vmjozj1

Cracovii wreszcie zaczęło wpadać – Korona znokautowana w Krakowie

Przy Kałuży czekali na przełamanie długie tygodnie. Cierpliwość jednak popłaca, bo kibicom Cracovii ostatni gorszy czas został zrekompensowany z bardzo dużą nawiązką.

Napisalibyśmy, że fani Korony dawno nie przeżyli takiego nokautu, ale szybko przypomnieliśmy sobie lipcowy mecz w Lubinie. Z Cracovią było jednak jeszcze boleśniej, bo o ile Zagłębie po pierwszej połowie się zatrzymało i przestało strzelać tak Pasy po przerwie ruszyły z jeszcze większą werwą.

Oglądając ten mecz odnosiliśmy wrażenie jakby ktoś wsadził nas do wehikułu czasu i cofnął do rundy jesiennej poprzedniego sezonu. Wtedy Cracovia też nie dawała rywalowi absolutnie żadnych szans. Podobnie było dzisiaj, Pasy co i rusz pędziły z kolejnymi atakami. Szczepaniak, Piątek, Budziński: pach, pach pach i mecz był właściwie już zamknięty. Co najbardziej podobało nam się w postawie podopiecznych Jacka Zielińskiego to ich bardzo ofensywne nastawienie. Po piątej bramce atakowali oni Koroniarzy tak wysoko i agresywnie jakby na tablicy był wynik 1-2, a nie 5-0. Już w poprzednich meczach nie można było zbytnio się przyczepić do gry Pasów, dzisiaj po prostu zaczęło wpadać. I to na potęgę.

Ostatnie miesiące Korony  są jak porządny rollercoaster. Najpierw kilka wygranych z rzędu i przesunięcie się do samej czołówki by chwilę później zaliczyć bolesne zderzenie z rzeczywistością. 3 ostatnie mecze? 12 straconych bramek i oczywiście zero punktów. Jeśli do tego dodamy fakt, że w Krakowie zabrakło dwóch filarów obrony, Gostomskiego i Diawa, to sześciopak jaki zostawili Pasiacy w bramce Peskovicia zaczyna dziwić trochę mniej. Przerwa reprezentacyjna nie mogła dla Kielczan przyjść w lepszym momencie.