Obrona naszej reprezentacji w ostatnim czasie to nieśmieszny żart. W ciągu 10 spotkań straciliśmy aż 16 bramek, a czystego konta nie udało nam się utrzymać nawet w spotkaniach z takimi „potęgami”, jak San Marino, czy Albania. W mediach trwa zażarta dyskusja na temat tego, kto jest odpowiedzialny za taki obrót spraw – selekcjoner, czy może piłkarze? Moim zdaniem, tak jak w większości rozważań tego typu wina stoi mniej więcej po środku.
Czy jesteśmy gotowi na grę trójką w obronie?
To pytanie pojawia się praktycznie od samego początku kadencji Paulo Sousy. Gdy Portugalczyk został ogłoszony nowym trenerem reprezentacji Polski większość ekspertów słusznie przewidziała, że będzie starał się on przenieść system gry jaki stosował w innych drużynach także na naszą kadrę. Z zagranicznych mediów dochodziły głosy, że Sousa to fanatyk taktyczny, który dostosowuje piłkarzy pod ustawienie, a nie ustawienie pod piłkarzy i próbuję grać w swój specyficzny sposób nie zważając na potencjał ludzki jaki ma do dyspozycji. Opinie takie jednak były raczej szybko gaszone i nikt za bardzo się nimi nie przejmował. Jeżeli chodzi o rolę wahadłowego nie mieliśmy się czego obawiać, bowiem w ostatnim czasie wyklarowało się nam wielu ciekawych zawodników o wręcz idealnym profilu na tę pozycję. Gorzej jednak było i wciąż jest ze środkiem obrony. Gra formacją z trójką środkowych obrońców ma to do siebie, że potrzeba do niej defensora/defensorów, którzy potrafią rozgrywać piłkę i budować akcję od bramki. U nas niestety nie ma wielu nazwisk, które mogłyby się sprawdzić w tej roli. Paulo Sousa był więc zmuszony do kilku eksperymentów. Na początku jego kadencji zrezygnował z niekwestionowanego lidera defensywy – Kamila Glika, ponieważ nie bardzo wpisywał się w jego strategie. Jako półprawy, czy półlewy obrońca nie domagałby szybkościowo i fizycznie, a jako centralny defensor w trójce miałby problem z rozgrywaniem piłki. Mimo wszystko i tak udało mu się przebić do pierwszego składu, ale jego gra wygląda zdecydowanie gorzej niż za kadencji innych selekcjonerów.
Co ciekawe spora większość piłkarzy z naszej reprezentacji miała już styczność z grą w takiej formacji. Niestety, ale wersja Sousy sprawia im niemałe trudności. Ostatnim razem, gdy próbowaliśmy grać takim ustawieniem nie skończyło się to dobrze. Adam Nawałka chciał wprowadzić je na mundialu w 2018 roku i wyszło to tak, że odpadliśmy już w fazie grupowej wygrywając jedynie „mecz o honor” z Japonią. Nasza druga przygoda z graniem trójką w obronie, jak na razie wygląda równie słabo. Skoro nawet trener, który pozornie jest jednym z ciekawszych użytkowników takiej strategii nie potrafi jej wprowadzić w Polsce, to może po prostu musimy sobie uzmysłowić, że z naszą charakterystyką piłkarzy nie jesteśmy w stanie wprowadzać takich taktyk w życie. Po kadencji Jerzego Brzęczka czekaliśmy na gruntowne zmiany i je dostajemy, ale skoro wszystkie znaki na niebie pokazują, że zwyczajnie gra w taki sposób nam nie wychodzi, co stoi na przeszkodzie do wycofania się z tego pomysłu i powrotu bloku defensywnego złożonego z czterech graczy?
Potencjał ludzki
Napisałem wcześniej dość ogólnikowo, że nie mamy potencjału ludzkiego na granie trójką w obronie więc, aby to w pewnym sensie potwierdzić, przeanalizujmy sobie obecnych reprezentantów.
