Wiemy już coraz więcej! Mistrzem Jaga albo Śląsk, spada Ruch i ŁKS. Brakuje trzeciego – zarówno pucharowicza, jak i spadkowicza. W jednym i drugim wyścigu kandydatów jest kilku, a ścisk w tabeli spory (szczególnie u góry)! Zapraszam na krótkie podsumowanie 32. kolejki Ekstraklasy w ramach MADEJki, czyli Magazynu Autorskich Dociekań Ekstraklasowej Jakości.
W walce o mistrzostwo już tylko dwie drużyny
Przeznaczenie nie zostało oszukane. Jak zapowiadało się po rundzie jesiennej, tak pozostało na samym finiszu. Runda wiosenna zapowiadana była właśnie jako wyścig o mistrzostwo pomiędzy Jagiellonią, a Śląskiem i takie też będą ostatnie dwie kolejki. Oczywiście największy nawet pesymista nie zakładał, że ta walka okaże się taką ślamazarną, że w pewnym momencie nawet Górnik podłączy się jako siódmy (!) chętny do zajęcia pierwszego miejsca. Na sam koniec wytworzył się wśród owej siódemki jasny podział. Dwie walczą o mistrzostwo, pozostała piątka o jedno pozostałe na podium miejsce, dające prawo do gry w kwalifikacjach Ligi Konferencji. Śląsk i Jagiellonia bardzo pewnie i przekonywująco wygrały swoje mecze, choć w obu meczach była pewna zależność. Jedni i drudzy przed własną publicznością zaczęli mocno swoje spotkania, a w drugiej połowie uspokoiły tempo gry, jakby uświadamiając sobie, że jedyne, co mogą ugrać to trzy punkty. Należałoby więc szachować siłami. Ostatecznie Wrocławianie pokonali Cracovię 4:0, a Jaga okazała się lepsza od Korony w stosunku 3:0. Test więc zdany, ale presja nie będzie coraz mniejsza i bacznie będę przyglądał się w najbliższych dwóch tygodniach, jak wpływa ona na grę i wyniki na finiszu rozgrywek.
5 drużyn – 1 wolne miejsce
Legia, Górnik, Lech, Raków, Pogoń – taka jest obecnie kolejność drużyn, ubiegających się o trzecie miejsce na koniec sezonu. Różnica punktowa między nimi minimalna. Legia ma 53 punkty, Pogoń 51 punktów, a pozostałe trzy drużyny pomiędzy nimi z 52 oczkami. Ciężko wskazać faworyta, ale wydaje się, że zdobędzie je ekipa, która najzwyczajniej w świecie wygra oba pozostałe mecze. Ważne w tym kontekście jest to, że w ostatniej kolejce Górnik zagra z Pogonią. Będzie zapewne bardzo emocjonująca multiliga, a o poszczególnych miejscach najprawdopodobniej zadecydują mecze bezpośrednie, czy nawet tworzona będzie mała tabela. W weekend spośród nich zawiodły najbardziej Lech oraz Pogoń, przegrywając swoje mecze z odpowiednio Legią i Rakowem. Także Górnik nie popisał się, prowadząc jedną bramką ze Stalą i w ostatnich sekundach dając sobie strzelić bramkę wyrównującą. Stracone dwa punkty mogą być brzemienne w skutkach na koniec sezonu.
Samobiczowanie Lecha w ligowym klasyku
Mariusz Rumak ostatnio zrównał się ze średnią punktową z Johnem van der Bromem w końcówce przygody w Poznaniu. Teraz już go minął i to w negatywnym sensie. Wciąż nie potrafię zrozumieć, jaki ciąg myślowy powstał w głowie włodarzy Kolejorza, którzy zwolnili trenera po to, żeby na strażaka dać Rumaka. To się w ogóle nie klei, podobnie jak nie klei się gra piłkarzom Lecha na boisku. Humorystycznie też wyszło z prośbą do kibiców na oficjalnych kanałach social mediów, dotyczącą kartoniady przed meczem, aby nie przekładać kartonów i pokazać wyraźnie na prośbę. Jak się okazało z owej kartoniady wyłonił się napis WSTYD. Gra, pozycja tabeli faktycznie może być wstydliwa biorąc pod uwagę kadrę i potencjał. Oprawa wyszła jednak znakomicie. Na boisku w Poznaniu gospodarze kontynuowali jednak paździerz, jaki prezentują od kilku tygodni. Do słabej gry, braku zrozumienia, dodali kolejny element – bramki samobójcze. Żeby dwaj obrońcy sami zapakowali piłkę do bramki w jednej połowie meczu, to nawet ciężko chyba szukać podobnej akcji w czasach wszechobecnej korupcji. Nie dziwne, że Mrozek w bramce był sfrustrowany, bo przed tą stratą bramek obronił jeszcze rzut karny wykonywany przez Josue. Działo się więc na boisku dużo, ale niekoniecznie tego spodziewali się kibice Lecha. A może inaczej – spodziewali się dokładnie tego, ale mieli nadzieję, że choć na jeden mecz piłkarze się zmobilizują. Nic z tego. Co prawda w drugiej połowie Pereira ładnym strzałem dał nadzieję na choćby remis, ale koniec końców Legia wywiozła z Poznania komplet punktów i zawitała na ligowym podium.
