Weekend upłynął pod znakiem remisowych meczów. Jak można się było domyślić, akurat w takiej kolejce swojego meczu nie zremisuje ich największy fan – Piast Gliwice. Podziałem punktów nie była zainteresowana również Puszcza. Wolała za to uciec ze strefy spadkowej, co się udało! Zapraszam na krótkie podsumowaniu 18. kolejki Ekstraklasy w ramach MADEJki, czyli Magazynu Autorskich Dociekań Ekstraklasowej Jakości.
Stadion Śląski wciąż bez zwycięzcy
Choć ciężko w to uwierzyć, to jednak odkąd Ruch zaczął grać domowe mecze na Stadionie Śląskim, to notuje na nim same remisy. W jednym meczu wychodzili na prowadzenie (z Koroną) i stracili je w ostatnich sekundach meczu. W pozostałych meczach albo musieli gonić wynik albo kończył się bezbramkowo. W meczu z Zagłębiem poprzeczka ustawiona została wyżej, bo Miedziowi wyszli na dwubramkowe prowadzenie i naprawdę mało było przesłanek, wedle których coś mogło się w rozstrzygnięciu spotkania zmienić. Końcówka spotkania to jednak mobilizacja Chorzowian i dwie bramki strzelone w ostatnim kwadransie. Chwilę później drugą żółtą kartkę obejrzał Szczepan i ten remis znalazł się pod znakiem zapytania, ale ostatecznie udało się go utrzymać do ostatniego gwizdka. Niby sukces, bo zdobyć punkt, gdy musiało się gonić wynik, to należałoby spojrzeć łaskawszym okiem. Z drugiej jednak strony… Sytuacja w tabeli beniaminka przedstawia się tak, że samymi remisami zbyt wiele nie zawojują i ciężko oczekiwać, aby takie wyniki miały dać upragnione utrzymanie. Dla Miedziowych z kolei to kolejna głupia strata punktów, teraz pozostanie im już tylko postarać się o rehabilitację w ostatnim meczu w roku. A będzie on bardzo prestiżowy dla miejscowych kibiców, bo to Derby Dolnego Śląska.
Czy to kolejny pech, czy już frajerstwo?
Pogoni w Szczecinie powinni się obawiać w zasadzie wszyscy. Groźny rywal, który szczególnie przed własną publicznością prze do przodu, a ma kim tam w ataku straszyć. Gdy jednak przyjechała tam Warta – drużyna zorganizowana w tyłach, wydawało się, że wcale podopiecznym Gustafssona łatwo przyjść wygrana nie musi. I ci sceptycy mieli rację, bo w pierwszej połowie to jedynie goście zdołali strzelić bramkę i ze skromnym prowadzeniem schodzili do szatni. Po przerwie stało się to, czego w zasadzie można było się spodziewać i nikt nie był zdziwiony. Frontalne ataki musiały w końcu skończyć się kapitulacją. I tak w istocie było. Łącznie trzy strzelone bramki, odrobione straty z nawiązką i super, można spokojnie oczekiwać końcowego gwizdka i następnego meczu… Ale czy na pewno? Jedna, kontaktowa bramka pod koniec meczu spowodowała nerwowość u gospodarzy, którą potrafili Warciarze wykorzystać na swoją korzyść i za sprawą Szmyta w doliczonym czasie doprowadzili do wyrównania. Czy to już czas na trenerską zmianę w Szczecinie? Generalnie to ziemia pali się w zasadzie w każdym klubie z czołowej czwórki zeszłego sezonu z wyłączeniem Rakowa. O ile ich wpadki są na tyle częste i wszyscy je zaliczają, to nie powinno być problemem. Ten pojawił się w postaci Śląska i Jagielloni, którzy te potchnięcia wykorzystują i uciekają w tabeli. Oczywiście, jest cała wiosna na gonitwę, ale kto powiedział, że dwie liderujące drużyny znacząco obniżą poziom gry?
