Mecz, który według wielu miał się nie odbyć w pierwotnym terminie. Tak by było, gdyby pomiędzy arcyważnymi meczami z Brondby, Legia zechciała przełożyć spotkanie z Puszczą. Doszło jednak do czegoś niespodziewanego w ostatnich latach – polski klub nie skorzystał z przysługującego prawa i wolał rozegrać zaplanowany mecz bez jego przekładania. Czy wyszli na tym dobrze?
Nastroje przedmeczowe
Puszcza, mimo że wciąż mecze domowe rozgrywać musi w Krakowie na stadionie Cracovii, to w bieżącym roku jako gospodarz pozostali w lidze niepokonani. Co ciekawe – takie miano piastowali jako jedyny klub w Ekstraklasie. Do stolicy małopolski przyjechała Legia, żądna rewanżu za zeszłosezonowe dwa remisy oraz dodatkowo nakręcona pozytywnie po pięknym zwycięstwie z Brondby na wyjeździe w czwartkowy wieczór. Oba kluby mają jasno postawione cele – Żubry pragną umocnić swoją pozycję w najwyższej lidze i stać się etatowym uczestnikiem rozgrywek. Wojskowi wciąż pragną powrócić do chwały i zdobyć Mistrzostwo, gdyż kolejny sezon bez tytułu już nie przystoi (oczywiście w oczach fanów z Warszawy).
Przebieg meczu
Sam mecz miał dość szalony przebieg, a szczególnie jego pierwsza połowa. Był to typowy „cios za cios”, gdzie obrona z obu stron nie była najwyższych lotów, pozwalając na zapędy ofensywne przeciwnika. Pierwsi uderzyli goście. Niepozorna akcja, piłka w posiadaniu Luquinhasa, który oddał ją do Morishity, operującego dziś w środkowej strefie. Ten nie potrzebował długo czasu do namysłu i wykorzystał fakt, że przed nim znalazł się korytarz do bramki Komara i posłał futbolówkę po długim rogu wprost do siatki. Goście więc nie potrzebowali nawet kwadransa, aby napocząć rywala. Sytuacja wydawała się dla podopiecznych Feio idealna. Wymarzony scenariusz, w którym szybko wyjaśniają losy meczu zdawał się powoli ziścić. Nic bardziej mylnego! Nie zdążyli się gospodarze na dobre otrząsnąć ze straty bramki, a już mieli okazję do wyrównania, gdy sędzia wskazał na wapno po zagraniu ręką Vinagre. Etatowy wykonawca karnych w drużynie Żubrów – stoper Craciun – wykorzystał szansę i doprowadził ten mecz do remisu zaledwie 3 minuty po golu Morishity. Czy dwa szybkie ciosy uspokoiły choć trochę zapędy? Zdecydowanie nie! Jedynie 5 minut potrzebowała Legia, aby znowu być z przodu. Tym razem, ponownie niepozornie, prowadzili goście atak, na skrzydle znalazł się Vinagre, posłał piłkę w pole karne, gdzie doskonale odnalazł się Kramer i to Legia ponownie była w tym meczu lepsza! Obrońca odkupił asystą winy za sprokurowanie jedenastki, a Kramer udowodnił, że może jeszcze zespołowi ze stolicy wiele dać w ofensywie. Ta bramka dała chwilę wytchnienia, potrzebnego chyba wszystkim – od piłkarzy, przez sztab trenerski, po kibiców zgromadzonych w liczbie prawie 4 tysięcy na trybunach. Im bardziej Legioniści myśleli o gwizdku na przerwę, tym większe zagrożenie stwarzała sobie Puszcza. Co było najgorsze dla przyjezdnych w to niedzielne popołudnie? Że największym zagrożeniem byli sami dla siebie! Tak też padła wyrównująca bramka. Nieodpowiedzialne zachowanie w środku pola Goncalvesa i strata piłki na rzecz Blagaicia, który pomknął z nią i uderzeniem z dystansu pokonał Tobiasza, nie będącego tego dnia murem nie do sforsowania. Do przerwy więc był remis, ale kto oglądał mecz mógł odnieść wrażenie, że to Legia rozdaje w tym meczu karty. Po prostu na koniec ważne będzie, ile ze stworzonych okazji wykorzysta oraz ile prezentów sprezentuje jej defensywa. Druga połowa okazała się zgoła inna od oczekiwań, czy przewidywań. To Puszcza była bliższa, aby osiągnąć w tym spotkaniu korzystny rezultat. Prowadzili gospodarze grę, na domiar złego dla przyjezdnych ponownie sprokurowali oni rzut karny. Tym razem to Augustyniak nie wytrzymał ciśnienia i faulował Kosidisa, a sędzia nie miał wyjścia i po raz drugi wskazał na jedenasty metr! Tym razem to jednak nie Craciun – etatowy wykonawca karnych – a Lee stanął naprzeciw Tobiasza. Czy ta decyzja się obroni? Raczej nie, biorąc pod uwagę fakt, że Koreańczyk nie zdobył bramki. Tobiasz wyczuł jego intencje i wybronił strzał, utrzymując Legię przy życiu w tym meczu. Sami piłkarze jednak zdawali się nie chcieć skorzystać z tlenu podanego im przez bramkarza. Puszcza wciąż miała inicjatywę i zdawała się być bardziej zdeterminowana do odniesienia końcowego triumfu, choć delikatne próby gry na czas zdawały się zakłamywać tę teorię. W samej końcówce spotkanie ponownie pokazał się Morishita, który precyzyjnym strzałem lewą nogą chciał pokonać Komara i naprawdę był w tej próbie bardzo przekonujący. Bramkarz Puszczy jednak zdołał wybić piłkę na rzut rożny, z którego większego zagrożenia już Wojskowi nie stworzyli, a emocjonujące popołudnie w Krakowie zakończyło się podziałem punktów.
