Stało się – wystartowała PKO Bank Polski Ekstraklasa. Jak to ma ona w zwyczaju – dość szybko nasyciła stęsknionych kibiców. Czy było aż tak źle? Mam wrażenie, że nie do końca! Zapraszam na podsumowanie pierwszej kolejki sezonu w ramach MADEJki, czyli Magazynu Autorskich Dociekań Ekstraklasowej Jakości.
„SPOKOJNIE, ZARAZ SIĘ ROZKRĘCI”
Taka myśl, słynny cytat z „Chłopaki nie płaczą” mogła przyświecać kibicom, którzy już w piątek pełni tęsknoty postanowili spędzić popołudnie i wieczór z polską piłką. Najpierw mecz w Częstochowie. Nie porwał on przeciętnego kibica, aczkolwiek miał spory plus, który go broni – był to premierowy mecz sezonu, więc jego ocena w oczach widza będzie łagodniejsza. Raków osiągnął swój cel – spotkanie wygrał, dużo sił nie stracił. Ekonomika, z którą gospodarze podeszli do meczu wytłumaczona może być w chwili obecnej eliminacjami do europejskich pucharów. Oby takie alibi mieli częstochowianie jak najdłużej, bo to by oznaczało sukces odniesiony na europejskich boiskach. A co może powiedzieć trener Szulczek i jego Warta? Za styl punktów nie przyznają, ale pomysł na ten mecz goście mieli, jednak zwyczajnie zabrakło jakości. Patrząc całościowo, Warta niekoniecznie będzie murowanym kandydatem do spadku, wiele zależeć będzie od najbliższych ruchów transferowych. W chwili obecnej powstała po urazie Adama Zrelaka wyrwa w przodzie nie została załatana i cierpi na tym ofensywa Warty.
DERBY DOLNEGO ŚLĄSKA = DERBY DOŁU TABELI SEZONU 21/22
Nieczęsto zdarza się, żeby mecze derbowe rozgrywane były na inaugurację sezonu – najprędzej takie spotkania organizowane są w środku rundy, gdy drużyny (teoretycznie przynajmniej) powinny być w swoim primie, zapewniając wyższą jakość spotkania. Ekstraklasa tym razem odstąpiła od tej reguły i uraczyła nas Derbami Dolnego Śląska już w kolejce nr 1. Podniosła dzięki temu średnią frekwencję z początku sezonu, bo w Lubinie raczej nieprzyzwyczajeni do przyjmowania 10 tysięcy widzów. Chleb powszedni to z pewnością nie jest. Z drugiej jednak strony ci, którzy na stadion Zagłębia przyszli, mogą czuć rozczarowanie. Spotkanie nie porwało, brakowało tej derbowej atmosfery. Plusem meczu można uznać fakt, że Kacper Bieszczad udanie rozpoczął akcję #MurowanePomaganie (za każde swoje czyste konto w sezonie wpłaci 1000zł na cele charytatywne). Lubinianie ponadto nie powinni mieć problemu z wypełnieniem obowiązku młodzieżowca w nowym wydaniu, o czym więcej w dalszej części.
BARDZIEJ POMÓC EKSTRAKLASA NIE MOGŁA
Sobotnie mecze rozpoczęły się w Poznaniu, gdzie mistrzowski Lech podejmował Stal Mielec. Wydawać by się mogło, że nie można rozpisać łatwiejszego startu dla Mistrza Polski – mecz u siebie z drużyną, która przed sezonem typowana jest jako jeden z „faworytów” do spadku. W sam raz, aby zagrać mecz w tzw. międzyczasie walki o fazę grupową europejskich rozgrywek. Kolejorz podszedł do meczu bez lekceważenia przeciwnika, przynajmniej w kwestii podstawowej jedenastki. Zastanowić się jednak należy – czy aby na pewno tak jest? Przecież taki mecz byłby idealnym powodem do wystawienia lekkich rezerw, aby dać pograć innym, wzmocnić rywalizację. Zamiast tego van den Brom desygnował w zasadzie pierwszy garnitur. Czy nie chciał lekceważyć Stali? Czy może po prostu Lech wcale nie dysponuje szeroką kadrą, o jakiej sami mówili? Motorycznie nie wyglądali piłkarze Kolejorza najlepiej. Holender ich mimo to wystawił do gry, więc nie najlepiej świadczy to o potencjalnych zmiennikach w drużynie. Oby nie skończyło się na awansie do fazy grupowej Ligi Konferencji tylko po to, aby wystawiać tam rezerwy i oszczędzać pierwszy skład na starcia ligowe, jak pamiętny drugi garnitur w Lizbonie z Benficą… Najlepsi oszczędzani byli wtedy na… ligowe spotkanie domowe z Podbeskidziem (wygrana 4:0).
