Piłkarze Michała Probierza chcieli podtrzymać dobrą serię z ostatnich meczów, a zawodnicy Leszka Ojrzyńskiego zwycięstwem chcieli uczcić święto wszystkich górników oraz udowodnić, że ostatnia wygrana z Piastem nie była tylko zrządzeniem losu.
Trener Jagiellonii Michał Probierz jak nigdy w swojej karierze postanowił być wiernym zasadzie, że zwycięskiego składu się nie zmienia i do gry desygnował dokładnie tę samą jedenastkę, co we wtorkowym meczu z Zagłębiem Lubin. Z kolei Leszek Ojrzyński musiał dokonać kilka roszad, bo z powodu urazu nie mógł zagrać m.in. Radosław Sobolewski.
Początek spotkania pokazał, że plan opiekuna gospodarzy na to spotkanie był słuszny. Piłkarze gospodarzy od pierwszych minut przejęli inicjatywę w meczu, a w 4. minucie objęli prowadzenie za sprawą sprytnego strzału Przemysława Frankowskiego. Szybko strzelony gol był zgubny dla białostoczan. Chwila odprężenia i przestoju spowodowała, że pozornie niegroźny rzut z autu zamienił się na bramkę wyrównującą.
Na przerwę piłkarze obydwu zespołów schodzili przy stanie remisowym, ale więcej powodów do zadowolenia mieli goście. Po straconej bramce szybciej zareagowali na niekorzystny wynik, zdobyli bramkę i zwietrzyli okazję do kolejnych. Drugą połowę tradycyjnie lepiej rozpoczęli gospodarze, ale ich akcje były zbyt niedokładne, aby zagrozić bramce Janukiewicza. W 67. minucie Igors Tarasovs popełnił błąd w przyjęciu piłki, którą przejął Łukasz Madej i sam wykończył akcję umieszczając piłkę w siatce.
Po tym trafieniu wiele serce na białostockim stadionie straciło nadzieję na korzystny rezultat. Jednak wtedy objawił się dobry nos trenera Probierza, który wprowadził na boisko Grzelczaka, a ten wykorzystał zamieszanie w polu karnym Górnika i wyrównał stan meczu. Jeśli ktokolwiek myślał, że Jagiellonia zacznie bronić remisowego wyniku to pewnie otworzył usta ze zdumienia. Piłkarze Probierza rzucili się do strzelenia trzeciej bramki, dającej trzy punkty, zapominając o obronie. Między pomocą i defensywą żółto-czerwonych utworzyła się tak duża przerwa, że goście raz po raz wjeżdżali w pole karne gospodarzy jak w masło. Dzięki temu w 87. minucie dośrodkowanie Sadzawickiego na bramkę zamienił niezawodny ostatnio Roman Gergel.