Poza wcześniej wspomnianym przeze mnie Kamilem Glikiem status piłkarza trudnego do ruszenia w linii defensywy ma Jan Bednarek. Zawodnik Southampton po poprzednim słabym sezonie ma trudności z przebiciem się do pierwszego składu swojej drużyny. Sam jednak mówi, że jest dość spokojny i pewny, jeżeli chodzi o powrót do optymalnej formy. Tak jak zdecydowana większość naszych defensorów nie bardzo potrafi grać piłką. Znany jest bardziej ze swoich długich podań, ale w tym momencie nie bardzo nas to urządza.
Kolejnym zawodnikiem, który dostaję ogromne zaufanie od Paulo Sousy jest Bartosz Bereszyński. Nie można go nazwać stricte środkowym obrońcą, ponieważ przez lata grał na prawej flance defensywy, ale ostatnio zarówno w klubie, jak i reprezentacji przesuwany jest on pieczołowicie do środka w roli półprawego obrońcy. Problem polega na tym, że w Sampdorii na tej pozycji gra całkiem nieźle, ale nie przekłada się to na grę w narodowych barwach. Ma za sobą bardzo słaby turniej, praktycznie w każdym meczu, w którym zawitał na boisku, można było przypisać na jego konto poważne błędy. Aktualnie nie daję absolutnie żadnych sportowych argumentów, żeby zasłużył na miejsce w pierwszej jedenastce i mówiąc brutalnie, ale szczerze: nie mamy powodu do zmartwienia jego absencją w meczu z Anglią.
Zawodnikiem o bardzo podobnym profilu co Bereszyński jest Tomasz Kędziora. Piłkarz Dynama Kijów, chcąc powalczyć o miejsce w pierwszym składzie, musiał odejść od swojej typowej pozycji. Kędziora to defensywnie usposobiony prawy obrońca, który niezbyt często porywa się na rajdy po skrzydle. Z tego powodu nie bardzo pasuje on do profilu wahadłowego. Trener Sousa na początku w ogóle nie powoływał go na zgrupowania, ale po krótkim czasie postanowił ulec presji i dać mu szansę w 3 środkowych obrońców. Niestety, ale na pierwszy rzut oka widać, że Kędziora to po prostu prawy obrońca ustawiony bardziej w środku boiska, co ewidentnie mu nie sprzyja. Mimo wszystko i tak oceniłbym go wyżej od Bereszyńskiego, ponieważ on przynajmniej nie popełnia tak wielu rażących błędów.
Michał Helik to piłkarz, który w reprezentacji jest jedną wielką zagadką. Na papierze bowiem wygląda bardzo solidnie, jak na nasze warunki. Jeden z ciekawszych obrońców Championship w poprzednim sezonie, bramkostrzelny, zgarnął nagrodę dla najlepszego zawodnika Barnsley i to Barnsley najlepszego od lat, które powalczyło nawet w barażach do Premier League. W kadrze jego gra wygląda o wiele, wiele gorzej. Popełnia masę głupich błędów i wielka szkoda, bo ma papiery na pierwszy skład. Wygląda na to, że jest to kolejny stosunkowo niezły piłkarz, który nie może odnaleźć się w ustawieniu Sousy.
Przechodząc do zawodników, którzy potrafią w grać piłką (,a nie ma ich wielu) na tapetę biorę Pawła Dawidowicza. Gdyby nasza reprezentacja grała na 2 środkowych obrońców najprawdopodobniej nie miałby nawet, co marzyć o powołaniu. Szukaliśmy jednak na gwałt piłkarza, który dobrze rozgrywa i dzięki temu może występować z orzełkiem na piersi. Analizując jego występy, można dojść do wniosku, że tak naprawdę poza umiejętnością celnego dogrania piłki raz na jakiś czas, nie pokazuję kompletnie niczego, aby móc go z czystym sumieniem powoływać. Porusza się, jak wagon węgla, popełnia błędy w ustawieniu, a gdy wszedł za Bereszyńskiego w 30 minucie meczu z Albanią, mało brakowało, a zagrałby jeszcze gorsze zawody od niego. Dodajmy, że poprzeczkę ustawił bardzo wysoko.
