Kto by pomyślał, że rozgrywki na poziomie Centralnej Ligi Juniorów mogą obfitować w emocje na najwyższym poziomie? Jeśli weźmiemy pod uwagę, że na najwyższym ich szczeblu, w finale dochodzi do starcia odwiecznych rywali odpowiedź staje się dosyć klarowna. Piłkarze obu drużyn rozegrali we Wronkach iście szalony mecz. Ostatecznie spotkanie zakończyło się wynikiem 2-3, ale nawet ilość bramek nie oddaje całego kolorytu tej zaciekłej konfrontacji. Zwrotów akcji nie zabrakło, a warunki pogodowe zdecydowały się dopasować do zmiennych losów drugiego, finałowego starcia pomiędzy poznańskim Lechem a warszawską Legią. Ostatecznie to legioniści sięgnęli po koronę, ale w trakcie meczu, pomimo wysokiej zaliczki z pierwszego spotkania (3-0 na własnym terenie) nic nie było takie jasne.
Lech Poznań – Legia Warszawa 2:3 (2:1)
BRAMKI: Janicki (20., 45. +1.) – Ryczkowski (8.), Wieteska (65.), Nawotka (88.)
Lech Poznań: Mateusz Lis, Mateusz Spychała, Marcin Banaszak, Kacper Wojdak, Kamil Szubertowski (77. Bartosz Tetych), Kamil Jóźwiak, Piotr Rymar (66. Jakub Pawlicki), Marcin Gawron, Robert Janicki, Krystian Sanocki (57. Jakub Zagórski), Piotr Kurbiel (83. Damian Roszczyk).
Legia Warszawa: Dawid Leleń, Bartosz Skowron, Eryk Rakowski (46. Mateusz Hołownia), Rafał Makowski, Mateusz Wieteska, Arkadiusz Najemski, Miłosz Kozak (75. Tomasz Nawotka), Filip Karbowy (83. Wojciech Kochański), Adam Ryczkowski, Miłosz Szczepański, Robert Bartczak (71. Konrad Michalak).
żółte kartki: Gawron, Banaszak, Lis, Rymar, Spychała – Rakowski, Hołownia.
czerwone kartki: Marcin Banaszak (61., za drugą żółtą), Jakub Zagórski (66., za brutalny faul) – Miłosz Szczepański (53., za brutalny faul).
Legia swój mecz zaczęła tak, jakby kompletnie zapomniała o wyniku sprzed kilku dni. Legioniści podeszli bardzo wysoki, chcieli odciąć swojemu rywalowi nie tylko drogę do bramki, ale i do wyjścia z własnej połowy. To wszystko dopełniali odbiorem w newralgicznych sektorach boiska. Poznaniacy zareagowali na to grą przez środek boiska, która była skuteczna jedynie do okolic szesnastki. Ogromnych problemów nastręczało dogranie piłki do Kurbiela, większość długich, prostopadłych podań była albo przecinana przez Wojskowych, albo zwyczajnie niedokładna.
Już w 6. minucie meczu, legioniści mogli uspokoić grę. Po tym jak piłka po rzucie rożnym wylądowała w polu karnym, wyskoczył do niej Makowski prowokując ogromny zamęt w szeregach przeciwnika. Żaden legionista nie odnalazł się jednak w sytuacji, przez co na podniesionym ciśnieniu się skończyło. Goście bowiem, zachowywali się jakby cała akcja była rozgrywana w slow motion. Minutę później Legia zadała swój pierwszy w tym meczu cios.
Ryczkowski z łatwością przedarł się przez bierną defensywę Kolejorza, która pozostawała od niego w znacznej odległości ani myśląc o doskoku. Pomknął flanką i z ostrego kąta pokonał Lisa, nie pozostawiając mu żadnych szans na skuteczną interwencję.
