Nie rozpuścili nas zbytnio piłkarze na zakończenie 32. kolejki. Po meczu nieco kręcił nosem Piotr Stokowiec, ale końcówka meczu pokazała, że powinien ten punkt szanować. Cracovia nie zdołała wbić zwycięskiej bramki, ale mimo to zapewniła sobie utrzymanie zdobywając w Gdańsku punkt.
Ciężko tutaj silić się na bardzo kreatywne opisy, bo to generalnie był mecz bez większej historii. Trener Probierz co prawda podkreśla na każdym kroku jak Cracovii zależy na zdobyciu 9. miejsca i trzeba mu oddać, że Pasy po prostu cały czas grają swoje i stosują taktykę jaka w tym roku się sprawdza. Podobnie było dzisiaj. Lechia co prawda starała się prowadzić grę, szczególnie w pierwszej połowie, ale ataki raz po raz rozbijały się na kimś z pary Helik – Siplak.
Po obu stronach niesamowicie wręcz kulały skrzydła. Zenjov i Culina, licząc ich dorobek razem, nie wykonali nawet trzech dobrych dośrodkowań. Po drugiej stronie Peszko i Haraslin niby już dochodzili do sytuacji, ale obaj fatalnie je marnowali. To wszystko o tyle dziwne, że oba zespoły mocno opierały grę właśnie na bokach boiska. Gra całej tej czwórki raczej nie trafi do podręcznika „Podstawy skutecznej gry skrzydłowego”.
Cracovia w końcówce była blisko wciśnięcia zwycięskiej bramki, głównie za sprawą dobrej zmiany Denissa Rakelsa. Szarpał także Mateusz Wdowiak, nieźle zaprezentował się Kamil Pestka, korzystając z szansy jaką dała mu pauza Dytiatjewa. Pasy są już pewne utrzymania, swoje szanse w następnych meczach powinni otrzymać piłkarze, którzy mają coś do udowodnienia żeby utrzymać miejsce w drużynie na nadchodzący sezon. Lechia wciąż musi patrzeć za siebie i przygotowywać się na mecze na noże, bo czekają ją starcia z Sandecją i Bruk-Betem.