Nie wiem czym bardziej Michał Probierz zmotywował Filipa Piszczka – wypowiedzią o tym, że za przegrany zakład z jednym z kibiców płacił będzie sam napastnik czy może wizją ewentualnej wspólnej konsumpcji wygranej, a stawką jest nie byle co, bo butelka dobrej whisky. Strzelać tutaj nie chce, fakt jest jednak taki, że motywacja podziałała.
To był mecz zmienników. Piszczek wszedł jeszcze w pierwszej połowie, bo z powodu urazu głowy boisko opuścić musiał Cabrera, ale w pełni rozkręcił się po przerwie wraz z innym rezerwowym – Sebastianem Stróżikiem. Za ich sprawą Cracovia odwróciła wynik tego meczu, ale za drugą połowę pochwały należą się całemu zespołowi. Pasy były dzisiaj niezwykle cierpliwe. Co prawda szybciutko po wznowieniu gry wyrównał Piszczek, kończąc bardzo składną akcję, ale przez następne kilkadziesiąt minut zespół Probierza tkał akcję za akcją w podobnym schemacie licząc, że w jakiś sposób uda się grę w osłabieniu Pogoni wykorzystać. No i się udało. Świetnie w tłoku zachował się Hernandez, a we właściwym miejscu był Stróżik zdobywając swojego premierowego gola w lidze.
Niezwykle ważnego gola, bo to zwycięstwo daje Cracovii już dosyć mocny kontakt z górną ósemką. Przezimować się w niej raczej nie uda, ale pozycja wyjściowa do walki na wiosnę może być bardzo dobra. W zapasie jest jeszcze ostatni mecz w tym roku z Zagłębiem, które też wydaje się mieć mocną końcówkę roku. Ból głowy Probierz może mieć szczególnie w jednym aspekcie – Lubinie zabraknie świetnie spisującej się pary stoperów Datković i Dytiatjew, bo obaj złapali po żółtej kartce i będą musieli pauzować. Jedno miejsce z pewnością zajmie Michał Helik, znakiem zapytania pozostaje to kto zostanie jego partnerem. To jednak problem na przyszły weekend, w tym trener może cieszyć się postawą swojego zespołu, bo ten znów dał mu sporo powodów do radości.
Trudno napisać coś konstruktywnego o grze Pogoni, bo jej jakikolwiek pomysł na działania ofensywne skończył się w 36. minucie. Sebastian Rudol zachował się bardzo głupio, ale nie sposób pominąć tego na jaką minę wsadził go Łukasz Załuska. To kompletnie popsuło plan działania Portowcom, ale los postanowił im to trochę wynagrodzić dając przedwczesną gwiazdkę z nieba w postaci zagrania ręką Cornela Rapy. Drygas strzelił dużo pewniej niż w poprzedniej kolejce, a mało brakowało by ten mecz Pogoń ustawiła sobie tuż po przerwie – główkę Walukiewicza zdołał jednak złapać Michal Pesković. To był punkt zwrotny tego meczu, bo chwilę później wyrównał Piszczek, a potem to już było tylko czekanie na wyrok, który nadszedł 8 minut przed końcem. Runjaić trochę się pewnie cieszy, że ten rok już się kończy, bo nie dość, że w jego drużynie jest mały szpital, to jeszcze zaczęła ona łapać zadyszkę. Cel w Szczecinie jest teraz jeden – dać kibicom prezent pod choinkę w meczu ze Śląskiem.