Kolejna wpadka lidera z Poznania powoduje, że różnica między podium Ekstraklasy to zaledwie jeden punkt! Przebudzenie Śląska oraz kontynuacja dobrych wyników Lechii powoduje, że i w dole sytuacja robi się arcyciekawa! O tym i o wszystkim, co wydarzyło się w weekend na polskich boiskach w podsumowaniu kolejki w ramach MADEJki. Zapraszam!
Kolejny remis Pasów
Pierwsze spotkanie kolejki odbyło się w Krakowie, gdzie miejscowa Cracovia gościła Koronę, której trenerem jest były szkoleniowiec Pasów – Jacek Zieliński. Był to dla niego z pewnością prestiżowy mecz, a gra Kielczan w tym roku pozwalała napawać optymizmem. Mecz dla gości układał się dobrze, bo jeszcze w pierwszej połowie udało się im wyjść na prowadzenie, a samobójcze trafienie zaliczył Ghita. Z obu stron jednak nie było to najlepsze spotkanie. Drugą odsłonę Korona zaczęła najgorzej, jak tylko mogła – szybko drugą żółtą kartkę otrzymał Strzeboński, przez co długi czas musieli sobie piłkarze radzić w osłabieniu. Naturalnie inicjatywę przejęły wtedy Pasy i atakowały, coraz mocniej spychając do defensywy rywali. I choć podopieczni bronili się zaciekle i przede wszystkim skutecznie, nie zdołali tego stanu rzeczy utrzymać do końca. W doliczonym czasie wyrównał Sokołowski. Cracovia miała chrapkę na zgarnięcie pełnej puli, ale zwyczajnie zabrakło już czasu. Trzeci kolejny remis Pasów. Czy to oznacza falstart piłkarzy Kroczka? Kibice z pewnością tak to określą, gdyż po rundzie jesiennej sytuacja wyjściowa była bardzo korzystna do ewentualnej ofensywy na wyższe miejsca, może nawet te pucharowe. Korona za to mimo straty bramki w końcówce, wywozi z Krakowa punkt i robi kolejny krok w kierunku utrzymania Ekstraklasy dla Kielc.
Poznański gen zaczął się uwidaczniać?
Zdecydowany hit kolejki miał miejsce w Poznaniu, gdzie przyjechał Raków z Markiem Papszunem na czele. Forma przed tym meczem wskazywała bardziej na Lecha, szczególnie, że grał on u siebie. Problemem mogła być historia spotkań tych drużyn w stolicy wielkopolski. Ostatnie lata to pasmo niepowodzeń Lechitów. Runda wiosenna zaczęła się dla gospodarzy świetnie, bo wysoko wygrany mecz z Widzewem sprawił, że wśród kibiców i chyba także w klubie, wszyscy zostali uśpieni. Brutalna pobudka nastąpiła w piątkowy wieczór. Po przegranej z Lechią, również z Rakowem nie udało się chociażby zremisować. Co jednak może bardziej martwić, to również styl tej porażki – Raków w tym spotkaniu był po prostu drużyną lepszą, choć defensywne usposobienie drużyny Papszuna nie każdemu przypada do gustu. Są jednak piekielnie skuteczni i dogonili Lechitów już na jeden punkt. Szampanów w Poznaniu nie ma więc co jeszcze chłodzić, bo do końca sezonu może się zdarzyć dosłownie wszystko. Potrzebna jest błyskawiczna diagnoza przez sztab trenerski, co poszło nie tak od początku roku, że Poznaniacy nie potrafią wejść na swój wysoki poziom. A może to ten słynny poznański gen daje o sobie znać? Jeśli nie zdobędą mistrzostwa, z pewnością mnóstwo znajdzie się w internecie odwołań do niego właśnie.
Śląsk zgarnia komplet – drugie (!) zwycięstwo w sezonie stało się faktem!
Pisząc o drugim w sezonie zwycięstwie Wrocławian aż złapałem się za głowę. Na dwadzieścia jeden meczów, wygrać dwa i to jako wicemistrz Polski? Brzmi abstrakcyjnie, absurdalnie. Jeszcze mocniej wybrzmi to, kiedy ten Śląsk zacznie zdobywać regularnie punkty i jeszcze zakręci się wokół bezpiecznej strefy, do której ciągle traci sporo. Cieszy jednak z perspektywy postronnego obserwatora fakt, że się nie poddają i walczą w każdym meczu. Nie załamała ich całkowicie również bramka w ostatniej minucie meczu z Radomiakiem przed tygodniem, gdzie byli praktycznie pewni zwycięstwa, a skończyło się remisem. Sobotnie zwycięstwo z Widzewem było bardzo przekonujące. Co martwi w kontekście Widzewa, to jak bardzo są piłkarze pod formą. Trzymają ciągle bezpieczny wydaje się dystans nad strefą spadkową. Kilka takich małych, czy większych wpadek może spowodować, że i w Łodzi będzie nerwowo. Tym bardziej, że inne kluby za nim w tabeli obudziły się po zimowej przerwie i solidnie punktują.