NIE-STOLARCZYKOWY DEBIUT
Maciej Stolarczyk z czasów w Wiśle Kraków zapamiętany został jako trener, który preferuje ultraofensywny futbol na zasadzie „stracimy trzy, to strzelimy cztery!”. Wydaje się, że docelowo podobnie wyglądać będzie jego Jagiellonia. Oby tak było, bo wtedy mecze drużyny z Podlasia będzie oglądać się z przyjemnością. Na razie jednak jego drużyna zaczęła spokojnie, choć i przeciwnik trafił się na początek niewygodny. Piast Fornalika zawsze mierzy wysoko, w przerwie międzysezonowej utrzymał kadrę, więc w Gliwicach gotowi są na walkę o miejsce premiowane europejskimi pucharami. Jaga jednak przechytrzyła gości stałym fragmentem gry, zagrali dobry mecz w tyłach, choć ogólnie sytuacji bramkowych ani jedni ani drudzy wiele nie stwarzali. Ot, taki spokojny początek sezonu na Podlasiu, z którego miejscowi będą zadowoleni, bo punkty w tabeli się zgadzają, a na oczekiwanie i ocenianie stylu przyjdzie jeszcze czas.
KIELCE WITAJĄ Z POWROTEM EKSTRAKLASĘ REMISEM
Na trybunach komplet, początek sezonu i mecz domowy z Legią. Chyba nie można wyobrazić sobie lepszego scenariusza na powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej. Atmosfera piłkarskiego święta była odczuwalna na trybunach, a na murawie – typowy mecz walki. Sześć żółtych kartek i jedna czerwona nie do końca oddają to, co się działo, gdyż można odnieść wrażenie, że powinno być ich jeszcze więcej. W skrócie więc ujmując – wróciła ta Korona, jaką pamiętamy za „Bandy Świrów” Ojrzyńskiego. Przynajmniej wiadomo, czego możemy się spodziewać od beniaminka. Znamienne – i w sumie rzadkie – zdarzenie z tego meczu to sposób strzelenia obu bramek. Zarówno Legia, jak i Korona zdobyły swoje gole w czasie, gdy przeciwnicy grali w niepełnym składzie. Wykorzystali więc boiskową sytuację do maksimum. Runjaić wita się z nowym klubem remisem, cały czas jednak ciężko wyrokować, w którą stronę pójdzie Legia w tym sezonie – czy będzie potrzebował Niemiec sporo czasu, jak w Szczecinie, czy szybko wykorzysta fakt, że w tym sezonie jego drużyna gra mecze tylko w lidze i nie jest uwikłana w rozgrywki europejskie.
MIEDŹ RÓWNIEŻ ZACZYNA PUNKTOWANIE PO POWROCIE
Spośród beniaminków, to w zespole z Legnicy pokrywane są największe nadzieje na piłkarską jakość. Nic dziwnego, w końcu wygrali rozgrywki I ligi w zeszłym sezonie w sposób zdecydowany. Naturalną koleją rzeczy jest, że teraz przeciętny kibic Ekstraklasy oczekuje podobnych fajerwerków od Miedzi trenera Łobodzińskiego w starciach z polskim TOPem. Zanim do tych meczów dojdzie, na początek pojechali oni do Radomia. Radomiak w zeszłym sezonie zbierał różne opinie – w większości pozytywne zostały splamione zwolnieniem trenera Banasika i zatrudnieniem w jego miejsce Lewandowskiego, który nie podołał jako coach Termalici. Wtedy jakby coś pękło, wydawało się, że nic dobrego z takiej zmiany wyjść nie może. Pierwsza kolejka nowego sezonu jednak w wykonaniu Radomiaka nie była zła. Miedź za to dość szybko przestawiła się z trybu ofensywnego rozbijania rywali na grę skupioną na destrukcji. Wydaje mi się, że obrana została tam dobra droga – najpierw zabezpieczanie tyłów, przetarcie szlaków w najwyższej klasie rozgrywkowej, a w kolejnym etapie sezonu będzie czas na dodawanie efektów specjalnych. Chociaż ich namiastkę oglądaliśmy przy bramce z przewrotki Macieja Śliwy. Ogólnie kto zdecydował się na włączenie tego meczu raczej nie narzekał, bo i wyrównująca pod koniec meczu bramka Dawida Abramowicza była przedniej urody.
