Legia Warszawa wygrała z Lechią Gdańsk 2:1 po bardzo dobrym meczu. Gospodarze zdominowali wydarzenia na boisku w pierwszych 45. min. W końcówce z kolei goście zepchnęli mistrzów Polski do głębokiej defensywy.
Mecz lepiej zaczął się dla zespołu z Warszawy. W 15. minucie Jędzejczyk był bliski zdobycia bramki, ale jego strzał świetnie obronił Kuciak. W 29. minucie było 1:0 po tym, jak Wszołek przepchnął się przed obrońcę, a potem wepchnął piłkę do siatki między nogami Kuciaka. Niecodzienną asystą przy tej bramce popisał się Wieteska, który zagrał w poprzek boiska na kilkadziesiąt metrów prosto pod nogi kolegi z zespołu. Legia atakowała z wielkim rozmachem. W 32. minucie powinno być 2:0, ale strzał Josue trafił w słupek. Kolejne sytuacje mieli Johansson, którego strzał został zablokowany, Rosołek i Pekhart. Trzy wymienione okazje miały miejsce w ciągu trzech zaledwie minut od 34. do 37. Gra Legii wyglądała w tym momencie doskonale.
Lechia skontrowała. Pierwszy raz udało jej się przedostać pod bramkę Legii, ale strzał Zwolińskiego w krótki róg Austriak obronił w fantastycznym stylu. Była to 40. minuta i jak się później okazało Legia stanęła w tym momencie i oddała inicjatywę gościom. Szczególnie było to widoczne na początku drugiej połowy, kiedy to goście atakowali raz za razem bramkę Strebingera, ale groźnych sytuacji pod jego bramką nie potrafili stworzyć. Legia zmieniła taktykę – cofnęła się i nastawiała się jedynie na kontrataki. W 50. minucie w polu karnym dryblował Johansson, ale upadł, jak się okazało potykając się o własne nogi. Za próbę wymuszenia karnego Szwed został ukarany żółtą kartką.
W 65. minucie było już 2:0. Znowu błysnął Wszołek, którego doskonałe dośrodkowanie wykorzystał Pekhart z bliska pakując głową piłkę do siatki. Austriak nie zachował jednak czystego konta, bo w końcówce Lechia znacząco przeważała i w 83. minucie Zwoliński strzelił kontaktowego gola, pierwszego wyjazdowego dla Lechii po 506 minutach. Mecz był emocjonujący do ostatniej sekundy. Pod bramką Legii się kotłowało i pewnie gdyby mecz trwał dłużej, to Lechia zdołałaby wyrównać. Kto wybrał się na Łazienkowską w ten chłodny wieczór, z pewnością nie żałuje. Frekwencja na Legii w końcu zaczęła się poprawiać i powinno być z nią coraz lepiej.