Tydzień w Radomiaku i Cracovii może zmienić wszystko
Od bohaterów do amatorów jak się okazuje bardzo krótka droga. Piłkarze z Radomia i Krakowa pokazali, że czasem wystarczy tydzień, aby zobaczyć kompletnie różne oblicza drużyn. Cracovia tydzień temu pokonała Górnika u siebie 5:0, ciesząc kibiców ładną i skuteczną grą oraz znacznym podreperowaniem bilansu bramkowego, który może mieć znaczenie na koniec sezonu w walce o utrzymanie. 7 dni później we Wrocławiu sama dostała bęcki 0:4, tracąc wypracowany bilans oraz rozczarowując kibiców, którzy wybrali się do Wrocławia wspierać swoich. Radomiak przeszedł podobną ścieżkę. Najpierw wygrana 3:0 w Warszawie, do zapewnienia matematycznego utrzymania pozostało naprawdę niewiele, ale przychodzi mecz poniedziałkowy z Ruchem, pewnym już spadku i zderzenie ze ścianą – porażka 0:2. Co najbardziej zabolało kibiców, to zapewne kontra przy stanie 0:0, kiedy Wolski ostatecznie fatalnie skiksował. To nie tylko kiks kolejki, ale również jeden z kandydatów do kiksu całej rundy, czy sezonu. Utrzymania więc nie mają narazie ani Pasy, ani Radomiak. Co prawda wiele robi Korona, aby zapisać się jako spadkowicz numer trzy i zakończyć wszelkie emocje na dole tabeli. Może jednak w Kielcach na koniec się obudzą i zrobią prawdziwy comeback?
Dwa oblicza spadku
Choć ostatecznie dwie najlepsze drużyny I ligi zeszłego sezonu wracają do niej po rocznej przerwie, to oblicza tych spadków są diametralnie różne. ŁKS spadł szybciej, więc mógł pogodzić się z tym i grać dla kibiców, dla siebie również (w końcu pojedyczny zawodnicy mogą zawsze starać się o angaż w Ekstraklasie). Mecz z Piastem i wysoka w nim porażka pokazał, że z drużyny uleciało ciśnienie i nie ma wielkich chęci do mobilizowania się na końcowe mecze. Ruch co prawda dopiero po wygranej Puszczy z Wartą oficjalnie spadł z ligi, jednak po dwóch zwycięstwach z rzędu przedłużył serię do trzech i zdobył komplet w Radomiu. Można więc spaść z klasą i sprawić, że ktoś pomyśli sobie „kurde szkoda, że ich nie będzie w kolejnym sezonie w Ekstraklasie”. Co więcej Ruch może rozdać karty w kwestii trzeciego spadkowicza. Korona traci do bezpiecznej strefy 4 punkty i właśnie w kolejnej kolejce gościć będzie Chorzowian. Jeśli nie przerwą zwycięskiej serii Chorzowian, ostatnia kolejka będzie ciekawa już jedynie w górnych partiach tabeli.
Przebudzenie Rakowa po ogłoszeniu #SzwargaOUT
Raków już był spisany na straty przez wielu w tym sezonie. W tygodniu buchnęła informacja, że Raków pożegna się ze Szwargą po zakończeniu sezonu. To z jednaj strony oczywiste, bo drużyna nie wyglądała dobrze i miejsce daleko w tabeli nie świadczyło najlepiej o trenerze. Jednak pokazali się całkiem w porządku w Europie, choć niedosyt pozostał, bo śmiało mogliśmy liczyć na awans do fazy pucharowej Ligi Konferencji na wiosnę. Z drugiej strony jednak dziwne ogłaszać wszem i wobec pożegnanie z trenerem, ale nie w trybie natychmiastowym. Jak zareagować mieli piłkarze na trenera, który za 2 tygodnie ich trenerem przestanie być? Szykowała się katastrofa, a wyszło całkiem dobrze w meczu z Pogonią. Pierwsza połowa wyglądała jak stary, dobry, Papszunowski Raków, który przeważał zdecydowanie i można było porównać ten mecz do walca częstochowskiego, który przejechał się po Lechu, gromiąc ich 4:0. Nawet było to trochę dziwne. Czyżby piłkarzom aż tak Szwarga wadził, że dopiero, gdy ten oficjalnie żegna się z klubem, ci zaczynają grać na miarę swoich umiejętności? W drugiej połowie już jednak nie wyglądała gra Medalików tak efektownie, ale była ostatecznie efektywna. Wypracowane prowadzenie 2:0 zostało nieco zachwiane, bo bramkę kontaktową zdobył Grosicki, ale komplet punktów został w Częstochowie i to Raków jest w tabeli punkt przed Portowcami.