Trzeba przyznać, że w Bielsku oglądaliśmy całkiem niezłe widowisko. Bardzo ładny stadion, który coraz mniej przypomina plac budowy(nie to co niestety w Zabrzu), niezłe akcje, bramki i… niestety kiks bramkarza. Czy ciągłe remisy pozwolą Podbeskidziu utrzymać ósemkę?
Do 15. minuty nie byliśmy świadkami widowiska najwyższych lotów(aczkolwiek żeby żadna z drużyn nie poczuła się urażona, oglądaliśmy o wiele gorsze widowiska). Wtedy, żeby uatrakcyjnić widowisko, sędzia odgwizdał rzut karny, ale chwilę potem zmienił decyzję. Nie zmienił jej 180 sekund później – do ‚jedenastki’ pewnie podszedł Maciej Iwański, który takich sytuacji zwyczajnie nie marnuje.
Wiślacy nie rzucili się ‚na huraaaa’ do ataku, bardziej sukcesywnie próbowali zdobywać pole karne. Choć im to nie wychodziło, Donald Guerrier po tragicznym przyjęciu, ale precyzyjnym strzale dał wyrównanie. Wyrównanie, z którego goście nie cieszyli się długo – Marek Sokołowski kilka minut później pokazał, że swoimi wyrzutami z autu mógłby konkurować nawet z legendarnym Rory Delapem – świetna wrzutka w pole karne, tam najlepiej się odnajduje Tomasz Górkiewicz i Podbeskizdie do przerwy prowadzi 2:1.
W drugiej części gry Wiślacy, podobnie jak w pierwszej, nie rzucili się całą drużyną do odrabiania strat. Kilka co najwyżej niezłych okazji z ich strony, nieśmiałe kontry Podbeskidzia + rzuty wolne Iwańskiego nie zapewniały palpitacji serca nawet sympatykom obu drużyn. Ale w końcu w bramce mamy Zajaca. Człowieka-legendę, który śmiało może być stawiany w jednym rzędzie z Cabajem czy Pawełkiem – bramkarzami naprawdę solidnymi, ale jeśli już dającymi ciała – to po całości. Słowacki bramkarz nie popisał się w 71. minucie, który przepuścił pod ręką piłkę po niezbyt mocnym strzale Guerriera z bardzo ostrego kąta. Końcówka meczu stosunkowo żywa, szczególnie ostatnie minuty w wykonaniu Podbeskidzia, które raz za razem miało jakiś stały fragment gry, a w ich przypadku to wiadomo – zagrożenie konkretne. Wynik jednak się nie zmienił, remis, który tak naprawdę nie urządza żadnej z drużyn.