Górnik wreszcie zwycięski – Radomiak musi poczekać
Do Zabrza przyjechał Radomiak, a obie drużyny przed spotkaniem łączył fakt, że jeszcze w 2025 roku nie zaznali smaku zwycięstwa. Mogło to oznaczać słaby mecz o niskiej jakości albo właśnie wprost przeciwnie. Na szczęście ta druga opcja okazała się wiążąca. W pierwszej połowie prawdziwy rollercoaster, zakończony aż czterema bramkami oraz remisem. Na każdy cios zadany przez podopiecznych Urbana, goście znajdowali odpowiedź. Zmieniło się to po zmianie stron, kiedy padła już tylko jedna bramka i zdobył ją Lukas Podolski. Gościom nie udało się odwrócić losów spotkania, po którym mówi się nie tylko o aspekcie stricte sportowym, ale ponownie o zachowaniu boiskowym byłego mistrza świata. Tym razem już o potencjalnym łagodniejszym traktowaniu przewinień Podolskiego wypowiadano się nie tylko w świecie dziennikarskim, ale również sędziowskim. Moja opinia? To prawda, że było już kilka przewinień, za które powinien Lukas z boiska wylecieć, ale został oszczędzony. W całej tej historii rzuca się w oczy jednak coś innego – arogancja, z jaką odpowiada za pomocą mediów społecznościowych sam piłkarz. Zupełnie inny odbiór jego osoby byłby, gdyby faktycznie przyznał, że przesadził, bije się w pierś i obiecuje poprawę. A tak jeszcze bardziej zaognia sytuację. Plus dla niego i klubu z tego taki, że przynajmniej o Górniku w mediach jest głośno i nie są w żaden sposób pomijani.
Historia napisana – Puszcza przez Legię pokonana!
Cóż to była za irracjonalna historia, kiedy w trzech próbach ligowych, żadnej nie udało się wygrać Legionistom w starciach z Puszczą. To już jednak przeszłość, bo w sobotni wieczór piłkarze Feio wygrali mecz i przechytrzyli Tułacza i spółkę. Polski trener Żubrów nie znalazł sposobu, ani stałego fragmentu gry, który zaskoczyłby gospodarzy. Wojskowi już w pierwszej połowie strzelili dwie bramki, które okazały się wystarczające. Choć po zmianie stron sytuacji wciąż mieli gospodarze co najmniej kilka, to nie udało się pokonać Komara po raz trzeci. Puszcza również mogła ukąsić choć raz, ale zawodziła skuteczność albo innym razem niewiele brakło, aby wrzuconą wzdłuż pola karnego piłkę skierował do bramki Kosidis. Zwycięstwo Legii zdecydowanie zasłużone, choć jej pierwszą bramkę nie zobaczyło zbyt wielu kibiców, którzy na pierwszy kwadrans w ramach protestu opuścili trybuny. Sytuacja Puszczy w tabeli zaczyna robić się nieciekawa, tym bardziej, że bezpośredni rywale zaczęli punktować. Czy ratunkiem okaże się rychły powrót drużyny do Niepołomic i swojego stadionu?
Pogoń na fali – wygrywa nawet na wyjeździe!
Entuzjaści, którzy cieszyli się dobrymi meczami i przede wszystkim wygranymi Pogoni na początku roku, gaszeni byli przez sceptyków, mówiących „poczekajcie do wyjazdowego meczu”. Obawa była jak najbardziej słuszna, wszakże to Portowcy są klasycznym przykładem drużyny własnego boiska, gdzie u siebie zbudowali prawdziwą twierdzę, ale gdy tylko piłkarze opuszczali Szczecin, zdawało się, że oglądamy inną drużynę. Tym ciekawiej zapowiadał się mecz w Mielcu, gdzie miejscowa Stal była świeżo po wygranej z Jagiellonią i jeśli pokonali mistrza, to nic nie stawało na przeszkodzie w wygranej z kiepską na wyjazdach Pogonią. W Szczecinie jednak wiele się zmieniło – zmiany właścicielskie, organizacyjne. To wszystko mogło tchnąć nowego ducha w drużynę. W końcu zawsze fajnie pokazać się z dobrej strony nowym właścicielom. Nie wiem, czy taka była główna motywacja, ale Pogoń ponownie wyglądała solidnie na boisku. Może nie od początku, bo pierwsza odsłona to szarpana gra z obu stron, ale już po przerwie Pogoń szybko weszła na wysokie obroty i za sprawą Koulourisa i Przyborka wyszła na dwubramkowe prowadzenie. Wynik był pewny, ale Portowcy nie byliby sobą na wyjazdach, gdyby nie zafundowali w nim emocji. W samej końcówce Stal zdobyła kontaktową bramkę, czym zapewniła ciekawą końcówkę spotkania. Wynik meczu jednak nie uległ zmianie i Portowcy ponownie zdobyli komplet punktów! Przy stratach czołówki tabeli nagle okazuje się, że do liderującego Lecha tracą zaledwie 5 punktów… Oj będzie się jeszcze działo w najbliższych miesiącach w Ekstraklasie!
