W meczu przyjaźni Śląsk Wrocław ogrywa Lechię Gdańsk 2-0.
28. kolejka Ekstraklasy to dla obu zaprzyjaźnionych klubów czas na umocnienie swojej pozycji w Grupie Mistrzowskiej. O ile Śląsk, wyprzedzający Lechię w tabeli o 2 pkt, bardziej niż utrzymaniem w ósemce, martwi się o odjeżdżające co raz dalej ekipy Legii i Lecha, o tyle dla gdańszczan ostatnie 3 kolejki to prawdziwa weryfikacja umiejętności i przedsezonowych założeń.
Spotkanie rozpoczęło się niemrawie. Pierwsze kilkanaście minut to popis błędów technicznych i strat w obu ekipach. Impas ten został przerwany dość mocnym akcentem. W 19 minucie akcja Śląska, a dokładniej podanie Marco Paixao do wbiegającego w pole karne Picha, zostaje w nieprawidłowy sposób przerwana przez Marcina Pietrowskiego i sędzia bez wahania wskazuje na wapno. Do piłki ustawionej na 11 metrze pewnym krokiem podchodzi Mateusz Machaj i równie pewnym strzałem w prawy dolny róg bramki pokonuje Mateusza Bąka. 10 minut później przed genialną okazją stanął były już kapitan wrocławian Marco Paixao. W sytuacji sam na sam z golkiperem gości, nie wykorzystuje w odpowiedni sposób swoich umiejętności technicznych i piłka po przelobowaniu Bąka ląduje obok bramki. Chwilę później podobna sytuacja ma miejsce pod bramką gospodarzy, gdzie strzał Grzelczaka broni Pawełek.
Początek drugiej części gry to optyczna przewaga gdańszczan, którym brakowało chyba wszystkiego oprócz chęci. Te zostały im wybite z głowy już w 54 minucie, gdy po krótkim rozegraniu rzutu rożnego dośrodkowanie Picha wykańcza głową z 5 metrów Piotr Celeban. Był to gwóźdź do gdańskiej trumny. Od tego momentu ciężko mówić o wyraźnej przewadze którejś z drużyn. 70 minuta zapisała się w pamięci kibiców niewykorzystaną okazją Rudinilsona, który niepilnowany otrzymał piłkę około 11 metrów od bramki Pawełka, ale jego potężny strzał z pierwszej piłki powędrował w trybuny. Przez kolejny kwadrans gry nie wydarzyło się nic ciekawego. Zmieniła to akcja na lewym skrzydle Krzysztofa Ostrowskiego, który świetnym dograniem obsłużył Marco Paixao, któremu nie pozostało nic innego jak umieścić w 100% sytuacji piłkę w bramce.
Mecz przyjaźni sprowadził Lechię Gdańsk na ziemię, a Śląskowi dał okazję od przełamania się, którą skrzętnie wrocławianie wykorzystali.