Grupa spadkowa nie bez powodu nazywa się spadkowa. Miał być – cytując skoczka narciarskiego, który może kojarzyć się z byłym politykiem PiS – ‚luz w dupie’, a był chodzony. Obie drużyny jednak wykonały swój cel – Cracovia wygrała ‚tę gorszą grupę’, a Ruch dzięki korzystnemu układowi innych gier utrzymał się w lidze. Zerowym nakładem sił.
A zaczęło się obiecująco. Najpierw huknął Dąbrowski – piłka odbiła się od jednego słupka, potem od drugiego i… została złapana na linii bramkowej przez Putnockiego. Minutę później do stuprocentowej sytuacji doszedł Babiarz, ale ten nawet nie trafił w bramkę. Później nic, nic i jeszcze raz nic. Aż do 20. minuty, kiedy to Cracovia zdobyła rzut rożny. Piłkarze Ruchu najwidoczniej byli zdekoncentrowani brakiem Miroslava Covilo i nie wiedzieli kogo przykryć – wykorzystał to Piotrek Polczak, który posłał piłkę do siatki. I długo długo nic. Cracovia nic nie musiała. Ruch? Chodzony. I znowu długo długo nic.
Druga połowa i znowu długo długo nic. Niby chorzowianie przeważali, ale zagrożenia nie stworzyli żadnego. Ożywiło nam się dopiero w końcówce, kiedy Ruch zaczął atakować większą liczbą graczy(skutek tak samo mizerny), a Cracovia wypuszczała kolejne kontry. Kontry z których nic jednak nie wynikało – albo spalony, albo fenomenalnie bronił Putnocky. Wynik się nie zmienił, miesiąc miodowy trenera Zielińskiego trwa. Nasuwa się pytanie, jak poradzą sobie w następnym sezonie?