STRACH MYŚLEĆ O RAPIDZIE, KIEDY W PŁOCKU NIC NIE IDZIE
W czwartek swoje starcie drugiej rundy eliminacji Ligi Konferencji rozpocznie Lechia Gdańsk. Patrząc jednak na formę jej defensywy – ciężko o optymizm i skupiłbym się na uniknięciu kompromitacji. Wisła Płock wypunktowała Gdańszczan w niedzielne popołudnie, a super debiut w polskiej lidze zaliczył Hiszpan Davo. Bramka i asysta to wystarczający powód, aby przyglądać się jemu baczniej w najbliższych kolejkach, a kto odważniejszy, niech czym prędzej kupuje go w Fantasy Ekstraklasie, póki cena nie podskoczyła. Dwie bramki stracone z Akademiją Pandew, teraz trójka od Wisły, oby Rapid nie kontynuował wyliczanki w czwartek i ten dwumecz nie był rozstrzygnięty już po pierwszym spotkaniu. Nie liczę na wiele, zawsze to milej się pozytywnie zaskoczyć, aniżeli rozczarować.
MECZ DWÓCH WYGRANYCH?
Spotkanie Pogoni z Widzewem zapowiadało się mega ciekawie i oczekiwania spełniło. Widzew po 8 latach wrócił do elity, ale na debiut przypadł im arcytrudny wyjazd do Szczecina. Jedyną okolicznością łagodzącą mogły być europejskie wojaże Portowców, jednak porażka na Islandii (dająca oczywiście awans po wysokiej wygranej w Polsce) podziałała jak płachta na byka i chcieli szybko zmazać plamę. Co prawda poukładana gra pozwoliła Łodzianom przetrwać pierwszy napór gospodarzy i nawet wyjść na prowadzenie. Determinacja i przede wszystkim umiejętności były po stronie Pogoni i najpierw do szatni bramkę strzelił Zahović, a po przerwie wpuszczony z ławki Biczachczjan przypomniał o sobie. Wejście do ligi miał świetne, potem jednak o nim ucichło. I w momencie, gdy drużyna go potrzebowała, ten znów potrafił podnieść się z ławki, wziąć piłkę, ograć Letniowskiego i uderzyć z dystansu. Pogoń dołącza tym samym do Rakowa, który jako pucharowicz potrafił zdobyć komplet na inaugurację sezonu. Widzew też mimo wszystko powinien być zadowolony – potrafił postawić opór topowej drużynie w Polsce, mogą w Łodzi z optymizmem patrzeć w przyszłość.
GÓRNIK TAK SŁABY, CZY CRACOVIA TAK MOCNA?
Z perspektywy czasu zasadne wydają się rozmyślania, co by było z Pasami, gdyby prezes Filipiak nie zamienił przed kilkoma laty trenera Zielińskiego na Probierza. Zmiana powrotna jednak dotychczas zweryfikowana została pozytywnie i na grę Cracovii da się patrzeć, przy okazji znajdując tam polskie nazwiska, co wcale nie było takie pewne za obecnego selekcjonera młodzieżówki. Z Górnikiem Pasy zagrały dobry mecz, ale siłą rzeczy nie mogę odnieść wrażenia, że potrzeba im prawdziwszej weryfikacji, bo Górnik w poniedziałek nie był odpowiednim przeciwnikiem. Przede wszystkim nie rozumiem sensu utrzymania gry trójką stoperów, kiedy tak naprawdę w obwodzie trener Gaul miał właściwie jedynie Janickiego. Przesunięcie na środek obrony Janży, czy Olkowskiego nie mogło się dobrze skończyć. Wszakże nigdy nie będzie pozytywnego efektu, gdy obrońcę charakteryzującego się ofensywnym stylem gry wciśnie się na pozycję, gdzie możliwość pokazania tych umiejętności schodzi na margines. Goście już do przerwy za sprawą Loshaja i Rakoczego wyprowadzili dwa ciosy i w drugiej odsłonie nie dali sobie zrobić krzywdy. Ciężko po tym meczu jednoznacznie określić, czy Górnik faktycznie organizacyjnie na tyle kuleje, że dodatkowo po zwolnieniu Urbana po prostu wpadnie w ligową szarzyznę i do końca bić się będzie o utrzymanie, czy w Cracovii coś przeskoczyło i włączą się do czołówki i powalczą o pocałunek śmierci, jakim są w Polsce eliminacje do europejskich pucharów. Pasy wygrywają mecz, mając jedynie 30% posiadania piłki. Styl gospodarzy tego meczu przypomina trochę drużyny Kazimierza Moskala – czy to Wisłę Kraków, czy ŁKS. Dużo podań, wysokie posiadanie piłki, jednak nic konkretnego nie wynika z tych statystyk. Cóż bowiem z posiadania piłki, kiedy jest to głównie na własnej połowie? Co z podań, gdy odbywa się to przede wszystkim między obrońcami, a im dalej od własnej bramki, tym robią się ciężary? Pasom za to sprzyja terminarz, bo teraz czekają ich domowe mecze z Koroną i Legią, a następnie wyjazd do Mielca. Będzie więc okazja do pokazania, czy na poważnie włączą się do walki o coś więcej, czy po prostu będą drużyną środka tabeli.
