Finał Pucharu Polski pierwszy raz od kilku dobrych lat ma wspaniałą otoczkę. Mówią o nim wszyscy. Każdy powoli nagrzewa się na to starcie, we wszystkich dużych telewizjach od kilku dni w każdym serwisie informacyjnym musi paść kilka zdań o przygotowaniach obu zespołów. Do tego mocno promowana transmisja w otwartej telewizji. Jest to na pewno spory sukces PR-owy PZPN-u, który przemienił Puchar ze zła koniecznego na prestiżowe trofeum, które warto mieć na swojej półce. Pomogło w tym na pewno też ustalenie finału na Stadionie Narodowym, bo to miejsce elektryzuje piłkarzy. Jedynym momentem gdy można byłoby na tym obiekcie zagrać w wypadku naszych ligowców jest powołanie do reprezentacji, a nawet w Legii i Lechu takich zawodników można policzyć na palcach jednej ręki.
Jeśli dodamy do tego kapitalną mobilizację kibiców, których z obu stron będzie po kilkanaście tysięcy(licząc z tymi na sektorach neutralnych) to widowisko naprawdę zapowiada się na przednie. „Musimy wrócić do Poznania z Pucharem!” – tak na łamach „Piłki Nożnej” zapowiada Karol Linetty, a na pewno wtórują mu w tym kibice Lecha. Kolejorz wynajął 8 pociągów, a i tak nie starczyło miejsca dla wszystkich. Nie mają zamiaru odpuszczać także fani Legii. Szykują oni przemarsz na Stadion Narodowy spod obiektu swojej drużyny. Smaczku dodaje też fakt, że po dłuższej okresie nieobecności na trybuny wraca sławna w światku kibicowskim grupa „Nieznani Sprawcy”. Krótko mówiąc – na trybunach czołówka Polska a nawet pokusilibyśmy się o stwierdzenie, że spokojnie będzie to najwyższy poziom europejski. Można jedynie bać się czy piłkarze udźwigną tą presję i dadzą nam mecz, który zapamiętamy na długo. A takich w historii finału Pucharu Polski było całkiem sporo. Oto niektóre z nich:
13 CZERWCA 1998 AMICA WRONKI 5-3 ALUMINIUM KONIN (PO DOGRYWCE)
Najbardziej bramkostrzelny finał w historii. Kapitalny mecz, który rozegrały drużyny których nikt o to specjalnie nie podejrzewał. Aluminium wtedy grało w ówczesnej 2 lidze(drugi poziom rozgrywek). Amica z kolei nie cieszyła się za dużą sympatią środowiska, bo była traktowana jako drużyna zupełnie sztuczna, wymysł działaczy nie wiedzących do końca co zrobić ze sporą ilością gotówki. Amica utworzona została zaledwie sześć lat wcześniej właśnie w 98 roku zdobyła swój pierwszy Puchar Polski. Aluminium stawiało jednak mocny opór. Prowadziło najpierw 2-0, następnie 3-2 jednak za każdym dawali wyrwać sobie prowadzenie. Pod koniec regulaminowego czasu gry koninianie jednak stracili jednego zawodnika i w dogrywce nie zdołali obronić wyniku. Puchar pojechał do Wronek, jednak do dzisiaj mówi się że nie był to raczej najczystszy mecz w historii. Zacytujmy blog Piłkarska Mafia(więcej tutaj: http://pilkarskamafia.blogspot.com/2013/02/fina-pucharu-polski-amica-wronki.html) : „W listopadzie 2009 we wrocławskiej prokuraturze został przesłuchany jako świadek były piłkarz Amiki Wronki i reprezentacji Polski Paweł K. Opowiedział on m.in. o finale Pucharu Polski sprzed lat:
„Pamiętam meczu finału Pucharu Polski Amica Wronki – Aluminium Konin. To był słynny mecz. Nie mam wątpliwości, że to był mecz ustawiony. Słyszałem, że tam była niejaka licytacja między tymi dwoma klubami kto da więcej sędziemu. Z tego co ja słyszałem, to na sędziego poszło wtedy z Amiki 150 tys. zł. Pamiętam, że po tym meczu była wśród zawodników Amiki składka. Płaciliśmy pieniądze z premii za zdobycie tego tytułu. Nie pamiętam czy fizycznie płaciliśmy pieniądze czy też były nam potrącone. To organizował Ryszard F.„.”
