Polska w swoim drugim spotkaniu na młodzieżowych mistrzostwach Europy remisuje ze Szwecją 2:2.
Mieliśmy małe deja vu…. początek znowu jak z bajki. 6 minuta, kapitalna akcja Kownackiego prawą flanką, jeszcze lepsze zagranie w pole karne do Monety a ten pokonuje bramkarza Szwecji. 3 minuty później bliski podwyższenia wyniku był Stępiński. Tak, przez kilka minut przecieraliśmy oczy ze zdumienia – Polacy grali świetnie. Szkoda, że to było tylko kilka minut… Wraz z upływem czasu nasi reprezentanci zaczęli się cofać i oddawać inicjatywę rywalom – wiadomo, jak się to musiało skończyć. W 36 minucie wyrównującą bramkę zdobył Strandberg. Duża w tym niestety zasługa Wrąbla, który bardzo niepewnie interweniował. Gol na 2:1 padł jeszcze przed przerwą – dośrodkowanie z rzutu rożnego i Larsson głową pakuje piłkę do siatki.
Drugą połowę graliśmy tak, jak byśmy prowadzili 3:1, a nie przegrywali 1:2. Spokojnie, bez forsowania tempa – laik mógłby pomyśleć, że taka porażka cokolwiek nam daje. Nieśmiałe ataki zaczęły się dopiero pod koniec spotkania –w przeciągu kilkudziesięciu sekund swoje szanse mieli Kownacki i Linetty – w obu przypadkach górą był jednak bramkarz Szwecji. Odważniejsze nastawienie opłaciło się – w 90 minucie Krzysztof Piątek wywalczył rzut karny, który pewnie na bramkę zamienił Dawid Kownacki. Dało się? Dało. Szkoda, że zagraliśmy dobre tylko kilkanaście minut. Remis daje nam jednak wciąż jakieś matematyczne szanse na awans. Matematyczne, ale zawsze szanse.