wchodzi w sezon i dopiero na wiosnę gra na miarę potencjału?
Velde w wersji STRONG gwiazdą meczu
Gdy nieoczekiwanie przegrywasz mecz przed własną publicznościa, jak najszybciej chcesz mieć okazję do rehabilitacji. Tym razem doskonale wpasował się dla Lecha kalendarz spotkań. Po niespodziewanej zeszłotygodniowej porażce z Górnikiem, bardzo szybko nadeszła opcja naprawienia win. Najważniejsze dla Kolejorza, że misja ta zakończyła się sukcesem, a na jej czele stanął Velde, który jest istnym człowiekiem – zagadką w polskiej piłce. Zazwyczaj niewidoczny, czy nawet krytykowany za mecze ligowe, lśnił swym blaskiem w rozgrywkach europejskich. W ligowej potyczce rzadko pokazywał swoje atrybuty, ale postanowił swoje najlepsze „ja” odkryć akurat przeciwko Cracovii. I dla widowiska było to świetna wiadomość! Bramka, dwie asysty, w tym jedna zewnętrzną częścią stopy. No szacunek przeogromny! Te 3 gole, strzelone w krótkim odstępie czasowym w pierwszej połowie ustawiły całą resztę spotkania, gdzie już kolejnych trafień nie ujrzeliśmy. Drużyna van den Broma utrzymuje Piast w dystansie oraz ciągle pozostaje w grze o podium.
Już nawet matematyka im nie pomoże
Kiedy analizujesz szanse na utrzymanie, ciągle tli się nadzieja, że przecież wygramy wszystkie mecze i zostajemy, że wygramy wszystkie mecze, a drużyna X przegra 2, a Y zremisuje i przegra i wtedy będzie pięknie. W przypadku Lechii mecz z Zagłębiem zakończył wszelkie dywagacje. I może dobrze, bo nie ma nic gorszego, niż fałszywa nadzieja, objawiająca się zbytnim optymizmem. Bo jak uwierzyć można było, że ekipie, mającej problemy ze strzelaniem goli, nagle uda się wygrać 4 mecze z rzędu? Futbol takie historie widział, zna, ale naiwnością jest uważać, że akurat teraz musi się to powtórzyć. Choć samo spotkanie zaczęło się pozytywnie, Lechia objęła prowadzenie. Nie utrzymała go jednak nawet do przerwy, a po zmianie stron straciła kolejne dwa. Zagłębie uciekło jeszcze dalej od strefy zagrożenia, a Lechia… No cóż… Zanosiło się na najgorsze już nie od tygodnia, czy nawet dwóch. Najbardziej żal Flavio, który żegna się z klubem w najgorszych możliwych okolicznościach, gdy klub spada z ligi. Tempo tego upadku pokazuje choćby wywiad przedsezonowy z nim, gdzie podkreślał, że chce walczyć o najwyższe cele w Gdańsku. O mistrzostwo nie udało się powalczyć – było dużo, dużo gorzej.
Ligowy paździerz z możliwymi konsekwencjami
Jeśliby założyć, że mecz Stali z Wisłą jest ważny, a remis daje pewne utrzymanie obu stronom, to byłoby sensowne – i jedyne – logiczne wytłumaczenie na to, co widzieliśmy na boisku. Tu podział punktów niczego nie wyjaśnił, korzystniejszy jest dla Stali. Wiśle za to nie powinien zupelnie odpowiadać. Sytuację mają pozornie komfortową. 5 punktów przewagi, przy 9 do zdobycia. Brzmi nieprawdopodobnie, aby móc zaprzepaścić przewagę. Szkopuł sprawy polega na tym, że właśnie ze Śląskiem Wisła zagra w kolejnej serii gier. Zaraz więc może się okazać, że przewaga stopniała do 2 punkcików, a potem Śląsk kontra Miedź, a Wisła mierzyć się będzie z Rakowem. Nie jest wykluczone, że przy takim scenariuszu to Wisła przed ostatnią kolejką podejdzie na musiku i będzie atakować z miejsca oznaczającego degradację. Śląsk więc dostał kolejną butlę z tlenem. jestem w szoku, że ciągle znajduje jego zapasy, ale to już ostatnia próba. Jeśli nie pokonają Wisły – a presja będzie ogromna! – zmniejszą swe szanse do minimum.
