statystykipo

Kanonada w Szczecinie, Wisła wyciągnęła pomocną dłoń do rywali

W drugim piątkowym meczu ponownie byliśmy świadkami jednostronnego starcia. Tym razem Pogoń Szczecin pewnie pokonała na swoim boisku Wisłę Kraków 4:1 (2:1) i wskoczyła na co najmniej kilkanaście godzin na fotel lidera. Gole w tym spotkaniu strzelali w większości Wiślacy, lecz nie zawsze do tej bramki co trzeba. 

Już przed pierwszym gwizdkiem było wiadome, że Białą Gwiazdę czekać będzie nie lada zadanie. Jednak rozzłoszczeni po ostatnim meczu z Lechem chcieli sprawić Pogoni figla. Od początku jednak byliśmy świadkami naporu ze strony podopiecznych Kosty Runjaicia. Gospodarze narzucili swój styl gry, czym chcieli zburzyć krakowski mur. Swego dopięli w 19 minucie w czym swoją cegiełkę dołożył Joseph Colley kierując po strzale Mariusza Fornalczyka piłkę do własnej bramki. Kiedy wydawało się, że Portowcy pójdą za ciosem, to Wisła niespodziewanie doprowadziła do wyrównania. Po złym wybiciu przez Malca do piłki dopadł Hanousek, który wrzucił piłkę w pole karna, a tam Luis Fernandez wykazał się nie lada sprytem i z niczego wpakował piłkę do bramki. Przy Twardowskiego zatem mieliśmy remis. Ten gol podziałał mobilizująco na Pogoń, bowiem przed przerwą za sprawą Kamila Drygasa znowu wyszli na prowadzenie.

Na drugą połowę Portowcy wyszli z jednym celem, zamknąć szybko spotkanie. Przed długi czas bili głową w mur, lecz w 68 minucie znowu goście wyciągnęli pomocną dłoń. Tym razem Mateusz Gruszkowski wpakował piłkę do własnej siatki. Obrona gości tego wieczoru chyba myślami była pod Wawelem. Widocznie rozbitą Wisłę dobił w doliczonym czasie gry Michał Kucharczyk. Ogólnie cała drużyna praktycznie cały mecz grała pewnie i koncertowo, prowadząc spotkanie od początku do końca. Tak więc na przerwę udadzą się w dobrych humorach, a w Krakowie widmo spadku coraz bardziej zagląda w oczy. Okazja do premierowego zwycięstwa będzie na początku kwietnia na swoim boisku z Piastem, a Pogoń czeka wyjazd do beniaminka z Łęcznej, gdzie muszą wygrać.