Ta akcja jedynie napędziła Wojskowych. Równie silnie jak strzelec pierwszej bramki, pole karne szturmował Kozak, który gdyby nie skuteczna interwencja Szubertowskiego dobiłby bezradnych lechitów. Napór Legii nie ustawał. Był o tyle łatwiejszy do przeprowadzenia, ponieważ Lech poruszał się po boisku zdecydowanie za wolno. Z tego powodu, legioniści z łatwością przedzierali się w newralgiczne sektory swojego rywala. W 19. minucie Kozak znów mógł napsuć krwi swoim byłym kolegom, po tym jak posłał płaską piłkę w pole karne. Całość akcji umożliwił mu Szubertowski, który zdecydowanie go odpuścił. Również Sanocki miał ogromne problemy z opanowaniem futbolówki, co o mały włos nie zakończyło się tragicznie dla drużyny gospodarzy.
I gdy wydawało się, że Lech właściwie nie ma racji bytu na istnieje, że choć potrafi przedrzeć się w okolice szesnastki przeciwnika, to niedokładność jego podań doprowadza do migreny, Janicki rozpalił nadzieję wśród swoich kolegów. W 20. minucie lechita efektownie wykorzystał fatalny błąd Najemskiego, z pomocą podcinki pokonując Lelenia.
Gol zdecydowanie rozochocił poznaniaków. Uwierzyli oni w sukces. W to, że jeszcze mogą odwrócić losy spotkania. Najpierw, jedynie skuteczna interwencja bramkarza Legii ocaliła ją przed stratą kolejnej bramki po mocnym uderzeniu Kurbiela na krótki słupek, a następnie w 28. minucie po świetnym dograniu Jóźwiaka, strzelcowi gola dla Lecha zabrakło nieco wykończenia po tym jak stanął przed genialną okazją na trafienie. Janicki był całkowicie niekryty w polu karnym – wystarczyło jedynie mocniej uderzyć. To nie był koniec popisu niemocy Kolejorza. Kto by pomyślał, że po przechodzonym pierwszym spotkaniu stworzą sobie aż tyle sytuacji. I nie będą potrafili ich wykorzystać. W 31. minucie, Jóźwiak wygrał pojedynek biegowy z obrońcą Legii, wyszedł sam na sam z Leleniem i zamiast samodzielnie zakończyć tę akcję, odegrał piłkę w głąb pola karnego, gdzie w ostatniej chwili padła łupem defensora Wojskowych. Młody lechita mógł poważnie pluć sobie w brodę!
Lechowi udało się jeszcze przed końcem pierwszej połowy pognębić legionistów. Już w doliczonym czasie, Kurbiel objechał Lelenia, wytrzymał ciśnienie, płasko podał w pole karne, a Janickiemu nie pozostało nic innego prócz wykończenia. Tym razem, skutecznego i pewnego.
W drugiej części spotkania, Legia starała się grać bardzo rozważnie. Kierowała grę w kierunku Ryczkowskiego lub Kozaka, by unikać rozegrania po ziemi, a tym samym wszelkich strat w tym sektorze boiska. Legioniści widzieli, że ich rywali stać na skuteczny doskok, wygarnięcie futbolówki, a tym samym stworzenie groźnej sytuacji. W tym samym czasie, Lech oczywiście miał problemy z dokładnością oraz ze zbieraniem piłki. Mimo wszystko, gospodarze próbowali kontynuować dobrą grę z pierwszej połowy. Popełniali jednak zbyt dużo indywidualnych błędów. Między innymi, zbyt wielka pula Sanockiego na dryblingi nieraz mogła doprowadzić jego kolegów do zawału serca. Pomocnik zbyt często bawił się piłką w okolicach szesnastki przez co mogła ona paść łatwym łupem przeciwnika. I niejednokrotnie do tego dochodziło.
Lech starał się długo utrzymywać przy piłce i cierpliwie budować atak pozycyjny zaczynając od tyłu. I wydawało się nawet, że los jest po jego stronie.
Szczepański chwilę przed tym, jak miał zostać zmieniony (52. minuta), dopuścił się prawdziwej głupoty ostro faulując Jóźwiaka. Sędzia nie wahał się – od razu pokazał czerwony kartonik.