Raków dający nadzieje
Korona u siebie na wiosnę to mega groźny rywal. Wiedział też o tym Raków, któremu remis wystarczył do świętowania Mistrzostwa po meczu. Nie wiadomo, czy chcieli zacząć świętowanie u siebie, zlekceważyli przeciwnika, czy po prostu aż takie wymagania postawiła Korona, ale Raków nie mógł sobie z gospodarzami poradzić, a oni już w pierwszej połowie wyszli na prowadzenie. Przewaga w posiadaniu piłki i liczbie strzałów była naturalnie po stronie piłkarzy Papszuna, szczególnie, gdy gonili wynik. Kielczanie rozgrywali bardzo mądrze mecz. Wszystko zaprzepaszczone mogło zostać w doliczonym czasie, kiedy po złym wybiciu przez bramkarza świetną okazę zmarnował Tudor, nie trafiając do pustej bramki. Mistrzowska feta musiałaby być odłożona w czasie, a o ile, to już zależało od Legii, która jechała na mecz do Szczecina i musiała go wygrać, aby przedłużyć oczekiwanie Medalików na oficjalne ogłoszenie historycznego sukcesu.
Pogoń wyznaczyła historyczny dzień dla Rakowa
Problem Legii polegał na tym, że akurat Szczecin jest bardzo mało korzystnym miejscem dla nich w ostatnich latach. Nie udawało się tam wygrać, a sam mecz miał swoje prestiżowe znaczenie dla społeczności Pogoni, a także Kosty Runjaicia, który przed przejściem do Legii trenował Pogoń przez kilka lat. Powrotu na stare śmieci nie zaliczy z pewnością do udanych, bo nie dał rady doprowadzić swoich nowych piłkarzy do zwycięstwa w tym meczu. Portowcy pokazali charakter i zawziętość, przez co zgarnęli 3 punkty. Może ciągle kibice czekają na mistrzowski tytuł, ale wspomnieć należy, że jest tam pewnego rodzaju stabilizacja, udaje się ugrać regularnie podium na koniec sezonu, a teraz dodatkowo sami tym zwycięstwem wyznaczyli termin Rakowowi, kiedy mogą zacząć fetę z okazji zdobycia mistrzostwa. Fakt, że Legia już o nic w tym sezonie grać nie będzie, musiał ucieszyć również Śląsk, który zmierzy się w Warszawie w 34. kolejce w potencjalnym meczu o utrzymanie. Lepiej trafić na drużynę nie musiejącą wygrać, podchodzącą do meczu z większym luzem i dystansem.
Kun znów bohaterem
Piękna historia na zakończenie kolejki zdarzyła się po meczu Miedź – Widzew. Otóż Dominik Kun dokonał rzeczy niesamowitej. Wpierw w zeszłym roku jego bramka była decydująca o bezpośrednim awansie Widzewa do Ekstraklasy, a teraz jego rajd zakończony golem, zapewnił Ekstraklasę Łodzianom na kolejny rok. Żadna siła nie zepchnie ich już poniżej piętnastego miejsca. Jako, że to beniaminek, należy się szacunek. Z drugiej strony, tak pikowali po nieoczekiwanie udanej jesieni, że aż żał i ciężko było patrzeć. Ostatecznie udało się przełamać, wygrać mecz, zapewnić utrzymanie. Jeśli spośród beniaminków tego sezonu spadnie tylko Miedź, naprawdę będzie to zaskoczenie, bo przed sezonem raczej mało kto zakładał takie scenariusz.