Nikt nie chciał przegrać
Tak, jak w Zabrzu mierzyły się drużyny, które zaliczyły falstart w nowym roku, tak w Katowicach wprost przeciwnie – GKS po wygranych ze Stalą i Rakowem przyjmował u siebie Piasta, który pokonał Śląsk oraz Legię. Obie ekipy w wysokiej formie od powrotu z przerwy zimowej, zapowiadało się mega meczycho, które jednak troszkę rozczarowało. Pierwsza połowa bez większych emocji, które to zwiększyły się drastycznie po przerwie. Obie drużyny miały swoje sytuacje, ale za każdym razem albo zawodziła skuteczność albo ze świetnej strony pokazywali się bramkarze. W ostatniej minucie świetną sytuację miał Jirka, który sytuacyjnie uderzył prawie idealnie, ale zdołał się wyciągnąć Kudła i uratował punkt dla GKSu. Podział punktów nikogo zbytnio nie krzywdzi, zarówno GKS, jak i Piast zachowują status niepokonanych i w najbliższy weekend o przedłużenie tego statusu Piast zagra u siebie ze Stalą, a GKS zmierzy się w Lublinie z Motorem.
Jaga zachowuje status quo, mimo obciążeń pucharowych
Niektórzy wciąż nie mogą wyjść z podziwu – jak to, Jagiellonia, mistrz Polski, który osiąga sukcesy w Europie, jest również współliderem Ekstraklasy? Przecież Legia i Lech notorycznie pokazywali i udowadniali, że tak się nie da! Okazuje się, że jednak się da i świetnie udowadnia to Siemieniec i cała Jaga. W niedzielę kolejne pewne, niepodważalne zwycięstwo w Białymstoku. Tym razem ofiarą Motor Lublin. Chociaż mimo że ostatecznie wygrana pewna i nie ulegająca wątpliwości, tak piłkarze gości przez pierwszy kwadrans, może dwa, wlali w serca swoich sympatyków mnóstwo nadziei. Wyglądali naprawdę solidnie – niczym na jesień, kiedy potrafili sprawiać niespodzianki. Jak jednak mówi piłkarskie porzekadło o niewykorzystanych sytuacjach? Ano właśnie tak, jak pokazali to Białostoczanie. Czego Motor nie potrafił przekuć na bramki, Jadze udawało się bez problemu. Rywal wypunktowany, dodatkowo osłabiony po czerwonej kartce dla Sampera w końcówce pierwszej połowy. Zwycięstwo to spowodowało, że zrównali się oni punktami z Lechem, który jeszcze niedawno miał 5 punktów przewagi i szanse na jej powiększenie. Co ciekawe, w chwili obecnej mają podopieczni Siemieńca tyle samo punktów, co w zeszłym sezonie na tym samym etapie. Wtedy skończyło się mistrzostwem. Jak będzie teraz? Jedno jest pewne – znaleźli w stolicy Podlasia sposób, aby połączyć z sukcesami grę na kilku frontach. Ta sztuka wcześniej nie udawała się polskim klubom praktycznie w ogóle. Chapeau bas!
Problemy Lechii? Z pewnością nie na boisku!
Na zakończenie kolejki zmierzyły się drużyny dołu tabeli – Zagłębie z Lechią. Długo zastanawiano się, czy ten mecz w ogóle się odbędzie z powodu zamieszania w Gdańsku, gdzie groziło Lechii wycofanie z rozgrywek i walkower w pozostałych meczach sezonu. Ostatecznie drużynę uratowała Ekstraklasa, która potrąciła z kolejnej transzy dla klubu pieniądze i spłaciła zaległości wobec Ruchu Chorzów. Czy to słuszna decyzja? Wiadomo, że w przypadku nie odbycia się tylu meczów kary byłyby ogromne dla Ekstraklasy, przez co próbowali desperacko ratować sytuację. Z drugiej jednak strony inne kluby też mogą teraz pomyśleć – „to może my kupmy kogoś, na kogo nas nie stać, to nam Ekstraklasa wcześniej zapłaci i zyskamy sportowo jeszcze w tej rundzie”. Science-fiction? Może i tak, ale niewykluczone, że otwarcie takiej furtki może doprowadzić do podobnych incydentów w przyszłości. Co najważniejsze, czyli od strony sportowej, w Gdańsku dzieje się bardzo dobrze. Pokonanie u siebie Lecha było miłą niespodzianką. Takie wygrane jednak muszą być poparte kolejnymi wynikami i awansami regularnymi w tabeli. W poniedziałkowy wieczór pewnie zostało pokonane Zagłębie, które udowodniło, że wygrana z Puszczą w Krakowie wcale nie oznaczała końca kryzysu. On wciąż trwa i zagrożenie spadkowe jest jak najbardziej realne. A co jeśli tak wyśmiewana opinia Piotra Burlikowskiego przed rokiem, który cieszył się z ósmego miejsca Zagłębia na koniec sezonu, była całkiem realną oceną potencjału zespołu? Teraz przecież za to ósme miejsce na koniec wiele by dano w Lubinie, tak myślę…