Tekst wbrew pozorom nie będzie o kibicach, którzy przy okazji powitania zawodników na Okęciu chcieli zebrać stos autografów, wykorzystując mniejsze zainteresowanie. Tekst będzie o samych sprawcach klęski na mundialu, którzy zawiedli i to zawiedli na całej linii. Nie dość, że zawalili na boisku, ale także poza nim, mniej lub bardziej jawnie demonstrując klęskę przygotowań drużyny Adama Nawałki.
Kibice zadają sobie pytanie, kiedy to się wszystko popsuło? Moim zdaniem, ten proces przypominał toczenie się kuli śnieżnej. Zaczyna się zawsze niewinnie, od małej grudki (czytaj remis z Kazachstanem), jednak potem się okazuje, że ta mała grudka z czasem zaczyna sprawiać duże kłopoty (klęska w Kopenhadze). Po wrześniowym starciu z Duńczykami ich trener Age Hareide wprost powiedział, że nasza drużyna jest przewidywalna. Bardzo to musiało zaboleć Adama Nawałkę, bo od tamtej pory zaczął kombinować, jak tu oszukać naszych rywali na mundialu. Jego receptą na sukces miała być formacja z trójką środkowych obrońców. Ten system gry jest od jakiegoś czasu całkiem popularny, jednak dość trudny do nauki, zwłaszcza w drużynie narodowej. Sprawna gra tą formacją wymaga zgrania większego niż przy formacjach używanych przez Nawałkę wcześniej. W każdym ze spotkań, w których Nawałka próbował tego ustawienia, widać było ewidentnie ten brak zgrania. Nie było nic dziwnego w tym, że selekcjoner na mecz z Senegalem ustawił zespół formacją, do której nie tylko Age Hareide zdołał się przyzwyczaić. Problem w tym, że wykonawców dopasował fatalnie. Milik zamiast partnerować Lewandowskiemu, musiał oglądać jego plecy, bo rozgrywanie to w tej drużynie wychodziło jedynie Zielińskiemu, który zaś partnerował Krychowiakowi, w roli przeciniaka-rozgrywającego. Tak tak, Nawałka naprawdę myślał, że na Senegal wystarczy „przecinak” pokroju Zielińskiego. W taki oto prosty sposób, selekcjoner rozwalił w miarę sprawnie funkcjonującą maszynę. Wypada dodać, że reprezentacja w takim zestawieniu personalnym w zasadzie w ogóle nie grała. Może inne drużyny mogą sobie pozwolić na takie ryzyko, ale na pewno nie reprezentacja Polski. Suma sumarum, przegraliśmy środek pola, który był kluczową strefą boiska w kontekście tego, kto wygra w tym meczu. Diagnoza Nawałki w przerwie tamtego meczu okazała się być błędna. To nie formacja obronna nadawała się do wymiany, ale formacja pomocy, która potrzebowała typowego przecinaka pokroju Linettego czy Góralskiego. Być może nawet złe ustawienie drużyny nie skończyłoby się tak źle, gdyby nie fatalny błąd tercetu Krychowiak-Bednarek-Szczęsny. Tym oto sposobem, bramkarz Juventusu zawalił nam kolejny turniej po EURO 2012. Różne opinie są o tej interwencji, jednak słowa jego ojca, że „nasz bramkarz wybrał się chyba na przebieżkę do kiosku z napojami wyskokowymi”, były brutalne, ale oddawały skalę błędu Szczęsnego juniora.
Następny mecz z Kolumbią był tradycyjnie dla nas meczem o wszystko, więc Nawałka odstawił najbardziej krytykowanych Milika oraz Cionka. Jednak w ich miejsce posłał jedenastkę, którą jeszcze tydzień wcześniej nikt by nie wytypował. Formacja 3-5-2 bez Glika, który jak się później okazało był gotowy? Kownacki, który w kadrze ma niemal zerowe doświadczenie, od pierwszej minuty? To nie miało prawa się udać. Ślepa wiara w Szczęsnego, pogrążyła naszą drużynę. Były bramkarz Romy puścił wszystko, co mógł puścić, w zupełności nie pomógł pogubionej drużynie. Słowa Rybusa, że nie rozumiał założeń drużyn miały doszczętnie dobić i tak wściekłych kibiców. Tu jednak wkroczył Nawałka, mówiąc że to jest lapsus językowy. Na to wychodzi, że selekcjoner jest zawsze nieomylny, a Rybus gada od rzeczy. Jeszcze bardziej żałosny okazał się nasz kapitan, który stwierdził mniej więcej, że nie ma z kim grać. Wprawdzie po meczu z Japonią, powiedział dokładnie coś odwrotnego, ale co miał powiedzieć, skoro rzekomy nieudacznik zagrał mu taką piłkę, że sam może sobie podziękować, że nadal nie ma na koncie bramki na mundialu? Może i dobrze, że nie strzelił, bo może znowu by zaczął uciszać naszych kibiców, jak to zrobił kiedyś po strzeleniu bramki Czarnogórze? Zostawiając naszego kapitana w spokoju, 50 mecz Nawałki w roli selekcjonera z Japończykami pokazał, ile błędów Nawałka zrobił w trakcie tego turnieju. Wstawił na bramkę ogranego w klubie Fabiańskiego, który pokazał Szczęsnemu, że da się bronić na wysokim poziomie. Gra czwórką obrońców z Glikiem jako liderem tej formacji mimo paru błędów wypaliła. Ustawienie Zielińskiego jako rozgrywającego było o niebo lepsze niż rzucanie go po pozycjach, na które się nie nadaje. Wprawdzie pomocnik Napoli zagrał słabo, ale niestety można było się dawno przyzwyczaić, że w meczach o wysoką stawkę po prostu pęka. Geniusz tkwi w prostocie. Wystarczyło zagrać, tak jak zawsze. Nie słuchać się Age Hareide, w taki sposób, że zmienia się całą formację. Wystarczyło zmienić wykonawców i niektóre schematy i od razu zadziałało. Niestety, wygrana została przyćmiona żałosną końcówką Japonii, która rozpaczliwie broniła porażki 0:1. Lepiej nie zachowali się nasi reprezentanci, którzy zamiast spróbować dobić rywala, dołączyli do tej beznadziejnej zabawy. Apogeum tej żenady był „rozkaz” Nawałki. Jeśli każesz swojemu zawodnikowi kłaść się i symulować, zamiast po prostu powiedzieć, żeby zabrał piłkę, to coś jest tu nie halo. Ostatecznie Nawałka i tak swojego celu nie osiągnął, bo jako że czas minął, sędzia zakończył spotkanie i misterny plan wpuszczenia Błaszczykowskiego last minute się nie powiódł. Tylko szkoda Kuby, bo kto jak kto, ale na taką szopkę najzwyczajniej w świecie nie zasłużył. Takim oto sposobem, Adam Nawałka żegna się z reprezentacją. Wierzyć mi się nie chce, że władze PZPN zostawią na stanowisku człowieka, który tak się pogubił. Za Mistrzostwa Europy i eliminacje do Mistrzostw Świata należy Nawałce podziękować, ale właśnie nadszedł czas, żeby powiedzieć do widzenia.