W spotkaniu zapowiadanym na hit kolejki, Legia Warszawa pokonała Wisłę Kraków 1:0 po golu Miroslava Radovicia w 11. minucie.
W prasie, w mediach społecznościowych, w obu miastach było bardzo gorąco przed spotkaniem Legii i Wisły. Spotkanie, które miało pokazać nam, w jakim miejscu znajdują się oba zespoły, kompletnie zawiodło. Większość czasu, piłkarze „Wojskowych” oraz „Białej Gwiazdy” rozgrywali piłkę w środkowej strefie boiska, sędzia Paweł Gil łapał sie na czasem bardzo głupie symulki piłkarzy Legii, a w decyzjach pomagali mu piłkarze trenera Kiko Ramireza, którzy raz po raz wycinali legionistów.
Dobrze zapowiadająca się pierwsza połowa
Piłkarze obu ekip całkiem nieźle rozpoczęli mecz. Trzeba ich pochwalić za walkę do końca, zaangażowanie i pomysł w rozgrywaniu piłki. Z impetem rozpoczęła Wisła, która wyprowadziła kilka składnych akcji na połowie warszawian.Pierwsza bramka dla Legii powinna paść już w dziesiątej minucie, kiedy po ładnej zespołowej akcji w narożniku pola bramkowego wiślaków znalazł się Kasper Hamalainen. Fin uderzył futbolówkę w kierunku dalszego słupka bramki Łukasza Załuski, jednak bramkarz gości zdołał sparować ten strzał. Na gola gospodarzy musieliśmy czekać do 11. minuty, kiedy to Guilherme wypuścił „w uliczkę” Miroslava Radovicia, a ten minął bramkarza Wisły i umieścił piłkę w bramce „Białej Gwiazdy”. Odpowiedź krakowian mogła nieco zszokować zawodników warszawskiej Legii, bowiem w następnej akcji Wisła mogła wyrównać, jednakże groźny strzał Boguskiego sparował na rzut rożny bramkarz Legii- Arkadiusz Malarz. Z perspektywy trybun, strzał wyglądał na łatwy, jednakże powtórki telewizyjne pokazały dopiero, jak wielkim kunsztem musiał wykazać się bramkarz „Wojskowych”. W dwudziestej minucie, po odbiorze w środku pola strzelec pierwszego gola mógł podwyższyć wynik spotkania. Radović minął już obrońcę i wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale w pojedynku biegowym z Ivanem Lopezem przewrócił się nagle. Jak pokazały powtórki, zawodnik Legii nieco przyaktorzył, dzięki czemu przewinienie Lopeza zostało w ogóle odgwizdane.
Druga połowa do zapomnienia
Druga odsłona zaczęła się tak samo jak pierwsza. Wisła próbowała atakować, ale czujni i dobrze ustawiający się legioniści niwelowali ich próby z łatwością. Nie obyło się jednak bez nerwów. Po jednym ze stałych fragmentów mieliśmy powtórkę z Lubina w wykonaniu legionistów. Precyzyjnie dośrodkowana piłka z rzutu wolnego wpadła do bramki strzeżonej przez Arkadiusza Malarza, ale na szczęście dla bramkarza gospodarzy, sędzia dopatrzył się spalonego i na tablicy świetlnej wciąż widniało 1:0 dla Legii. W kolejnych minutach mecz toczył się już raczej jedynie w środku pola. Legioniści nie mieli pomysłu jak zagrozić bramce gości, często podawali piłkę górą, co kończyło się odbiorem piłki przez zawodników Wisły, bądź wybiciem jej po za boisko. Z drugiej strony mieliśmy przykład niejakiej bezradności, ponieważ większość akcji Wisły kończyła się na dobrze dysponowanym tego dnia Michale Pazdanie, lub też na Arturze Jędrzejczyku, który zaliczył wiele udanych odbiorów w okolicach swojego pola karnego. Ostatnią szansę na zdobycie gola miał Vadis Odjidja-Ofoe, który po indywidualnej akcji wpadł w pole karne i oddał mocny, celny strzał, sparowany przez czujnego Załuskę na rzut rożny.
W następnej kolejce warszawianie pojadę do Gdańska, by tam spróbować swoich sił z drużyną, która wyraźnie aspiruje do odebrania „Wojskowym” tytułu mistrzowskiego- Lechią. Wisła w przyszłym tygodniu zmierzy się u siebie ze swoją imienniczką z Płocka.