Młodzieżowe Euro w Polsce dobiega końca. Organizacyjnie po raz kolejny daliśmy radę, turniej stał na wysokim poziomie, Polacy ponownie pokazali, że są głodni wielkiej piłki i zapełniali stadiony niemal do ostatniego miejsca. Przyjazna atmosfera turnieju jednak nie udzieliła się naszym piłkarzom, którzy zawiedli na całej linii.
Podczas oczekiwania na finał polskiej imprezy, który odbędzie się w Krakowie, wzięło nas na podsumowania całego turnieju. Skupiamy się oczywiście wokół pytania – dlaczego to właśnie my nie gramy w tym finale? Powodów jest kilka, a balon pompowany przed turniejem jeszcze bardziej zaszkodził i wydaje się nam, że nawet obecność Milika i Zielińskiego by nie pomogła.
Ale od początku… bo na początku jest zawsze szkolenie, które wymiernie przekłada się na wyniki juniorskie danych reprezentacji. Euro 2012 miało nam dać w tym zakresie nowy powiew, na orlikach miało pojawić wielu nowych Lewandowskich, kluby miały baczniej przyglądać się szkoleniu we własnym zakresie. Mistrzostwa, które właśnie się kończą wydatnie pokazały, że objęty kierunek zmian jest niewłaściwy, a te pięć lat od największej imprezy w historii naszego kraju zostały zmarnowane.
Już wcześniejsze spotkania towarzyskie, które przygotowywały nas do turnieju pokazały spore braki naszej kadry. Oczywiście obraz bardzo zamazał mecz z Niemcami, który dał sporo nadziei. Jednak obiektywnie rzecz biorąc, nawet z przeciętnymi rywalami graliśmy słabo, a pojawiały się tylko przebłyski. W naszej kadrze było za dużo słabych punktów.
Umówmy się, samo istnienie w kręgach świadomości Dorny Jakuba Wrąbla, tym bardziej w pierwszym składzie, dawało mocno do myślenia. To jest przeciętny zawodnik jak na 1. ligę, a co dopiero na poważniejszy turniej reprezentacyjny. Na śniadanie zjada go Drągowski, jednak ten nie jest lubiany przez trenera bramkarzy – Józefa Młynarczyka. Gość, który w opinii publicznej nie jest w rytmie meczowym (co było głupotą), który mógłby nam pomóc został zastąpiony Jakubem Wrąblem…
Linia obrony – Kędziora, Bednarek, nawet ten Jach, wyglądają na papierze całkiem nieźle. Poziomem odstawał Jaroszyński, jednak na lewej obronie zawsze mieliśmy problemy i generalnie pole manewru na tej pozycji zostało ograniczone do zawodnika Cracovii i ewentualnie Łukasza Monety, który znacznie więcej dawał na skrzydle. Winą Dorny było to, że ta czwórka zagrała zbyt mało spotkań w takim zestawieniu. Dodatkowo Jach grał na blokadzie. Dlaczego szansy nie dostał Dawidowicz, który w ostatnich spotkaniach tworzył parę stoperów z Bednarkiem? Sporo do myślenia w tej kwestii powinien dać pierwszy mecz, gdzie Dawidowicz zagrał fatalnie, ale na defensywnym pomocniku. Czy na stoperze poradziłby sobie lepiej? I czy lepiej od Jacha? Na te pytania nie poznamy jednak odpowiedzi.
Problemem defensywy był nie tylko brak zgrania, ale także wsparcia z linii pomocy. Duże przestrzenie między liniami i fatalna gra w środku pola gracza Bochum złożyły się na wiele okazji dla rywali, którzy mając więcej miejsca dostawali w prezencie więcej szans na strzelenie bramki. Organizacja gry leżała, a to było kluczowe by myśleć o korzystnym wyniku. Dziury generowane przez linię pomocy kumulowały się na obrońcach, którzy także zawiedli. Solidnie zagrał tylko Kędziora, Bednarek, który właśnie staje się bohaterem wielkiego transferu zagrał chyba najgorsze 270 minut od powrotu z Łęcznej, Jach popełniał jeszcze więcej błędów, które jednak nie przełożyły się na taką ilość bramek rywali jak w przypadku Bednarka, który jak zrobił babola, to był to babol przez duże „B”.
Najniższą notę oprócz Dawidowicza, którego nie wiedzieć czemu Dorna na siłę wystawił także w drugim spotkaniu zamiast Bielika czy Murawskiego, dostał Kapustka. Po fatalnym sezonie w Anglii młody skrzydłowy nie zdołał pomóc naszej kadrze. Zagrał co prawda tylko w jednym spotkaniu, jednak ciężko byłoby uwierzyć w to, że Dorna postawiłby na niego w kolejnych spotkaniach (był kontuzjowany). Wracając do Bielika – nie wiadomo jakby potoczyła się gra naszego zespołu gdyby dostał szansę na boisku. Tą pozaboiskową szansę koncertowo zmarnował krytykując selekcjonera po pierwszym spotkaniu, co prawdopodobnie zamknęło mu drogę do występów podczas turnieju. Ta sytuacja uwidoczniła problem jaki był w tym zespole, kwas w szatni, który musiał przerodzić się w coś większego – w tym wypadku spory zawód na Euro.