Wspomniany „Paweł K.” to oczywiście były snajper Amiki Paweł Kryszałowicz. Jego zeznania brzmią jednoznacznie, a jeśli dodamy do tego że sędzia kartkował piłkarzy Aluminium za byle drobiazg(Andrzej Jaskot drugi żółty kartonik otrzymał za opóźnianie gry przy rzucie) to sprawa wygląda naprawdę podejrzanie.
ROK 2004 DWUMECZ LEGIA – LECH(2-0 w Poznaniu dla Lecha, 1-0 w Warszawie dla Legii)
Pierwszy i oczywiście nie ostatni raz wspominamy tu o tych dwóch drużynach. Kapitalna atmosfera na obu meczach finałowych, komplet zarówno przy Bułgarskiej jak i Łazienkowskiej. W pierwszym meczu popis Piotra Reissa, który zaliczył dublet i „zrobił” Lechowi dobrą zaliczkę przed rewanżem. U siebie Legioniści długo bili głową w mur, co prawda w 68 minucie Włodarczyk trafił z karnego ale było to za mało i Lech wrócił z Pucharem do domu. Kapitalną frajdę tym sprawili prawie 800-osobowej grupie kibiców, która zjawiła się w Stolicy i nie kryła satysfakcji z powodu zdobycia trofeum na stadionie znienawidzonego rywala. Nie kryli tego także piłkarze Lecha. Sielanka nie trwała za długo. Dekorowanych piłkarzy Lecha i oficjeli PZPN zaatakowali chuligani Legii przeganiając piłkarzy z boiska. Jednak piłkarze z Poznania też nie zachowywali się bezpośrednio po ostatnim gwizdku jak aniołki. Razem ze swoimi kibicami śpiewali obraźliwe piosenki w kierunku kibiców Legii. Jednym z najbardziej rozśpiewanych był wtedy Paweł Kaczorowski, który niedługo potem został piłkarzem… Legii. Jak można łatwo się domyśleć nie zrobił przy Łazienkowskiej za dużej kariery.
22 CZERWCA 1983 LECHIA GDAŃSK 2-1 PIAST GLIWICE
Patrząc na pierwszy rzut oka ten mecz nie wygląda na taki, który miałby jakieś ciekawszy podtekst. Był to jednak zupełnie wyjątkowy finał. W tym roku wszyscy zachwycali się Błękitnymi Stargard. W tamtym sezonie ich drogą poszła Lechia i w finale jako zespół 3 ligowy zagrała z Piastem, który grał wtedy ligę wyżej. Można było mieć wątpliwości do jakości tego spotkania, jednak rozwiali je sami piłkarze. Dali dobre widowisko i na pewno żadna z 16 tysięcy osób, które zasiadły wtedy na stadionie w Piotrkowie Trybunalskim nie żałowały że wybrały to spotkanie. Wynik rozstrzygnął się już w pierwszej połowie, a Lechia dzięki tej wygranej miała okazję zagrać dwumecz z Juventusem Turyn.
13 MAJA 2008 LEGIA WARSZAWA 0-0 WISŁA KRAKÓW(4-3 W rzutach karnych)
Finał rozegrany został w Bełchatowie, co z dzisiejszego punktu widzenia wydaje się sprawą co najmniej dziwną. Wtedy jednak stadionów spełniających europejskie warunki było niewiele więcej niż bramek w właśnie opisywanym meczu. Obiekt jednak pękał w szwach, bo licznie zjawili się kibice obu zespołów. Oba zespoły zmarnowały po kilka dogodnych sytuacji. Z boiska niestety momentami wiało nudą aż do 77 minuty. Wtedy to kibice Legii postanowili wparować na boisko i wrócili na trybuny dopiero po prawie 10 minutowej walce z policją. Piłkarze bramki nie zdobyli i mecz rozstrzygnął się dopiero w serii rzutów karnych. Tam decydującego gola zdobył Jakub Wawrzyniak. Nie po raz ostatni zresztą, ale o tym później.
