Przygoda polskich zespołów w europejskich pucharach najprawdopodobniej zakończy się na fazie grupowej Ligi Europy. Wielka szkoda, gdyż przed tymi zmaganiami, obie polskie ekipy losowały swoje grupy z trzeciego, a nie czwartego (ostatniego) koszyka, a i grupy wcale nie należały do arcytrudnych. Po pięciu kolejkach szanse na awans Lecha i Legii są iluzoryczne – potrzeba cudów porównywalnych do tego z 2011 roku i meczu Fulham – Odense.
Nikt nam jednak nie zabrania marzyć, więc pozwólcie, że pobujamy dziś w obłokach. Zacznijmy od wicemistrza Polski – Legii Warszawa.
Drużyna Stanisława Czerczesowa jest w koszmarnej sytuacji. Po pięciu kolejkach fazy grupowej ma na koncie cztery i zamyka tabelę grupy D. Jedną pozycję wyżej zajmuje belgijski Club Brugge, ale ma tyle samo punktów co stołeczny klub. Terminarz ułożył się dla warszawskiego zespołu bardzo niefortunnie. Ostatni mecz, który – hipotetycznie, jest o awans – zostanie rozegrany w Neapolu z miejscowym klubem. Włosi mają na koncie komplet punktów i tylko jedną straconą bramkę. Spotkanie z nimi będzie jak walka Dawida z Goliatem.
Cóż, pierwszym warunkiem będzie oczywiście pokonanie niepokonanej drużyny Napoli. Jak przystało na polskie ekipy i ich matematyczne szanse – to nie wszystko, aby znaleźć się w gronie 32 najlepszych drużyn turnieju. Równolegle bowiem będzie trwało spotkanie Midtjylland z Club Brugge i MUSI paść w nim remis, gdyż jeśli Duńczycy wygrają, będą nie do przeskoczenia, a jeśli Belgowie okażą się lepsi, bilans bezpośrednich spotkań Legii z nimi jest ujemny, co w efekcie da awans niedawnemu rywalowi Śląska w eliminacjach do LE.
Dlaczego remis między tymi drużynami da Legii miejsce premiowane do gry w 1/16 finału? Legia ma bezpośredni bilans starć z Midtjylland taki sam. W dwumeczu padł wynik 1:1, a przy takim założeniu bierze się pod uwagę bilans bramek. W przypadku warszawskiego klubu ten bilans wynosi -3, natomiast w przypadku klubu z Danii aż -6. W takim przebiegu sytuacji Legii wystarczy zwycięstwo nawet 1:0, gdyż Duńczykom poprzez remis nie pójdzie w górę ów bilans.
Jeśli chodzi o Lecha, sprawa wygląda trochę bardziej skomplikowanie. „Kolejorz” ma obecnie pięć punktów, tyle samo CF Belenenses. Fiorentina ma o dwa więcej, natomiast Basel z 10 oczkami jest już pewne awansu do kolejnej fazy rozgrywek. Warunek pierwszy? Wiadomo – wygrać z Basel. To dla poznańskiego klubu prawdziwa „stajnia Augiasza”, albowiem Lechici już trzykrotnie mierzyli się ze Szwajcarami i ani razu nie wywalczyli nawet remisu. Załóżmy, że 10 grudnia będzie inaczej i Lech zwycięży. Co dalej?
Belenenses musi wygrać z Fiorentiną, ALE… nie może wygrać większą ilością bramek niż Lech od dwóch. Dla przykładu: Jeśli Lech wygra 1:0 będzie miał stosunek bramek 3:5. Gdy portugalski klub wygra 4:1 będzie miał stosunek rzędu 6:8. Jeśli różnica goli będzie jednakowa, wówczas bierze się liczbę zdobytych bramek, dlatego zarówno jedna, jak i druga drużyna, aby awansować, potrzebują zagrać bardzo ofensywnie.
W skrócie – Legia musi wygrać, a jej rywale w równoległym meczu zremisować, natomiast Lech również potrzebuje wygranej, oraz trzech punktów dla Belenenses przy mniejszej liczbie strzelonych goli od Lecha. No to chyba koniec marzeń…
Blog autora: Piłka w Grze BLOG