W hicie 27.kolejki Ekstraklasy Lech Poznań rozgromił Jagiellonię Białystok 5:1. Trzeba przyznać, że wynik odzwierciedla przebieg spotkania, gospodarze zdominowali lidera ekstraklasy. Tym sposobem Lech skraca dystans do „Jagi” na 5 punktów, a „żółto-czerwoni” wprawdzie pozostaną liderem, jednak Lech wylał na nich kubeł naprawdę lodowatej wody.
Pierwsze minuty spotkania należały do Jagiellonii. Kiedy Lech zaczął nieśmiało atakować bramkę Pawełka, poznaniacy zostali skarceni zabójczą kontrą. Frankowski z Novikovasem dzięki swojej szybkości uciekli obrońcom Lecha. W pojedynku dwóch na jednego, osamotniony Burić musiał skapitulować. A bramkę strzelił Novikovas. Paradoksalnie ta bramka była początkiem końca „żółto-czerwonych”, od tamtej pory coraz agresywniej i zacieklej atakowali lechici. Po zamieszaniu w polu karnym Situm szybko wyrównał, jednak sędzia dopatrzył się ręki Chorwata i po konsultacji VAR bramkę anulował. W wyniku tej akcji kontuzję odniósł Mariusz Pawełek, więc w jego miejsce musiał wejść Marian Kelemen. Dłuższa przerwa przy tej zmianie nie uspokoiła Lecha, coraz bardziej dominowali białostoczan. A co się odwlecze, to nie uciecze i jeszcze przed przerwą poznaniacy strzelili prawidłowego gola. Gumny przerzucił piłkę nad obrońcą „Jagi”, przyjął ją Situm, który zagrał w pole karne do Gytkjaera, a on strzałem głową pokonał Kelemena. Co ciekawe, to była pierwsza bramka Duńczyka w ekstraklasie strzelona głową.
Jeśli ktoś myślał, że Jagiellonia w drugiej połowie weźmie się w garść, to się grubo pomylił. Situm co i rusz ośmieszał białostockich defensorów, a Gytkjaer nękał Kelemena. To nie oni jednak przyczynili się do objęcia prowadzenia. Zagranie z rzutu rożnego Kostewycza wykorzystał Emir Dilaver i poznaniacy objęli prowadzenie, a był to dopiero początek. Niewątpliwy bohater tego meczu Situm z każdą minutą zamiast gasnąć, coraz bardziej się rozpędzał i co chwilę stwarzał zagrożenie dla białostoczan. I tu również nastąpił paradoks, bo w bramce na 3:1 również nie miał wymiernego udziału. Jevtić trafił piłką w rękę Gutiego i sędzia Musiał podyktował rzut karny, który pewnie wykonał sam Szwajcar. Rezerwowy szwajcarski rozgrywający rozpędził i tak szybko pędzącą lokomotywę, a kibice w Poznaniu cieszyli się z kolejnych bramek. Chwilę po wejściu na boisko na listę strzelców wpisał się Jóźwiak, przy niebywałej bierności Jagiellończyków. Dzieła zniszczenia dopełnił Łukasz Trałka, po zagraniu z rzutu rożnego Jevticia. Tak okazałe zwycięstwo niewątpliwie rozpędzi poznańską lokomotywę, która wciąż ma szansę zatrzymać się na stacji Mistrzostwo Polski. Jagiellonia zaś dostała kubeł zimnej wody, a czasu na ocknięcie nie za wiele, bo już w sobotę podejmą u siebie Arkę Gdynia. Lech stanie zaś przed szansą na podtrzymanie kapitalnej serii na własnym boisku, bo do Poznania przyjedzie Lechia Gdańsk.