Gra taktyczna obu trenerów na wysokim poziomie
To remis z gatunku tych, gdzie nikt do końca nie jest usatysfakcjonowany. Niby Puszcza, remisując z Legią – klubem tak wysokiego kalibru – nie powinna wybrzydzać. Jeśli jednak wciąż nie wygrali w tym sezonie, a tu byli tak blisko, może w głowach pozostać drobny niedosyt. Legioniści z kolei takie mecze powinni wygrywać. Mecze w eliminacjach Europejskich Pucharów są zrozumiałym wytłumaczeniem, ale stracone dwa oczka w Krakowie mogą okazać się kluczowe w końcowych rozstrzygnięciach. Mają więc Wojskowi czego żałować i to z resztą zapewne robili w drodze powrotnej do Warszawy. Ten mecz pokazał też walkę, jaką odbyli ze sobą trenerzy obu zespołów. Z jednej strony Goncalo Feio, który zdaje się skład poukładał nie tylko biorąc pod uwagę ewentualne zmęczenie pucharowe, ale stricte taktycznie pod przeciwnika. Chciał „zabić” rywali ich własną bronią – stałymi fragmentami gry! Trener Tułacz nie pozostawał bierny i naprawdę namieszał taktycznie na Legię. Przede wszystkim zagrał na trójkę z tyłu, czego raczej nikt się nie spodziewał. Znalazł też złoty środek dla Abramowicza i Siplaka. Dotychczas ciężko było znaleźć dla nich wspólnie czas, aby grali obok siebie. W niedzielnym meczu zagrali razem, ale nie obok siebie, a po prostu wspólnie na jednej stronie obrony i wahadła. Zdawało to świetnie egzamin i ciekaw jestem, czy był to pomysł jednorazowy, czy eksperyment zostanie powtórzony w piątkowe popołudnie i meczu otwierającym kolejną kolejkę z Lechią!
Kiepskiej baletnicy…?
Pomeczowa konferencja została zdominowana przez dość ostre i kontrowersyjne słowa szkoleniowca Legionistów. Wg Goncalo Feio trawa była dwukrotnie dłuższa, a w dodatku niewystarczająco podlana w stosunku do warunków atmosferycznych. Na końcu jednak w szukaniu winnych wskazał siebie jako tego, który to weźmie na barki i udźwignie. Zgadzam się w stosunku do dalszych słów, że w Polsce bardzo łatwo przechodzimy ze skrajności w skrajność w kwestii zadowolenia, czy rozczarowania, ale narzekanie na jakość i stan murawy? To raczej oczywiste, że gospodarski klub będzie starał się podpasował jej stan i nawodnienie pod siebie. Jaki sens byłby robić przysługę gościom i ułatwiać im wygranie meczu? Oczywiście abstrahując już od samego faktu, czy te oskarżenia miały jakiekolwiek podstawy! Puszcza odrobiła zadanie domowe lepiej, aniżeli Legia i zasłużenie zremisowała, a i jej wygrana nie mogłaby być odebrana jako wiekowa niesprawiedliwość.
Co dalej w terminarzu?
Legii pozostaje skupić się na czwartkowym rewanżu z Brondby, a następnie weekendowym spotkaniu z Radomiakiem. Puszcza już w piątkowe popołudnie otworzy piątą kolejkę Ekstraklasy meczem z Lechią. Mecz obu drużyn, które jeszcze nie doznały smaku zwycięstwa? Zapowiada się znowu emocjonujący mecz w Krakowie!