2 CZERWCA 1965 GÓRNIK ZABRZE 4-0 CZARNI ŻAGAŃ
Na pierwszy rzut oka widząc suchy wynik można powiedzieć, że był to mecz bez historii. Jednak byłoby to za proste podejście sprawy. Czarni to prawdziwi prekursorzy sytuacji w której totalny kopciuszek osiąga wielki sukces. Po drodze eliminowali dużo wyżej notowanych rywali, ale trzeba też przyznać że trochę pomagał im ówczesny regulamin, który po dogrywce nie przewidywał rzutów karnych tylko… losowanie. Aż trzykrotnie w ten sposób piłkarze z Żagania przechodzili dalej. Sam mecz to popis wielkiego Ernesta Pohla, który ustrzelił hat-tricka. Górnik wtedy otoczony był jednak tak wielką estymą i szacunkiem, że sama gra z nim była dla piłkarzy Czarnych wielkim przeżyciem. Przez chwilę wydawało się, że trzecioligowcy mimo przegranego finału zagrają w Europie(Górnik zdobył Mistrzostwo Polski), jednak zgody nie wydał na to PZPN.
3 MAJA 2011 LECH POZNAŃ 1-1 LEGIA WARSZAWA(po karnych 4-5)
Chyba najbardziej trzymający się w pamięci się finał, nie tylko z powodu że został rozegrany najbliżej dzisiejszego dnia. Ten słynny już mecz w Bydgoszczy stał się symbolem tego, co może się stać jeśli zlekceważy ewentualne zagrożenia. A przez niektóre media(najczęściej te 3 literowe) wykorzystywały zdjęcia z tego meczu w kółko gdy tylko mowa była o kibolach. Sam mecz stał na przyzwoitym poziomie. Obie bramki w tym meczu było fantastyczne. w pierwszej połowie w swoim stylu, atomowym strzałem z 30 metrów gola zdobył Dmitrije Injac, a w drugiej części meczu Manu technicznym uderzeniem(po rykoszecie) wyrównał. W serii rzutów karnych już pierwszy strzelający w Lechu Bartosz Bosacki zmarnował szansę. Po nim trafiali już wszyscy i znów o wyniku finału przesądziła, jak 3 lata wcześniej, jedenastka Jakuba Wawrzyniaka. Tuż przed jej wykonaniem teren za bramką Krzysztofa Kotorowskiego opanowali kibice Legii, którzy zalali murawę sekundy po tym jak piłka zatrzepotała w siatce. Później nastąpiła już reakcja łańcuchowa, walki między dwoma grupami kibiców, do których włączyły się też policja i ochrona. Krótko mówiąc niesamowity rozgardiasz. Można tylko domyślać się co działo się w głowie delegata UEFA wysłanego na ten mecz, który sprawdzał gotowość naszego kraju przed EURO 2012…
Finały miały swoje blaski i cienie. Dużo było akcentów, w których główne role odgrywali kibice ale w żadnym wypadku nie chcemy abyście odebrali ten tekst jako atak w stronę fanów obu zespołów i zapowiedź „to stanie się na Narodowym”, bo jednak daleko nam do mediów pokroju Onetu czy wspomnianych wyżej telewizji 3-literowych. Możemy być pewni, że kibice obu zespołów w sobotę wzniosą się na wyżyny i dadzą nam kapitalne efekty wizualne. Pozostaje liczyć, że piłkarze mocno zmobilizowani dadzą nam widowisku na miarę rozgłosu jaki temu meczu towarzyszy, żebyśmy za 10 lat pisząc tekst o pamiętnych finałach Pucharu Polski mogli użyć tego spotkania.
źródła: własne, youtube, legionisci.com, kkslech.com, polsatsport.pl, blog PiłkarskaMafia
zdjęcie: Marta Kicińska