Wyniki w tej kolejce niespodziewanie otworzyły przed Cracovią kolejną szansę na włączenie się do walki o grupę mistrzowską. Warunek? Trzy punkty z Zagłębiem. Po raz kolejny jednak Pasy z tej możliwości nie skorzystały.
Gdyby zaliczano tylko gole spoza pola karnego, to Cracovia prawdopodobnie zapewniłaby sobie mistrzostwo już jakiś czas temu i nie przeszkodziłby im w tym nawet podział punktów. Tak jednak oczywiście nie jest i Pasy po raz kolejny, trochę z własnej winy, tracą punkty u siebie.
Jak na standardy poniedziałkowe, to ten mecz był tym raczej z wyższej półki. Działo się sporo, szczególnie w pierwszej połowie. Od początku czarował w swoim stylu Filip Starzyński, no i wyczarował z tego bramkę. Wyglądało to trochę tak, jakby reprezentant Polski włączył sobie tryb „amator” w FIFI-e. Zgubienie krycia przerzutką piłki nad głową, a potem pewne wykończenie pod poprzeczkę. Czapki z głów.
Marcin Budziński chyba uznał to za wyzwanie i w drugiej połowie postanowił Starzyńskiemu ukraść gola kolejki. Piłkę wrzucaną przez Vestenickiego wypiąstkował Polacek, a Budzik kapitalnym strzałem z półwoleja ukarał Zagłębie za słabiutką postawę w drugiej połowie. Minimalizm to domena większości drużyn w naszej lidze grających na wyjazdach. To dziwne w wypadku drużyny o takich aspiracjach jak właśnie ekipa Piotra Stokowca.
Cracovię należy pochwalić za postawę w drugiej połowie, szczególnie po zdobyciu wyrównującej bramki. Podopiecznym Jacka Zielińskiego nie można zarzucić, że nie walczyli o pełną pulę, bo od mniej więcej 60 minuty Zagłębie bardzo rzadko wychodziło nie tylko ze swojej połowy, ale wręcz ze swojego pola karnego. Znowu zabrakło jednak trochę szczęścia w wykończeniu, co skutkuje kolejnymi straconymi punktami. To już piąty z rzędu remis 1-1 Pasów na własnym boisku i nie da się ukryć, że tych punktów najpewniej zabraknie w końcowym rozrachunku walki o górną połówkę tabeli.