Miniony weekend stał pod znakiem dość oczekiwanych wyników spotkań. Przebudził się po dwóch porażkach Lech. Raków pokazał, że jako lider umie grać ważne mecze, a Korona nie powiedziała ostatniego słowa w walce o utrzymanie. Zapraszam na podsumowanie dwudziestej trzeciej kolejki sezonu w ramach MADEJki, czyli Magazynu Autorskich Dociekań Ekstraklasowej Jakości.
Wciąż nieskuteczni w Mielcu
Sprzedaż Hamulicia wciąż odbija się czkawką włodarzom Stali Mielec. Przytulone pieniądze z pewnością koją ból, ale jeśli w szóstym meczu roku Twoja drużyna może pochwalić się zaledwie jednym golem, to można bić na alarm. Na razie taki delikatny, czyli włączyć opcję „drzemki”, ale coś Stal będzie musiała strzelić i trochę punktów zdobyć, żeby jak najwcześniej zapewnić sobie ligowy byt. Przewaga wciąż komfortowa, ale na dole gonią, Stal nie ucieka i może zrobić się nerwowo. Na inaugurację kolejki Stal nie dała rady Piastowi Gliwice, który był w piątkowe popołudnie konkretniejszy. Przede wszystkim potrafił oddać celne strzały na bramkę rywali, co nie udawało się podopiecznym Majewskiego. Co prawda obie drużyny dążyły do strzelenia bramek, paradoksalnie nawet obie bramki padły w końcówce meczu, kiedy to Stal intensyfikowała grę w ataku. Dla podopiecznych Vukovicia to kolejny krok w stronę utrzymania, teraz czeka ich ciężkie wyzwanie – Lech Poznań. O tyle szczęśliwie dla Gliwiczan, że akurat zagrają ze sobą pomiędzy meczami 1/8 Ligi Konferencji, a więc będzie można liczyć na – co najmniej – drobne rotacje w składzie. Stali nie będzie łatwo przełamać bramkowej klątwy, bo zmierzą się z Legią.
Podstawowy Lech nokautuje
Po dwóch porażkach z rzędu w lidze, sytuacja Lechitów przestała być nadto komfortowa. Było więc prawdopodobne, że w Poznaniu w piątkowy wieczór zobaczymy pierwszy garnitur zespołu. W końcu nie było meczu w środku tygodnia, a i kolejny dopiero w czwartek. I nawet biorąc pod uwagę skłonności do rotacji trenera van den Broma, ten zdecydował się na podstawowy skład. Ten nie miał najmniejszego problemu z rozbiciem Lechii. Strzelenie 5 bramek nie okazało się trudnym wyzwaniem, za to dla Gdańszczan sytuacja nie klaruje się kolorowo. Po tej kolejce przesunęli się na przedostatnie miejsce w tabeli. Mają spośród dołu tabeli chyba najtrudniejszy terminarz do końca sezonu. Przed nimi rywalizacje z Rakowem, Legią, czy Pogonią. Nie wróży to nic pozytywnego. Myślę, że prędzej zamkną oni tabelę na koniec sezonu, niż się uratują. Za dużo tam chaosu organizacyjnego i braku dyscypliny na boisku. Kolejorz za to poprawił humory kibicom, awansując w tabeli i zajmując ponownie miejsce na podium. Teraz nic tylko przyjechać w czwartek tłumnie na stadion kibicować drużynie w walce o ćwierćfinał (tak jest, to nie żart!) Ligi Konferencji.
Warta zaskakuje po raz kolejny
Za niedługo będzie trzeba skończyć ze stwierdzeniem, że Warta w czymkolwiek mogła zaskoczyć przeciwnika. Nikt nie spodziewał się w tym sezonie cudów od drużyny Szulczka, tymczasem pokonali oni w pierwszym sobotnim meczu Widzew na ich stadionie, będąc drużyną konkretną i wiedzącą, czego chce. Dwubramkowe zwycięstwo, owiane ładną bramką Zrelaka i PIĘKNĄ Żurawskiego. W Pogoni z takiej strony się nie pokazał, w Warcie postanowił poszerzyć wachlarz zagrań i dodać akcenty ofensywne. Dzięki temu zwycięstwu Poznaniacy kontynuują marsz w górę tabeli, mieszając się niejako nawet w walkę o TOP 4. Wielce prawdopodobne, że ta lokata tuż za podium zapewni awans do europejskich pucharów. Brzmi, jak science fiction, ale byłaby to historia bez precedensu, gdyby Poznań miał dwie drużyny w eliminacjach do Ligi Konferencji w przyszłym sezonie. Jeśli o Widzew zaś chodzi, to jako beniaminek zaliczają udany sezon, ale wciąż występujące wahania formy mogą sprawić, że wypadną ze ścisłej czołówki i w ostatecznym rozrachunku nie będą się liczyć w walce o czołowe lokaty.