CO SŁYCHAĆ U MŁODZIEŻOWCÓW?
Warto przy analizie wydarzeń pierwszej kolejki skupić się na odnowionym przepisie o młodzieżowcu. Pozwala on na zdecydowanie więcej kombinacji na przestrzeni całego sezonu. Nawet można temat zupełnie olać, jeśli tylko w budżecie wygospodaruje się 3 miliony złotych na zapłacenie kary, która ma być przeznaczona na szkolenie młodzieży. Uściślijmy – do poprzedniego sezonu przez całe spotkanie grać musiał w każdej drużynie młodzieżowiec. Teraz przepis ten zaktualizowano i zmieniono. W nowym zapisie młodzieżowcy muszą w każdej drużynie rozegrać 3000 minut w sezonie, jednak w jednym meczu maksymalnie można „zdobyć” 270 minut. Innymi słowy – liczyć się będzie maksymalnie 3 młodzieżowców, którzy rozegrają pełne 90 minut. Uwzględniono oczywiście kary za niedotrzymanie wymaganych minut i klarują się one od pół miliona złotych, gdy rozegranych minut wśród młodych będzie powyżej 2500 minut, aż do 3 milionów złotych, gdy młodzi nie rozegrają 1000 minut w danej drużynie. Po pierwszej kolejce stwierdzić można, że problemów z wymogiem nie będzie miało Zagłębie Lubin, które uzyskało maksymalną możliwą ilość minut, czyli 270 już na początku sezonu. Nic dziwnego, bo w Lubinie słyną z dobrej szkoły piłkarskiej, więc nie miałoby większego sensu rezygnowanie ze stawiania na młodych i płacenie kar. Pokazuje to też drugą stronę medalu – tam, gdzie chcą, tam będą stawiać na młodych i nie potrzeba do tego prawnej weryfikacji. Z młodzieżowca w składzie zupełnie jako jedyny zrezygnował Raków. Nie wiadomo, czy po prostu w Częstochowie stwierdzili „stać nas” i kompletnie oleją temat, przygotowując 3 miliony na koniec sezonu, czy jednak Papszun będzie wystawiał młodzież na przestrzeni sezonu i chociaż zminimalizuje przez to wymaganą do zapłacenia karę.
„MOŻEMY? TO PRZEKŁADAMY!”
Taką myśl przewodnią miały zdaje się Lech, Lechia i Raków przed meczami drugiej rundy kwalifikacji Ligi Konferencji z odpowiednio Dinamo Batumi, Rapidem Wiedeń i Astaną. Przypomnijmy, że w tym sezonie zostały wreszcie unormowane kwestie przekładania meczów i każdy polski klub może przełożyć w lidze 2 mecze z powodu spotkań w Europie – raz w fazie play-off i raz w pozostałych trzech rundach. Powyższe kluby skorzystały z tego przywileju między meczami rundy II i najbliższa kolejka Ekstraklasy będzie przez to okrojona, a przełożone zostały mecze:
Miedź Legnica – Lech Poznań
Piast Gliwice – Raków Częstochowa
Lechia Gdańsk – Górnik Zabrze
Pozostaje mieć nadzieje, że decyzja ta wyjdzie klubom na dobre, przeciwstawią się przeciwnikom na europejskich boiskach i będziemy mogli emocjonować się ich potyczkami w rundzie III.