Oba zespoły walczyły o trzynaste zwycięstwo w historii pojedynków między sobą. Górnik przyjechał do Kielc by udowodnić, że wygrana z Wisłą to nie był przypadek. Korona natomiast chciała wywalczyć drugie w sezonie zwycięstwo na własnym stadionie.
Od pierwszych minut wyraźnie zarysowała się przewaga kielczan, ale gracze Korony nie dokumentowali jej żadnym strzałem. Złocisto-krwistym brakowało przede wszystkim ostatniego podania, bo ich gra w okolicach 30.-40. metra mogła się podobać: dużo zagrań z pierwszej piłki i świetne pokazywanie się do gry zawodników – tego nie widzimy często na boiskach Ekstraklasy. 20 minut to przewaga Korony i w posiadaniu piłki i praktycznie w każdym piłkarskim aspekcie gry. Górnik widocznie nastawiał się na kontratak, na czym skorzystał już w 22. minucie, gdy znakomicie z własnej połowy piłkę wyprowadził Mierzejewski, przerzucił do szarżującego na lewym skrzydle Grzegorza Piesio, ten dobrze wypatrzył Bonina w polu karnym kieleckiego zespołu, a były gracz Korony umieścił piłkę w siatce! Od tego momentu po dotychczasowym obrazie gry nic nie zostało. Górnik nabrał więcej pewności, a Korona wyglądała jakby przed chwilą dostała cios w splot słoneczny. Sama gra obu zespołów pozostawiała wiele do życzenia, a mecz, mimo szczerej miłości do Ekstraklasy ciężko się chwilami oglądało.
Po przerwie rozgrywka niewiele zyskała na jakości – akcje rozgrywane były głównie w środku pola, a obu drużynom brakowało dokładności. Zagrożenie ze strony Korony – ciągle jednak przeważającej strony w tym meczu – płynęło ze stałych fragmentów gry i dośrodkowań Łukasza Sierpiny. Do główek dochodził Radek Dejmek, lecz zdecydowanie brakowało mu umiejętności by skierować piłkę do siatki gości. Górnik murował bramkę i znakomicie mu to wychodziło. Można powiedzieć, że łęcznianie skopiowali styl gry drużyny Marcina Brosza, która niemal identycznie gra na wyjazdach. Kolejny kontratak udało się skonstruować Górnikowi w 70. minucie. Podopieczni Jurija Szatałowa wywalczyli rzut wolny pod polem karnym gospodarzy. Po zamieszaniu w polu karnym piłkę otrzymał Grzegorz Piesio, który pewnie skierował futbolówkę do niemal pustej bramki Korony. W tym momencie było już jasne, że Korona nic z tego meczu już nie uszczknie, bo Górnik zbyt dobrze grał w defensywie, a i gospodarzom brakowało pomysłu jak by tu nadgryźć obronę gości. Swoje szanse mieli w końcówce jeszcze Cabrera i Przybyła, ale nie udało się im zdobyć bramki – brakowało centymetrów.
Górnik na pewno będzie bardzo zadowolony ze swojej postawy, wygrał bowiem już drugi mecz z rzędu i znacznie przesunął się w górę ciasnej tabeli Ekstraklasy. Korona żałuje niewykorzystanych okazji i niewykorzystanej wyraźnej przewagi w tym meczu, oraz tego, że po raz kolejny nie udało się wygrać przed własną publicznością.