Drużyny środka tabeli umacniają się na swych pozycjach
Drużyny Radomiaka i Górnika w chwili obecnej można śmiało nazwać drużynami środka tabeli, czyli takimi, gdzie mają w miarę bezpieczną przewagę nad strefą spadkową oraz nie grozi im nagłe nieoczekiwanie włączenie się w walkę o wyższe cele. Takie mecze potrafią być ofensywne, obfitować w bramki, choć to bardziej już pod koniec sezonu, aniżeli w jego środku, bo kilkanaście meczów potrafi zmienić sytuację diametralnie (czego dowiodła zeszłosezonowa Wisła Płock). Obie drużyny jednak zdawały się pomyśleć „kurczę! wszyscy remisują w ten weekend, to po co się wychylać?” i same zdobyły po jednej bramkce i ostatecznie podzieliły się również punktami. Ot, wynik, który nikogo nie rani, nikogo nazbyt nie cieszy, więc jest do zaakceptowania i jedziemy dalej!
Pasy wciąż nieporadne
Oj dłuży się Cracovii czas od ostatniej ligowej wygranej (wrześniowa wygrana z ŁKSem), o domowej wiktorii nie wspominając, bo to jeszcze czasy wakacji… Nie może dziwić więc, że coraz więcej osób, którzy mają klub w sercu wyraża zdecydowaną dezaprobatę wobec osoby Jacka Zielińskiego. Owszem, jego potencjalny następca, o którym słychać w kuluarach, czyli Janusz Niedźwiedź, również nie jest wymarzonym kandydatem wśród kibiców. Wracając do obecnego wciąż trenera, to mam wrażenie, że w tej całej krytyce nie pomaga wręcz sam sobie. Dobitny tego przykład oglądaliśmy w meczu ze Stalą. Gra jakoś wygląda, pada pierwsza bramka, potem kontrowersyjny karny, ale jednak podyktowany. Drużyna podwyższa prowadzenie na 10 minut przed końcem meczu. Od razu po wykorzystaniu jedenastki, Knap schodzi z boiska, bo trener wyznaczył na nie w jego miejsce Bochnaka. Trudna do zrozumienia decyzja o rozwaleniu środka pola, które dobrze funkcjonowało cały mecz, a po tej zmianie się pogubiło i zrobiły się luki, które Stal po prostu wykorzystała i zdążyła strzelić dwie bramki. Czy lepiej byłoby grać cały mecz bez zmian? Pewnie nie, ale korzystniejsze wydawało się zdjęcie Oshimy, który w meczu pucharowym w Częstochowie pokazał już, że jest solidny, ale pod koniec meczu traci siły i co za tym idzie skuteczność w destrukcji. Summa summarum, zgadza się, trener Zieliński ma bardzo wąską kadrę, najlepiej o tym świadczy ławka rezerwowych Pasów z ostatniego meczu. Problem jednak dla Cracovii taki, że szkoleniowiec nie uczy się na błędach, a ta strata 2 punktów okazała się bardzo kosztowna, bo wyrzuciła zespół z Krakowa do strefy spadkowej. Teraz na koniec roku czeka ich jeszcze dwumecz z Legią. Na ich szczęście Wojskowi również nie grzeszą formą, ale w obu spotkaniach to zapewne rywalom przypadnie miano faworyta.
Wrocławski ciężar oczekiwań
Po zapewnieniu sobie utrzymania na ostatniej prostej zeszłego sezonu, obecny nie zapowiadał się na pasmo sukcesów. To, co osiągnął Jacek Magiera ze Śląskiem świadczy o mnóstwie pracy wykonanej przez cały zespół. Taka presja, wciąż narastająca z każdą kolejką, aby sprostać nowym oczekiwaniom nie jest łatwa dla wszystkich. Tym bardziej, gdy weźmiemy pod uwagę, że to wciąż drużyna grająca podobną piłkę, czyli lepiej czująca się w kontrze, licząca na błysk zawsze groźnego Exposito. W meczach z lepszymi teoretycznie drużynami taka gra jeszcze przejdzie, bo przeciwnicy będą pewni swoich umiejętności i chętnie przejmą inicjatywę nad meczem. Z dolnymi rejonami tabeli mogą mieć Wrocławianie problemy, szczególnie w przypadku, gdy rywale po prostu oddadzą piłkę na zasadzie „wy się martwcie, co z nią zrobić”. Dlatego pierwsza połowa meczu z Koroną w wykonaniu obu drużyn wyglądała dość kiepsko. Lider po przerwie zdołał przejąć inicjatywę i zdobyć przewagę, ale na nic zdały się ich coraz liczniejsze próby ataków. Mecz zakończył się bezbramkowym remisem i jednocześnie był pierwszym spotkaniem tego sezonu, kiedy zespół Magiery nie zdołał zdobyć choćby jednej bramki.