Bramkarz, obrona i środek pola. Zawiedli niemal wszyscy. W napadzie było niewiele lepiej, Stępiński błąkał się w każdym spotkaniu, Niezgoda dawał momenty, Piątek wywalczył karnego. Dużym odkryciem była tylko forma Kownackiego, który wszedł w mecz ze Szwecją naładowany jak nigdy w życiu. Ofensywę wspomagali Moneta oraz Lipski, którzy zdobyli po golu, jednak to było za mało by cokolwiek osiągnąć. Kadra zawiodła jako drużyna, drużyna której nie umiał stworzyć Dorna za co słusznie spadają na niego największe gromy.
Największe zawody w kolejności: Dorna, Kapustka, Dawidowicz, Bednarek, Stępiński, Frankowski, Jaroszyński, Bielik (media). Wrąbel nie jest zawodem – można było się spodziewać takiej gry.
Największe plusy w kolejności: Kownacki, Moneta, Linetty. Koniec. Karol pomógł dużo w środku pola, jednak udźwignąć całej gry nie był w stanie.
3 plusy i aż 8 minusów. Spora dysproporcja.
Co należy zmienić?
Żeby nie było, że głównie krytykujemy Dorne, który nie dał rady złożyć DRUŻYNY, który z ławki nie wniósł wiele, który nie wsparł mentalnie drużyny i źle nastawił do turnieju (patrz wypowiedź Bielika). Głównym powodem naszej porażki są oczywiście piłkarze jakich mamy, a raczej jakich nie mamy. Duża ilość słabych punktów w zespole – kilku graczy, którzy mało grają w swoich klubach, a także słaba dyspozycja liderów – na to wpływu nie miał Dorna. Dostarczono mu piłkarzy, z którymi nie miał prawa wyjść z grupy (z którymi pewnie na ten turniej by się nawet nie zakwalifikował). To wina szkolenia, o którym pisaliśmy na początku. Jednak po promowanym przez PZPN szkoleniowców (za którym notabene nie przepada Nawałka), spodziewaliśmy się nieco więcej niż jednego remisu. Czy jego przygoda ze związkiem powinna się skończyć?
Marcin Dorna bazował na sukcesie jaki osiągnął z kadrą U17, to dało mu kilka lat spokoju i pracy w jednym środowisku. Mógł wszystko dostosować do siebie, jednak euro uwidoczniło braki jakie ten szkoleniowiec dalej posiada, przede wszystkim brak doświadczenia w pracy z bardziej dojrzałymi graczami, bo przecież ci piłkarze z końcem imprezy stają się pełnoprawnymi seniorami (w zdecydowanej większości). Na pewno nowa twarz na tym szczeblu dałaby nowy powiew. Mówi się o przejęciu kadry przez Marcina Brosza z Górnika Zabrze, który jest nieco bardziej otrzaskany w seniorskiej piłce i wie jak zrobić coś z niczego. Ciężko jednak stwierdzić, czy ta zmiana będzie na plus. Praca w klubie od pracy w reprezentacji różni się bardzo, nie poradził sobie z tym m.in. Franciszek Smuda, czy Waldemar Fornalik.
Jaka przyszłość czeka Dorne? Widzielibyśmy go w niższych rocznikach gdzie faktycznie miałby większy autorytet i pokazałby, że ma większy wpływ na tych zawodników. Angaż w klubie? To z pewnością byłoby ciekawe doświadczenie, jednak stabilność pracy znacznie mniejsza, dodatkowo na ten moment nie ma rozsądnego klubu, który mógłby przejąć jeśli chodzi o Ekstraklasę.
Na kolejne eliminacje do Euro w San Marino nie będą mogli być powoływani oprócz rzecz jasna Milika, Zielińskiego i Linettego – Jach, Szymiński, Dawidowicz, Łasicki, Jaroszyński, Kędziora, Murawski, Kubicki, Lipski, Moneta, Frankowski, Stępiński, Piątek i Niezgoda. 15 graczy obecnej kadry. Z niej zostaną tylko – trzej bramkarze (już się boimy), Bielik (tutaj kolejny problem), Bednarek (czujemy, że jednak podzieli los Milika czy Linettego i będzie w kadrze A), Kapustka (podobnie jak z Bednarkiem o ile zacznie grać), Buksa i Kownacki. Współczujemy.
Z młodszej kadry dołączą zapewne znani na polskich boiskach – Stolarski, Gumny, Dankowski, Bartosz (cała czwórka to boczni obrońcy), Wdowiak czy Świderski.
Nowy selekcjoner (o ile taki będzie) będzie miał jeszcze ciężej niż Dorna…