Na zakończenie 11. kolejki LOTTO Ekstraklasy Jagiellonia bezbramkowo zremisowała z Pogonią Szczecin.
Bramkarze na plus
Sytuacji do strzelenia bramek nie brakowało, jednak fantastyczną robotę wykonywali golkiperzy obu drużyn. Więcej pracy miał Dawid Kudła, ale Marian Kelemen również nie mógł narzekać na nudę. Czasami pomagała im krzta szczęścia, ale to przecież jeden z elementów futbolowego fachu. Mimo wszystko kibice z Białegostoku, jak i ze Szczecina woleliby na pewno oglądać gole, a nie spektakularne parady bramkarskie. Ale jest słynne powiedzenie pasujące do tej sytuacji: „Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.”
Za dużo nerwowości
Już po kilku minutach mogliśmy oglądać na murawie nie dwudziestu dwóch zawodników, a tylko dwudziestu. Co prawda bardziej na czerwoną kartkę zasłużył Jarosław Fojut, który wyprostowaną nogą zaatakował Fiodora Cernycha, ale wcześniej piłkarz Jagi także nie próżnował. Później doszło do utarczek słownych pomiędzy Kazimierzem Moskalem oraz Michałem Probierzem, którzy na całe szczęście pod koniec zachowali się jak na dżentelmenów przystało i podali sobie dłonie. Taka ilość nerwów jest zbędna, bo przynajmniej pierwszy kwadrans był przez to bardzo denny pod względem czysto piłkarskim.
W ekipie ze stolicy Podlasia było widać brak Konstantina Vassiljeva. Znikoma ilość efektownych zagrań oraz przyzwoitych dośrodkowań. To wszystko efekt absencji reprezentanta Estonii. Pytanie, czy to jednorazowa nieobecność, czy też coś poważniejszego. Popularny Kosta jest mózgiem zespołu i trudno będzie dla Żubrów wygrywać kolejne spotkania bez niego. W drużynie Portowców brakuje natomiast napastnika z prawdziwego zdarzenia. Łukasz Zwoliński w chwili obecnej nie prezentuje umiejętności na poziomie LOTTO Ekstraklasy. Może warto byłoby dać szansę na przykład Seiyi Kitano? Po tym pojedynku Jagiellonia zajmuje pierwszą pozycję z taką samą ilością punktów, co druga Bruk-Bet Termalica. Pogoń dzięki lepszemu bilansowi bramek awansowała na jedenaste miejsce.