Liga gra, polskie drużyny jeszcze z szansami na europejskie puchary – to wszystko znaki, że mamy połowę wakacji. W weekend rozegrana została druga seria spotkań. Z powodu przełożenia 3 meczów, tylko 12 drużyn wybiegło na boiska ekstraklasowe. Zapraszam na podsumowanie drugiej kolejki sezonu w ramach MADEJki, czyli Magazynu Autorskich Dociekań Ekstraklasowej Jakości.
Wisła gromi i lideruje, Stano triumfuje
Fenomenalny początek sezonu zalicza Wisła Płock. Po wygranej z Lechią 3:0, tym razem dołożyli jeszcze jedną bramkę w pogromie Warty Poznań. Rafał Wolski pokazał (ponownie), że jak tylko dopisywałoby zdrowie, to bawiłby się tą ligą na przestrzeni całego sezonu, a nie jedynie pomiędzy kontuzjami. Hiszpan Davo z buta wszedł do zespołu i Ekstraklasy. Nie pamiętam, kiedy jakiś zawodnik w naszej lidze miałby takie wejście. W punktacji kanadyjskiej ma już 5 punktów, na co składają się 3 bramki i 2 asysty, a to dopiero dwa mecze! Triumfuje też Pavol Stano, który już w zeszłym sezonie wszczepił chęć ofensywnej gry i budowania składnych akcji od obrony, uciekania spod pressingu. Wychodziło to z różnym wtedy skutkiem, ale widać, że poczynili jego piłkarze postępy i Wisłę się po prostu fajnie ogląda. Oczywiście jak to każdy kij, tak i ten ma swój drugi koniec. Mianowicie w Polsce częsty jest schemat, gdzie drużyna gra ładnie, notuje wyniki powyżej normy, a następnie do niej się obniża. Ten moment często nazywany jest zmianą trenera. Pozostaje mieć nadzieje, że mimo to Stano pozostanie wierny pomysłowi na drużynę i po prostu mecze jego drużyny będą atrakcyjne dla oka. Jeśli zaś o Wartę chodzi, trener Szulczek pokazuje, że jest utalentowanym trenerem młodego pokolenia, ale nawet on z pustego nie naleje. W Poznaniu znów jesień zapowiada się arcytrudna, a czy na wiosnę ponownie uda się odbić z wynikami? Wiele zależeć będzie od tego, czy ponownie znajdą jakiegoś kozaka. Dwa lata temu przyszedł po przerwie zimowej Makana Baku, rok temu Frank Castaneda. Obecnie również przydałby się ktoś taki, bo ofensywa wygląda biednie, szczególnie odliczając z niej dodatkowo Zrelaka, który jest kontuzjowany. Przy okazji trener Warty zapoczątkował coś, co może stać się powszechne przy takich rozstrzygniętych już meczach. W 60. Minucie, gdy już wynik był znany, po prostu wprowadził 4 młodzieżowców, żeby dograli mecz i przy okazji doliczyli minuty w ramach nowego regulaminu o młodzieżowcu (muszą rozegrać 3000 minut). To jeden z argumentów przeciw tej regulacji, bo staje to w sprzeczności z istotą rzeczy, aby rozwijać młodych piłkarzy. Takie wpuszczanie kilku naraz, aby tylko dograć mecz, w mojej ocenie wiele pożytku nie przyniesie.
Zimny prysznic dla Jagielloni
W pierwszym meczu Jagiellonia ograła Piasta Gliwice i wydawać by się mogło, że wszystko jest na swoim miejscu i w Białymstoku gotowi są na dobry sezon bez popadania w ligową szarzyznę. Przyjazd Widzewa spowodował jednak, że kibice mają lekki ból głowy, jak drużynę oceniać, a w perspektywie wyjazd do Szczecina, gdzie będzie test o podwyższonym poziomie trudności. Samego meczu Jaga nie musiała przegrać i nie ma co w całości go demonizować. Swoje mógł strzelić Marc Gual, czy Jesus Imaz, ale obaj Hiszpanie przegrywali pojedynki z bramkarzem, czy obrońcami blokującymi ich strzały. Widzew przed tygodniem pozostawił dobre wrażenie jako beniaminek, choć z Pogonią przegrał. W piątek ponownie pokazali, że ich obecność na najwyższym stopniu rozgrywkowym nie musi być okazjonalna i coś tej lidze będą dawać. Być może będzie to bramka sezonu? Z jednej strony smutne by to było, gdyby najładniejszy gol padł już w drugiej serii gier. Z drugiej jestem spokojny, że strzał Bartłomieja Pawłowskiego z rzutu wolnego – majstersztyk pod każdym względem! – będzie wśród kandydatów na laur najpiękniejszego.
„Kompletne” Pasy po raz pierwszy od 1951r.