Remisowa kolejka? Piast już nie lubi remisów!
Wszyscy dzielą się punktami? Wspaniale, teraz już nie mamy ochoty robić tego, co reszta! Taki tok myślowy zdaje się przeszedł przez szatnię Piasta, który szykował do trudnego wyjazdowego meczu z Lechem. Akurat z nimi paradoksalnie ten podział punktów byłby do zaakceptowania, ale jeśli można wycisnąć mecz, jak cytrynę, to w imię czego z okazji nie korzystać? Kolejorz miał może przewagę, lepiej nawet wyglądał, ale przecież nie efekty wizualne się w meczach liczą! Bezpośredni rywale tracą punkty, pojawia się szansa na doskoczenie i odrobienie dwóch punkcików w tabeli. Co się dzieje z Lechem? Zamiast odrabiać dwa punkty, to tracą bramkę w końcówce i przegrywają spotkanie, w efekcie czego rywale powiększają przewagę o kolejne oczko. To kolejne miejsce, gdzie ławka trenerska wydaje się wyjątkowo gorąca i przyszłość Johna van den Broma wcale nie jest stabilna i związana ze stolicą wielkopolski. Czy byłby to słuszny ruch? Ciężko stwierdzić, nie znając następcy. Przyznać należy, że linią obrony jego zwolenników była umiejętność gry w Europie. W zeszłym sezonie to pokazał, w tym już niekoniecznie. Brak wykorzystania prostej drabinki z lekka go skompromitował, a teraz, gdy już nie musi grać co 3 dni, a i tak nie potrafi punktować lepiej od Rakowa, czy Legii, łączących grę na kilku frontach, coraz ciężej znajdywać kolejne argumenty za wiarą w sukces jego poznańskiej misji.
Co z tą Legią?
Po wpadce w 1/8 Pucharu Polski i odpadnięciu po bramce w ostatniej minucie dogrywki z Koroną Kielce, nastroje w Warszawie zaczęły być bardziej nerwowe. Łatwiej byłoby znieść to niejakie upokorzenie, gdyby sytuacja w ligowej tabeli była korzystniejsza. A tak w lidze słabo, jak na mistrzowskie aspiracje, Puchar Polski odpuszczony, a i gra na wiosnę w Lidze Konferencji wciąć nie jest zaklepana. Możliwy jest więc scenariusz, gdzie czwartkowy wieczór okaże się czarnym dniem dla Wojskowych. Wtedy zostałaby już tylko liga, gdzie nie można być pewnym i spokojnym nawet miejsca premiującego awansem do europejskich pucharów. Wyjazd do Łodzi i fatalnego w tym sezonie beniaminka oznaczać mógł jedno – wyładowanie negatywnych emocji, sportowe wyżycie się na przeciwniku i powrót do stolicy z kompletem punktów. Gospodarze zaplanowali na to spotkanie zgoła inny scenariusz… Bramka do szatni, strzelona w nie do końca zamierzony sposób, miała dać dużo pewności siebie piłkarzom ŁKSu, aby uwierzyli, że mogą zgarnąć komplet z Legią. I oni wierzyli, ale do tej wiary musieli dodać mnóstwo szczęścia po zmianie stron. Wojskowi szybko doprowadzili do wyrównali i pomimo nie do końca składnej gry, po prostu atakowali Łodzian, którym sprzyjało wyjątkowo w tym dniu obramowanie bramki. Szczęście ich nie opuściło już aż to końcowego gwizdka i Legioniści zaliczyli w ten sposób kolejny haniebny wynik, kibice tracą cierpliwość, a w Łodzi cieszą się, że utarli Legii nosa, choć sam remis ich sytuacji nie zmienia w zasadzie wcale. Czyżby kolejna klątwa przedłużenia kontraktu trenerskiego? Jeszcze w lipcu została przedłużona współpraca z Runjaiciem do 2026r. a już po niespełna roku mówi się o wymianie trenerskiej w stolicy. Czy będzie to poważny temat, czy tylko dywagacje albo kibicowska żądza krwi? Przekonamy się niebawem!
