Sobotę rozpoczęliśmy starciem 2 najgorszych drużyn. Łącznie 2 zwycięstwa w 18 meczach – no słabo. I mimo że ŁKS znów miał momenty, znów miał okazje, to ŁKS znów pokonany. Dzisiaj nawet zdeklasowany. I to zdeklasowany przez Arkę Gdynia, która dziś strzeliła więcej goli, niż przez 8 wcześniejszych kolejek. To naprawdę nie wygląda kolorowo.
Wielu ekspertów słusznie upatrywało główną nadzieję na utrzymanie Arki w Ekstraklasie w sensacyjnym powrocie do Gdyni Marko Vejinovicia, ale dzisiejsze zwycięstwo miało innego bohatera – Dawita Schirtladze, gruzińskiego napastnika, który strzelił 2 gole i zaliczył asystę (ostatnie 4 mecze 4 gole). Mecz od samego początku był całkiem żywy, pierwsze minuty dla Arki, potem coraz mocniej do głosu dochodzili łodzianie. Wynik otworzyli jednak Arkowcy – Nalepa strzela, broni debiutujący Malarz, dobija Schirtladze. Łodzianie dalej grali swoje, jak zwykle, mieli swoje szanse, jak zwykle, jednak je zmarnowali – jak zwykle. Dobrze z wolnego uderzył Ramirez, jednak jeszcze lepiej obronił Steinbors, którego chwilę potem przed stratą bramki uratowała poprzeczka po strzale Pirulo. A że niewykorzystane sytuacje lubią się mścić… to już po 3 minutach było 0:2. Jankowski cudownie odgrywa piętą do Vejinovicia, Bogusz interweniuje tak niefortunnie, że futbolówka spada pod nogi Schirtladze, który strzela na 2:0.
Na początku drugiej połowy ŁKS złapał kontakt i fani mogli mieć nadzieję, że ich ulubieńcy nie przegrają 7. spotkania z rzędu. Pierwszy strzał Kujawy został obroniony przez Steinborsa, ale przy dobitce Łotysz nie miał już szans. Z kontaktu łodzianie cieszyli się… 6 minut. Tyle zajęło gdynianom strzelenie gola, który zapewniał dwubramkowe prowadzenie. Kwadrans potem Arka zabiła ten mecz, dokładniej zrobił to Jankowski po asyście Schirtladze.
Można pochwalić łodzian, że do samego końca próbowali, grali swoje, ale… tak się chwali i chwali ten styl ŁKS-u, a tu już 7.porażka z rzędu. Po pierwszych meczach, gdzie podopieczni Moskala ogrywali Cracovię, zremisowali z Lechią i postawili twarde warunki będącemu wtedy w bardzo dobrej formie Lechowi można było przypuszczać, że to naprawdę drużyna, która może mocnym postawić naprawdę twarde warunki, a i również namieszać w walce o górną ósemkę. Jednak jeśli dostaje się „w czapę” i od Arki, i od Wisły Płock… to ciężko myśleć nawet i o utrzymaniu.