Mało kto pamięta jeszcze czasy, kiedy po dwóch kolejkach sezonu Cracovia miała na koncie komplet zwycięstw. Taka sytuacja ma miejsce pierwszy raz od – bagatela – 1951r. Kawał czasu musieli czekać kibice, aby ich drużyna wystartowała w najlepszy możliwy sposób. A ciężko wyobrazić sobie lepszy, kiedy do tych wygranych doliczy się też czyste konta. Tym ciekawiej zapowiada się przyszły weekend i spotkanie Pasów z Legią. Można by rzec, że tejże Legii udzielili lekcji, jak powinno rozgrywać się mecz z Koroną (Legia zremisowała w Kielcach 1:1). Oczywiście, inne okoliczności, choćby pogodowe (ulewa w Krakowie opóźniła mecz, z ryzykiem nawet jego odwołania), sprawić mogły, że mecz inaczej wyglądał. Takie warunki powinny jednak tym bardziej promować fizyczny styl Korony. Nic takiego nie miało miejsca. Dość powiedzieć, że przez cały mecz nie oddali goście celnego strzału, to jeszcze trafiali do własnej. Co prawda dośrodkowanie Pestki przy bramce samobójczej Szymusika było dobre, jednak niekoniecznie musiał on wyręczać ofensywnych graczy Cracovii. Gospodarze panowali nad wydarzeniami boiskowymi, udany mecz rozegrał w środku pola Duńczyk Hebo Rasmussen, który ustalił wynik meczu w doliczonym czasie. Cóż rzec o Koronie? Prawdę powiedział ich trener, Leszek Ojrzyński, po spotkaniu – z taką grą nie będą mieć czego w Ekstraklasie szukać. Plus sytuacji taki, że twardo stąpa po ziemi, teraz tylko ciekawe, jak przeniesie to na drużynę i jej przyszłość w kolejnych miesiącach.
Legia wygrywa, ale grą nie porywa
Starcia ligowe pomiędzy Legią a Zagłębiem są w ostatnim czasie jednostronne. W zeszłym sezonie ich oba mecze dzieliły 2 miesiące, bo najpierw w grudniu grali zaległy mecz, a w lutym rozpoczynali pierwszą kolejkę w 2022r. Dwie wygrane Legionistów, uwikłanych wówczas w walkę o ligowy byt, dały sporą dawkę tlenu i oddechu przed zbliżającymi się kolejnymi wyzwaniami. Sobotnim meczem Kosta Runjaić witał się z kibicami jako trener Legii w ligowym meczu. Sam jego przebieg pokazał, że jest to ciągle etap budowy i na razie najważniejsze jest wygrywać możliwie najwięcej, a nad stylem będą w Warszawie pracować. Próbowali gospodarze gry opartej na oskrzydlaniu i wrzutkach, ale nie miał większości z nich kto wykończyć. Dopiero dośrodkowanie Mladenovicia było tak precyzyjne, że mądrze ustawiający się do piłki Wszołek wygrał pojedynek z obrońcami i sprytnie uderzył głową, otwierając wynik meczu. Pochwalić należy za tę asystę Serba, bo jest to bohater dość nieoczywisty. W ostatnich miesiącach przygasł, był cieniem piłkarza, którym zachwycać się mogli obserwatorzy Ekstraklasy, gdy hasał na lewej stronie i siał spustoszenie, posyłając piłki w pole karne przeciwnika. Interesujące, czy to jednorazowy wybryk, czy jednak nawiąże w dłuższym okresie do tych czasów. Ożywienie do gry wniósł też Ernest Muci, który zrobił akcję, dał się sfaulować w polu karnym i Paweł Wszołek dzięki niemu mógł z jedenastu metrów strzelić drugą bramkę i ustalić wynik. Co można powiedzieć o Zagłębiu? Dobra postawa w bramce Kacpra Bieszczada nie zawsze wystarczy, aby zachowywać czyste konto. A gra defensywna Lubinian to zdecydowanie problem, nad którym pochylić musi się Piotr Stokowiec, jeśli chce zagrać z drużyną o coś więcej, aniżeli rozpaczliwe unikanie degradacji.