Co ten Siemieniec zrobił z Jagiellonii!
Co prawda liderem tabeli Ekstraklasy wciąż jest Śląsk, ale ma zaledwie punkt przewagi nad Jagiellonią. O ile należy docenić pracę, włożoną przez Jacka Magierę we Wrocławiu, gdzie walczyli do końca o utrzymanie, a teraz karta się odwróciła, to co powiemy o Dumie Podlasia? Świetne okienko transferowe w lecie to jedno, ale to, jak poukładany został ten zespół przez młodego Siemieńca naprawdę zasługuje na szacunek i pokazuje, że warto zaufać młodym trenerom. Może nie zawsze taki model się sprawdzi, ale jednak świeże spojrzenie, zaufanie do danych statystycznych i analitycznych, potrafi zrobić robotę i jeśli trafi się na ławce osoba, potrafiąca z tego korzystać, efekt możemy podziwiać np. w Białymstoku. Domowe mecze, chociaż na razie nie zachęciły do zapełnienia w całości trybun (kwestia zimy?), to na wiosnę mogą to zrobić, jeśli Jaga utrzyma tempo. Ich mecze nie tylko są wygrane, ale dodatkowo zwycięskie po zdobyciu wielu bramek. W weekend na warsztat został wzięty Mistrz Polski i właściwie przemielili go piłkarze bez większego problemu. Z podziwem oglądam obecną Jagę i chciałbym, aby wraz ze Śląskiem utrzymali tempo na wiosnę. Świeży powiew jest również potrzebny naszej lidze, a te dwa zespoły pokazują, że można punktować solidnie, prezentując bardzo odmienne style gry. Oczywiście pojawią się zapewne głosy o tym, że najlepiej, aby w Europie reprezentowały nas Raków, Legia, Lech, Pogoń, z korzyścią dla naszej piłki. Niby tak, ale z drugiej strony – nikt nie broni tym drużynom grać i wygrywać mecze. Jeśli na koniec Jagiellonia, czy Śląsk zameldują się wyżej, to po prostu na spróbowanie eliminacji europejskich pucharów zasłużą. W kwestii Rakowa…trzymajmy kciuki, aby solidnie zaprezentowali się w czwartkowy wieczór z Atalantą i zapewnili grę na wiosnę w 1/16 Lidze Konferencji!
Puszcza dorosła do Ekstraklasy
Wobec wszystkich beniaminków, to właśnie Puszcza wzbudzała największe obawy, jak zaadaptuje się w najwyższej klasie rozgrywkowej i czy nie będzie spektakularnego spadku z kilkoma zaledwie punktami. Na półmetku rozgrywek wiemy już, że tak nie będzie! Co więcej, właśnie dzięki serii trzech zwycięstw z rzędu zameldowali się oni po raz pierwszy ponad czerwoną kreską kosztem Cracovii! Wielki wyczyn Tułacza i reszty! Widać w ich grze dojrzałość i to, że nauczyli się już specyfiki Ekstraklasy. Wciąż potrafią zaskoczyć niebanalnym wykonaniem autu, czy rzutu wolnego. Albo właśnie! Czy niebanalnym? W tym również tkwi embaras, że te schematy wydają się identyczne, a kolejne kluby nie potrafią im zapobiec i tracą bramki! W tej chwili nie ma co wyrokować, ale jeśli trend się utrzyma i faktycznie Puszcza grając domowe mecze na stadionie Cracovii będzie tam punktować zdecydowanie lepiej od Pasów, to na koniec sezonu mogą paść zaskakujące rozstrzygnięcia…