Górnik pogrąża się stale i konsekwentnie. Podbeskidzie kilka dni temu rozegrało chyba najgorsze swoje zawody w tym roku. Czy mamy prawo wiele się spodziewać po środowym spotkaniu tych drużyn?
Dla Górnika mogą to być ostatnie podrygi przed całkowitym zatonięciem. Praktycznie rzecz ujmując tylko trzy punkty wyszarpane z Podbeskidziem mogą mu jeszcze pozwolić zaczerpnąć powietrza i reanimować nadzieję na utrzymanie. Wyszarpane, bo ciężko napisać „wywalczone” gdy o walkę w tej drużynie coraz trudniej. Psują się relacje na wielu frontach, narasta niemoc i frustracja, a to nastrojom w szatni i na trybunach nie sprzyja. Trudno o zespół. Są tylko indywidua, które w pojedynkę niewiele mogą. Co więcej występ wielu zawodników stoi pod znakiem zapytania z różnych powodów. Nie zagra z pewnością Kosznik. Szanse na grę w pierwszej drużynie stracili – raczej w tym sezonie bezpowrotnie – odesłani do rezerw Golański, Korzym i bardzo dotąd ważne zbarzańskie ogniwo – Łukasz Madej. Kreować gry nie ma komu. Nie liczmy więc na nie lada widowisko. A na trzy punkty dla Górnika? Ktoś musiałby strzelać gole. Zupełnie nieskuteczny Jose Kante czy nie przypominający siebie Roman Gergel?
W obozie gości jest wprawdzie o 6 punktów więcej, ale za to w zadziwienie wprawia odmiana jakiej ulegli w ciągu zaledwie tygodnia. Poukładana i nie przegrywająca drużyna z ostatnich kolejek rundy zasadniczej, na otwarcie rundy finałowej zagrała totalne dno. Nie sposób zliczyć głupich strat i ogarnąć podwórkowej wręcz kopaniny jaką zmuszeni byliśmy oglądać w przegranym 0:1 meczu z Termaliką. Nie sposób też wymienić zawodnika (no, może poza Kohei Kato), który w tym spotkaniu spisywał się choć odrobinę ponad przeciętną. W bielskiej obronie stanowczo brakowało Jozefa Piacka, którego występ i tym razem jest niepewny. Powrócić może za to Oleg Wieretiło.
Wydaje się, że gorzej niż w niedzielę Podbeskidzie zagrać już nie może. Czas zapomnieć o tym jak pięknie pachniała grupa mistrzowska i zabrać się na dobre za zapewnienie sobie pozostania w lidze. Zabrzanie tym bardziej – niżej się nie stoczą. Pozostaje im wybór między źle i fatalnie, wciąż jednak jeszcze jest o co walczyć. Ponoć nadzieja umiera ostatnia.