Mistrz Polski w pierwszym mecze trzeciej rundy eliminacji do Ligi Mistrzów sprawił miłą niespodziankę, remisując w Zagrzebiu z faworyzowanym Dinamem 1:1 (0:0). Gole zdobywali kolejno Bruno Petkovic dla gospodarzy oraz Ernest Muci dla gości. Ten wynik przed rewanżem w Warszawie sprawia, że kwestia awansu pozostaje sprawą otwartą.
Cel przed meczem był oczywisty wywieźć korzystny rezultat, by u siebie móc powalczyć o coś więcej niż honor. Od początku było widać jaki plan przed meczem nakreślił trener Czesław Michniewicz. Neutralizowanie zakusów rywala w zarodku i wykorzystywanie nadarzających się okazji, kontr. Od początku jednak w szeregach mistrza Polski dało się zauważyć nerwowość. Już po kilku sekundach od rozpoczęcia gry niebezpieczną stratę zaliczył Mladenovic, na szczęście dla Legii rywale tego nie wykorzystali. Potem Serb odwdzięczył się kolegom inicjując dobre okazję bramkowe, lecz zarówno Emreli i Rafa Lopes musieli uznać wyższość skutecznie interweniującego Livakovicia. Potem do przerwy okazję mieli gospodarze, lecz mimo, że piłka wylądowała w sieci, to bramka nie mogła być i nie została uznana ze względu na spalonego.
O ile w pierwszej części spotkania Legia potrafiła się postawić, odgryźć rywalowi, o tyle na początku drugiej połówki dało się zauważyć co raz większą przewagę po stronie Dinama. Próbowali, próbowali aż w końcu przebili się przez legijny mur. Apogeum miało miejsce w 59 minucie spotkania. Dobre dośrodkowanie z prawej flanki zaliczył Ivanusec, a skutecznie okazję na bramkę zamienił Bruno Petkovic, który piękną główką wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Po tym Dinamo spuściło trochę z tonu, a Legia próbowała zdobyć bramkę. Gospodarzy za minimalizm ukarał Muci który z 20 metrów pięknym strzałem przy lewym słupku umieścił futbolówkę w sieci. Po wyrównaniu gra Legionistów kolokwialnie rzecz ujmując siadła i po prostu robili wszystko by dowieźć korzystny rezultat. Finalnie pomimo chaosu i wielu stykowych sytuacji udało się uzyskać zamierzony efekt i z Chorwacji mistrzowie Polski mogą wrócić z cennym remisem i świadomością, że Dinamo nie takie straszne jak go malują.