Paradoksalnie jednak, Lech od razu nie przejął inicjatywy. Wręcz przeciwnie, wydawał się być zdezorientowany, nie zwietrzył swojej szansy w sprzyjających wydarzeniach boiskowych. Zmotywowana Legia zauważyła lekkie rozproszenie w szeregach rywala i starała się go coraz bardziej spychać. Tak, że… Kolejorz solidarnie też stracił zawodnika.
Wydawało się, że Szczepański gorzej zachować się nie mógł. Otóż dało się. Banaszak zobaczył drugą żółtą kartkę za faul na Kozaku przez co również został zmuszony do opuszczenia murawy. Siły stały się wyrównane. No, przynajmniej w sposób liczebny.
Na tym wrzawa na boisku się nie zakończyła. Mało brakło, a młodzi piłkarze doskoczyliby sobie do gardeł. Powszechnie wiadomo, że mecze Lecha z Legią budzą ogromne emocje, ale mało kto się spodziewał, że również na tym poziomie rozgrywkowym. Zwłaszcza, że sami piłkarze podjudzali atmosferę. Np. Kozak, schodząc z boiska pokazał trybunom „eLkę”.
Po tym, jak obie drużyny grały w 10, Legia zmieniła swoją defensywną taktykę. Grała głębiej i bardziej kompaktowo, starając się maksymalnie zmniejszyć odległości między poszczególnymi częściami formacji. I gdy wydawało się, że gole już nie padną, Wieteska dał swój wkład w awans Legii do eliminacji do młodzieżowych rozgrywek LM.
W 65. minucie rzut wolny Karbowego, który pozornie wyglądał na słabo wykonany, okazał się być prawdziwym majstersztykiem. Piłka poszybowała wysoko i spadła na głowę Wieteski, który wyskoczył do niej najwyżej. Nie pozostało mu nic innego, jak głową pokonać bezradnego Lisa.
Gęsta atmosfera udzieliła się lechitom. Minutę po trafieniu na 2-2, Zagórski zobaczył czerwony kartonik po tym jak brutalnie wjechał sankami w nogi Kozaka. Co by nie mówić, kartka była w pełni zasłużona.
Nieco więcej kontrowersji pojawiło się chwilę później. Bliźniaczy faul na Spychale popełnił Hołownia, ale sędzia Złotek zdecydował się pokazać jedynie żółtą kartkę. Sprawa była mocno dyskusyjna.
Całe zaangażowanie, wola walki i jakiekolwiek chęci uszły z lechitów. Skończyły się ich zmasowane ataki, odpuścili i tylko czekali aż ten mecz dobiegnie końca. W 88. minucie wykorzystał to Nawotka, który ustalił wynik spotkania.
Legia w finałowym dwumeczu okazała się być zespołem zdecydowanie lepszym, bardziej poukładanym, konsekwentnym o lepszym przygotowaniu technicznym. Legioniści grali dokładniej, piłka kleiła im się do nogi i mogli popisać się większą skutecznością. Również w obronie. Lechowi zabrakło zimnej krwi przy wykańczaniu akcji bramkowych, a do tego popełniał sporo indywidualnych błędów. Również dała się we znaki niepełna dyspozycja kluczowych zawodników. I choć lechici we Wronkach byli zdecydowanie lepsi, to ostatecznie dzięki tytułowi mistrza CLJ Legia będzie się biła o najwyższe cele. O młodzieżową Ligę Mistrzów. Warto jednak wspomnieć, że jeśli pierwsza drużyna poznaniaków dostanie się do fazy grupowej LM, to jej juniorzy i tak będą mieli okazję wystąpić na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Całość drugiego spotkania została dopełniona warunkami pogodowymi, które dostosowywały się do wydarzeń boiskowych. Lekka mżawka przerodziła się w prawdziwą ulewę, tworząc tło do brutalnych fauli i elektryzujących pojedynków. Choć w ostatnim kwadransie zza ciężkich chmur wyłoniło się słońce, to świeciło ono zdecydowanie dla warszawiaków. To oni mają powód do świętowania.