Wrocławska zmora Portowców znów dała o sobie znać
Pogoń jako jedyna spośród czterech pucharowiczów nie złożyła wniosku o przełożenie ligowego meczu. Czy to mądrość, głupota, taktyka? Ciężko wyrokować. Nie jest oczywista też odpowiedź, czy wyszli na tym dobrze. Owszem, swój mecz przegrali, ale to nie jest też wielka niespodzianka, gdy spojrzymy na historię. We Wrocławiu Pogoń czeka 21 lat na zwycięstwo. Trzeba w tych wyliczeniach wziąć pod uwagę, że w latach 2002-2012 nie rozgrywali tam meczu. Mimo to 13 meczów bez wygranej mówi wiele. Sam mecz był rozgrywany w intensywnym tempie, a kilka roszad w składzie trenera Portowców dało szansę na pokazanie się w dłuższym wymiarze choćby Wahanowi Biczachczjanowi. Udowodnił on – ponownie – przydatność lewej nogi w strzałach z dystansu. Z prostej sytuacji blisko bramki jednak chybił. Wychodzi więc na to, że dla Ormianina im dalej, tym lepiej, gdyż kiedy znalazł się z piłką za szesnastym metrem, uderzył precyzyjnie i na nic zdała się próba obrony strzału przez Szromnika. Była to jednak jedyna bramka gości we Wrocławiu, choć sposobności na więcej było bez liku – albo zawodziła skuteczność albo skutecznie strzały odpierał bramkarz Śląska. Gospodarze rozegrali udane spotkanie w defensywie, dzięki czemu dali sobie szanse na korzystny rezultat, który osiągnęli nie dzięki szturmowi przeprowadzonemu na gości, a po prostu świetnej skuteczności wypracowanych akcji. Ivan Djurdjević wygrywa ze Śląskiem pierwszy ligowy mecz, wlewa przez to nadzieje w serca kibiców, że gra ich klubu ruszy do przodu, bo dość powiedzieć, że to premierowe zwycięstwo w tym roku na własnym stadionie, to gra nie napawała optymizmem i mogło się to skończyć grą w I lidze. Pogoń z kolei rozegrała mecz, jest w rytmie meczowym, oby pomogło to w czwartkowym rewanżu w Kopenhadze. Wtedy, mierząc się w III rundzie z Bazyleą, będą mogli jako jedyni z pucharowiczów przełożyć ligowy mecz. O ile oczywiście czuliby taką potrzebę, wszakże to możliwość, a nie obowiązek.
Punkt do punktu, a będzie utrzymanie?
Stal Mielec plan na nowy sezon obrała podobny, jak na ostatnie – przetrwać. Dwa sezony temu ratował ją regulamin rozgrywek, gdzie spadała tylko jedna drużyna, rok temu świetna jesień naprawiła złą wiosnę. W tym sezonie również podawani jako murowani kandydaci do opuszczenia elity, na razie punktują solidnie – zwycięstwo na inaugurację, w poniedziałek remis. Jeśli chodzi o wyniki, trener Adam Majewski ma powody do zadowolenia. Sam mecz jednak dopasował się, szczególnie w pierwszej połowie, do mitycznego poniedziałkowego paździerzu. Ciężko znaleźć coś wyróżniającego. Typowe 0:0. Po przerwie jednak bramki padły, ponownie z golem lewy obrońca Dawid Abramowicz. Pokazuje on w tym sezonie, że do repertuaru dośrodkowań należy też uwzględnić przy jego osobie skuteczne strzały. Na próbie dwóch spotkań wyglądają one imponująco. Stal wydawała się niezdolna do zagrożenia Radomiakowi, który chciał wrócić na zwycięską ścieżkę po nieudanej rundzie wiosennej poprzedniego sezonu. Wprowadzenie Hamulicia jako drugiego napastnika okazało się dla podopiecznych Majewskiego strzałem w dziesiątkę, bowiem to on precyzyjnym strzałem główką doprowadził do wyrównania kilka minut po wejściu. Ponownie więc Mielczanie zaskakują, czy po raz kolejny będą tak solidnie punktować w całym sezonie, aby pozostać w Ekstraklasie? Niewykluczone, chociaż ciągle ciężko mi wyobrazić sobie, aby 3 inne drużyny spadły, a Stal się utrzymała. Trzeba jednak pamiętać, że tak samo nie mieściło mi się to w głowie rok temu, a jednak piłkarze tego dokonali.
Udany czwartek w eliminacjach LKE
Na koniec tylko wspomnę, że jestem bardzo pozytywnie zaskoczony postawą polskich drużyn w eliminacjach do Ligi Konferencji Europy. Dwa pogromy 5:0 w wykonaniu Lecha i Rakowa, czy remisy Pogoni i Lechii to dobre wyniki w perspektywie rewanżów i pozostaje ciągle wracające pytanie – czy warto przekładać te mecze ligowe? Dla mnie znamienne jest to, że kompromitacje polskich klubów w poprzednich latach tłumaczone były faktem, że eliminacje zaczynają się przed ligą, inne drużyny grają już w swoich ligach. Postanowiono więc pomóc i także polska liga zaczyna się wcześniej, aby kluby zdążyły osiągnąć ten rytm meczowy. Teraz już jednak nie chodzi o rytm, a o przerwę i odpoczynek. Wniosek? W sumie prosty i dość znany – ciężko Polakowi dogodzić. W przypadku eliminacji skupiam się jednak na efektach. Jeśli uda się wprowadzić choć jedną drużynę, uznam, że plan minimum został wykonany. Liczę, że może będziemy mieć dwóch reprezentantów. Zawsze miło by było siąść w czwartkowe jesienne wieczory i obejrzeć europejski futbol, gdzie gra polski zespół.