Wczoraj kapitalną walkę na gali UFC w Londynie stoczył i wygrał Jan Błachowicz. Dlaczego wspominam o tym akurat w tym miejscu? Bo w jednym i drugim przypadku była podobna ilość doznań czysto piłkarskich.
Jedno i drugie wydarzenie skończyło się też dwoma rozwalonymi głowami, ale większą karierę przy zamianie sportów wróżyłbym Dawidowi Szufrynowi, który po zderzeniu z Antoninim Culiną tylko polał kilkukrotnie wodę głową i wrócił na boisko.
Nawet taka zawziętość w małym stopniu pomaga jednak Sandecji. Widać rozmowa motywacyjna z kibicami na jednym z treningów dała do myślenia Kazimierzowi Moskalowi, bo ten dokonał dwóch dosyć znaczących zmian w taktyce swojej drużyny. Pierwszy raz wystawił pięciu obrońców, dodatkowo miejsce w składzie stracił Michał Gliwa. Debiut Dawida Pietrzkiewicza nie zapisze się jednak w kategorii najlepszych pierwszych meczów w historii naszej ligi. Były bramkarz Gabali popełnił poważne błędy przy obu golach dla Cracovii. Szczególnie pierwszy ma duże szanse się znaleźć w kompilacji najśmieszniejszych momentów sezonu.
Koncentracja. Właśnie to słowo najlepiej opisuje postawę Pasów w ostatnich tygodniach. Nie inaczej było dzisiaj, bo Cracovia konsekwentnie skupiona była na swoim celu i krok po kroku do niego doprowadzała. Co prawda piłkarze Probierza tuż po drugim golu po prostu się wyłączyli i sprezentowali gola Piszczkowi, ale to jedyny kamyczek jaki można wrzucić do ogródka gospodarzom. Kolejny dobry mecz zaliczył Milan Dimun, tym razem podkreślając go bramką. Chwilę było zastanowienia czy przypadkiem tym wbiciem piłki nie „spalił” akcji Piątkowi, ale wszystko zakończyło się dla Cracovii dobrze i obaj panowie skwitowali to tylko wesołą piątką.
Nie było to wielkie widowisko, ciężko tutaj chwalić Cracovię za przepiękną grę. Fakty jednak są takie, że Pasy wygrywają czwarty mecz z rzędu i praktycznie wszystkie najważniejsze karty w grze o pierwszą ósemkę mają w swoich rękach. Sandecja co raz mocniej przybija się do dna, to już 19 kolejny mecz bez zwycięstwa i niechlubny rekord w tej kategorii jest już bardzo blisko. Jak nie było widać zbytnich nadziei, tak nie widać ich nadal.