Niespełna miesiąc temu Lechia ogłasza nietypowy transfer. Drużynę z Gdańska w przyszłym sezonie zasili Indonezyjczyk Egy Maulana Vikri. Będzie to pierwszy Indonezyjczyk, który zagra w polskiej lidze. Jednak już dzisiaj widać efekty tego transferu. Wprawdzie nie na boisku, ale w…internecie.
Najpierw warto przedstawić sylwetkę młodego zawodnika. Egy Maulana Vikri urodził się 8 lipca 2000 w indonezyjskim Kota Medan. Piłkarsko szlifuje się jednak w stolicy tego kraju – Dżakarcie. Tam uczęszcza do miejscowej szkoły i przy okazji trenuje, co sprawia że Lechia będzie jego pierwszym klubem z prawdziwego zdarzenia. W samej seniorskiej piłce ma już debiut jednak za sobą. W grudniu ubiegłego roku zadebiutował w drużynie narodowej, na ten moment 3-krotnie reprezentował Indonezję. To jednak nie tutaj odkryto talent tego zawodnika. Na przełomie maja i czerwca reprezentacja Indonezji do lat 20 dostała się do młodzieżowego turnieju Tournoi de Toulon. Skończyło się na meczu otwarcia, o wszystko oraz o honor, jednak małym zwycięzcą mógł się czuć Egy Maulana Vikri. Został wyróżniony nagrodą przyznawaną dla największego odkrycia turnieju. Poza Lechią zainteresowane tym zawodnikiem były m.in. Saint-Etienne, Benfica Lizbona, Espanyol Barcelona oraz…Legia Warszawa. Pierwotnie indonezyjskie media i po części polskie przymierzały Indonezyjczyka właśnie do stolicy Polski. Tak się nie stało, jednak w internecie łatwo można znaleźć średnio udane fotomontaże Indonezyjczyka w koszulce „Wojskowych”. Ktoś może powiedzieć, że skoro chciały go kluby zachodnie, to czemu tam nie zamierzał kontynuować kariery. Odpowiedzią mogą być testy w Saint-Etienne, których jak się można domyślić, nie przeszedł. Inną teorią jest fakt, że Lechia mocno współpracuje z ludźmi skupionymi wokół lizbońskiej Benfiki. Niewykluczone, że to tam może wylądować Indonezyjczyk, jeśli w polskiej lidze kilka razy prosto kopnie piłkę. Gra w polskiej lidze nie musi być wcale jednak dla niego lekka, łatwa i przyjemna. Nie pomogą mu w tym warunki fizyczne – 164 cm wzrostu. Niski wzrost oraz niezły drybling sprawiają, że indonezyjscy kibice chętnie porównują go do Messiego. Gra w Polsce opiera się jednak na grze siłowej, więc fizycznie musi do lipca popracować, jeśli nie chce brutalnie zetknąć się z ligowym futbolem w naszym kraju.
Sama Indonezja to ogromny kraj, głodny sukcesów w piłce nożnej. Wprawdzie Indonezja jest potęgą w krykiecie, jednak wśród Indonezyjczyków piłka nożna jest popularniejsza, mimo że w tej dyscyplinie nie radzą sobie najlepiej. Ćwierć miliarda ludzi wskazuje na ogromny potencjał ludzki tego kraju. Na samym Instagramie jest więcej Indonezyjczyków niż Polaków w ogóle – 45 milionów. Te porównanie ma swoje odzwierciedlenie na Instagramie Lechii, które zostało podbite przez armię indonezyjskich kibiców. Wprawdzie Lechia może się pochwalić największą liczbą obserwujących wśród klubów Ekstraklasy, jednak odbywa się to kosztem polskich fanów, których głos został absolutnie stłumiony przez Indonezyjczyków. Dla porównania, zdjęcie Indonezyjczyka w biało-zielonej koszulce polubiło niemal 200 tysięcy użytkowników, wcześniej zaś przeciętne zdjęcie „lajkowało” niespełna 2 tysiące użytkowników. „Potęgę” Indonezyjczyków widać po poniższych komentarzach przy zwykłym poście.
Tu się jednak nie kończy potęga Indonezyjskich kiboli. Chętnie atakują zespoły rywalizujące z Lechią w Ekstraklasie, zwłaszcza ten, który akurat jest najbliższym rywalem „biało-zielonych”. Co ciekawe, Instagram Arki Gdynia na razie nie przeżywa oblężenia z bardzo dalekiego wschodu. Zastanówmy się jednak, czy to jest fenomen socjologiczny, czy może po prostu zwykły biznes. Każdy, kto w internecie trochę przebywa, zna pojęcie trolla. Patrząc na ilość nic nie znaczących komentarzy na Instagramie Lechii, uważam że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Po co jednak opłacać indonezyjskich trolli? Snuję dwie teorie spiskowe. Pierwsza teoria jest taka, że tonący właściciel Lechii chwyta się indonezyjskiej brzytwy i upatruje w tym kraju ostatnią szansę na wypromowanie Lechii. Indonezyjscy trolle sprawiają, że marka Lechii rośnie. Inna sprawa, że takie działania marketingowe są niewiele lepsze niż w Sandecji Nowy Sącz. Mimo wszystko, w razie sportowej tragedii, jakim byłby spadek do I ligi, łatwiej byłoby sprzedać klub, choćby Indonezyjczykom. Druga teoria jest taka, że Benfica, chętnie współpracująca z Lechią, pozwoliła gdańszczanom ściągnąć Indonezyjczyka po to, aby sprawdzić na polskim gruncie, czy się nadaje do ligi portugalskiej. Patrząc na interesy Lechii, takie jak opcja pierwokupu przez Benfikę Pawła Stolarskiego, deal między stroną polską a portugalską uważam za dość prawdopodobny. Indonezyjscy trolle zaś mają za zadanie zwiększyć markę zawodnika, żeby w razie czego przykryli braki sportowe Vikriego, którzy co ciekawe dość często przywołują nazwę Benfiki. Podkreślam jednak, że to są tylko teorie spiskowe i mogą, ale nie muszą pokrywać się z rzeczywistością. Miejmy nadzieję, że Egy Maulana Vikri zostanie zapamiętany w Polsce z gry w piłkę, a nie z dość uciążliwych fanatyków jego talentu.
Fot. Wikipedia, Instagram Lechii Gdańsk