Dwa rzuty karne, dwie czerwone kartki, dwa razy obity słupek, do tego trener gospodarzy wyproszony przez arbitra na trybuny – oto jak w skrócie wyglądał dzisiejszy mecz w Łęcznej. Mecz, po którym Robert Podoliński świętuje zwycięstwo jako nowy trener Górali. Po nie najgorszej grze, gospodarze ulegają Podbeskidziu 1:2.
Spotkanie rozegrano w strugach deszczu, co zapewne miało wpływ na niezbyt imponujące tempo i sporo niedokładności. Pierwsza połowa z delikatną przewagą gospodarzy, jednak dobrze spisywał się Emiljus Zubas oraz… ponownie słupek strzeżonej przez niego bramki. Najpierw w 24. minucie po pięknej akcji Górnika obił go Tomasz Nowak, 10 minut później Mierzejewski. W obu sytuacjach zaspała bielska defensywa.
Mimo, że gospodarze kilkukrotnie przeprowadzali dobre kontrataki i wiele razy stawali przed okazją strzelenia gola z rzutów rożnych, jedyne gole pierwszej połowy padły po podyktowanych przez sędziego jedenastkach. Pierwszą, po faulu Janica na wbiegającym w pole karne Mierzejewskim w 10. minucie gry wykorzystał spokojnie Tomasz Nowak. Zaledwie 10 minut później po przeciwnej stronie boiska faulowany został Mateusz Szczepaniak, a Adam Mójta pewnie pokonał Rodica.
Górnik wymieniał sporo podań, zwłaszcza prawą stroną boiska, wysoko odbierał piłkę rywalom. Podbeskidzie z kolei grało momentami jak za czasów trenera Ojrzyńskiego – długimi podaniami na napastników z pominięciem linii pomocy (co ciekawe, w roli defensywnego pomocnika trener Podoliński obsadził dziś Marka Sokołowskiego). Ani jeden, ani drugi sposób nie był wystarczająco skuteczny by umieścić piłkę w siatce.
Początek drugiej połowy to ponownie przewaga gospodarzy. Najpierw dobre przyjęcie i mocny, acz niecelny strzał Piesio, kilka minut później spore zamieszanie pod bramką Zubasa. Zbyt wiele jednak było niedokładności i chwilę potem chaos sprawnie ogarnęli Górale. W 55. minucie przepięknym dośrodkowaniem z prawej strony Adam Pazio obsłużył Mateusza Szczepaniaka, który spisywał się dziś znakomicie. W tej sytuacji również zachował się bezbłędnie i uderzeniem głową umieścił piłkę w siatce wyprowadzając bielszczan na prowadzenie.
Niedługo potem na boisko za Sasina wszedł Świerczok, który dwukrotnie próbował mocnych uderzeń na bramkę Zubasa, bez powodzenia. Łęcznianie intensywnie próbowali ataków prostopadłymi podaniami, głównie na bardzo aktywnego dziś Śpiączkę i Piesio, ich determinacja zburzona została jednak w 73. minucie gdy Śpiączka obejrzał drugą w tym meczu żółtą, a w konsekwencji czerwoną, kartkę i zmuszony był opuścić boisko. Zaraz potem za protesty na trybuny został odesłany szkoleniowiec łęcznian, Jurij Szatałow. Gospodarze nie zdążyli zbyt długo pograć w dziesięciu, gdyż niebawem drugą żółtą kartką ukarany został również Tymiński.
Przewaga dwóch zawodników wcale dobrze gościom nie zrobiła, grali dziwnie nerwowo, kilka razy chaotycznie bronili się we własnym polu karnym, wydawali się bezradni w środku pola, marnowali dobre okazje do podwyższenia wyniku. Udało się im jednak dowieźć zwycięstwo do ostatniego gwizdka. To dopiero druga wygrana Podbeskidzia w lidze. Debiut trenera Podolińskiego ostatecznie udany, choć na boisku za różowo nie było. Liczą się jednak przede wszystkim trzy punkty dopisane na konto.