Ostatnim, chyba najbardziej perspektywicznym piłkarzem z całego zestawienia jest Kamil Piątkowski. Na papierze zawodnik wprost idealny pod grę w 3 obrońców, jako półprawy. Umie świetnie operować futbolówką, jest stosunkowo szybki i silny fizycznie, ma doświadczenie w grze w tym właśnie ustawieniu, które wyniósł z Rakowa Częstochowa. W dodatku jest on dosyć młody, a w klubie dostaje minuty i wykorzystuje je znakomicie. Szczerze, nie mam najmniejszego pojęcia, czemu nie działa to w reprezentacji. Ma on jeszcze sporo czasu, ale, jak na razie wygląda on na zawodnika pokroju Zielińskiego lub Szczęsnego – dobry w klubie, ale bardzo przeciętny w kadrze.
Perspektywy na przyszłość
Prawdę mówiąc, to pomijając już zupełnie bieżące ustawienie i preferencje obecnego selekcjonera, trzeba przyznać, że nad przyszłością pozycji środkowego obrońcy krążą czarne chmury. Nasza ostoja, Kamil Glik, ma 34 lata, gra w Serie B i gołym okiem widać, że powoli nie domaga pod względem motorycznym. Jan Bednarek z roku na rok także gra coraz to słabiej. Przypomnijmy, że w pewnym momencie był poważnie łączony z takimi potęgami, jak Chelsea, a dziś takie plotki wzbudzają co najwyżej szyderczy uśmiech na twarzy. Zawodnicy tacy, jak Helik, czy Dawidowicz mogą się jeszcze rozwinąć, ale osiągnęli już wiek, w którym przeciętny piłkarz przeżywa swoje najlepsze lata gry. Nadzieja pozostaje w takich piłkarzach, jak Piątkowski, czy Walukiewicz. Jeden nie potrafi zupełnie przełożyć swojej formy na reprezentację, drugi po udanym okresie w Serie A i powołaniach do dorosłej kadry nagle przygasł i mimo potrzeby zawodnika grającego piłką nie jest używany przez selekcjonera. Poza tym, gdyby (oczywiście odpukać) kariery tych piłkarzy nie wypaliły nie bardzo mamy w tym momencie jakiekolwiek alternatywy. Ostatnio popularny stał się temat Jakuba Kiwiora. Wychowanek GKS-u Tychy praktycznie całą swoją dorosłą karierę spędził w lidze Słowackiej, która poziomem odstaje nawet od często wyszydzanej polskiej ekstraklasy. Mimo to udało mu się zapracować na transfer do Spezii – klubu z Serie A, który ostatnio upodobał sobie dość specyficzne ruchy na rynku. Czy w przyszłości to on może być rozwiązaniem na nasze bolączki? Kto wie? Najpierw musi pokazać cokolwiek na poziomie wyższym niż liga słowacka. Tak naprawdę poza nim ciężko mi znaleźć młodych zawodników, którzy mogliby się na ten moment realnie zbliżyć do reprezentacji. Owszem, mam na uwadze takie nazwiska, jak np. Maik Nawrocki, czy też Łukasz Bejger, ale z drugiej strony według mnie pokazali jeszcze zbyt mało w dorosłym futbolu. Było już naprawdę wielu graczy ich pokroju, którzy kończyli jako, co najwyżej solidni ligowcy i na ten moment nie rozpatrywałbym ich jeszcze w roli przyszłych reprezentantów. Jest jeszcze na to zdecydowanie za wcześnie.
Podsumowanie
Przez lata piętą achillesową polskiej kadry była pozycja skrzydłowego. Gdy Kamil Grosicki w końcu po wielu latach zaczął dawać jakość na tej pozycji, był to spory ewenement. W ostatnim czasie w naszym futbolu wyklarowało się jednak wielu piłkarzy o podobnym do niego profilu, którzy być może są w stanie dać nam nawet więcej jakości. Problem środka obrony może stać się nie długo porównywalnym do właśnie tego sprzed laty. Trzeba przyznać, że mamy bardzo niskie perspektywy i potencjał ludzki na tej pozycji. Czy to jednak usprawiedliwia Paulo Souse? Nie do końca. Wyciśnięcie potencjału z zawodników za pomocą dobrej taktyki to rola szkoleniowca. Pewnych błędów indywidualnych nie da się przewidzieć, ale to trener ma zadanie je zminimalizować. Mecz z Anglią już w środę i nie chcę być pesymistą, ale z taką grą w defensywie ciężko będzie o cokolwiek powalczyć.