Koroniarze zapomnieli o wpadce
Blamaż – bo inaczej porażki 1:5 z Wartą nie można określić – w poprzedniej kolejce otworzył w Kielcach oczy co po niektórym, którzy zbyt szybko zaczęli wierzyć w utrzymanie. Nawet, jeśli ono będzie, to po ciężkiej walce do ostatnich kolejek. Dla Korony dobrze by było punktować solidnie wcześniej, bo wraz z kolejnymi meczami, przeciwnicy zdają się być coraz groźniejsi. W sobotnie popołudnie poczynili następny krok, wygrywając z Wisłą. Z jednej strony wydaje się to niezbyt trudne, bo Płoczczanie dołują w tym roku, ale pozbierać drużynę po srogiej porażce łatwe nie było. Sam mecz też nie był prosty. Przewaga była po stronie Koroniarzy, brakowało wykończenia. Warunki atmosferyczne nie ułatwiały gry zawodnikom. Z pomocą dla gospodarzy przyszedł jednak bramkarz Wisły. Przy rzucie rożnym puścił leciącą do rękawic piłkę pomiędzy rękami. Błąd ten wykorzystał Malarczyk, pakując futbolówkę do bramki z najbliższej odległości. Najgorszy był dla bramkarza gości fakt, że ta sytuacja zaważyła na wyniku. Wisła więc kolejny raz bez punktów, a Kielczanie po wpadce wrócili do punktowania, które wyniosło ich już na pierwsze miejsce zagrożone spadkiem. Są więc ciut pod kreską. Uważam, że taką perspektywę jeszcze przed Mundialem braliby w ciemno. Jest nadzieja, jest zaangażowanie i walka, zobaczymy w maju, czy pojawi się też oczekiwany skutek, czyli Ekstraklasa dla Kielc w sezonie 23/24.
Bez zębów, ale z punktami
Wieczorem w sobotę tłumnie przybyli na stadion w Zabrzu kibice Górnika, aby dopingować swoją drużynę w starciu z Legią. Po ostatnim przełamaniu i 3 punktach ze Stalą, ostrzyli sobie piłkarze zęby na pojedynek z Legią, z którą zwycięstwo ma zawsze charakter prestiżowy. Nic z tego nie wyszło, bo to goście okazali się stroną lepszą, a jedyną bramkę zdobył jeszcze w pierwszej połowie Pekhart. Działo się jednak na boisku dość sporo. Legia kończyła mecz w dziesiątkę, bo dwie żółte kartki obejrzał ich lider, Josue. Z tego powodu będzie pauzował w kolejnym meczu. Rafał Augustyniak różnie będzie wspominał ten mecz. Jego drużyna zainkasowała 3 punkty, ale on w jednym ze starć z van den Hurkiem stracił dwa zęby – i to dwie jedynki, przez co wyglądał trochę komicznie. Mecz udało mu się jednak dokończyć. Media społecznościowe Legionistów wrzuciły także parę dni temu zdjęcie Augustyniaka z szerokim uśmiechem, na którym widać już naprawione uzębienie zawodnika. Dzięki wygranej Legia trzyma Lecha na dystans i wciąż nie zwiększa straty do lidera z Częstochowy. Zabrzanie balansują już jedynie 2 punkciki nad przepaścią.
Dwóch rannych w Legnicy
Mecz Miedzi z Jagiellonią był klasykiem z gatunku „remis nikogo nie urządza”. Było to widać na boisku, bo było to spotkanie dość ofensywne z obu stron. Goście próbowali rozgrywać akcje koronkowo, ale akurat bramkę zdobyli po uderzeniu Nene z dystansu. Gospodarze szybko zdołali odpowiedzieć i znów był remis. O ile do przerwy to podopieczni Stolarczyka byli bardziej aktywni, to po zmianie stron sytuacja się odmieniła. Do tego stopnia, że chyba tylko w Legnicy wiedzą, jak nie zdołali strzelić drugiej bramki. Doskonałe okazje marnowane na potęgę. Alomerović, ratujący po raz kolejny kolegów. Generalnie na nim opierają się ostatnie popisy Jagi. Muszą coś z przodu zacząć dawać Hiszpanie – Imaz i Gual – albo reszta, bo tak do maja nie pociągną, przecież i Niemcowi może w końcu zdarzyć się gorszy okres. Pod koniec spotkania trener Stolarczyk postanowił już chyba zadowolić się tym remisem, bo przeprowadził zmiany, mające neutralizować zapędy ofensywne Miedzi. Przy takim wyniku gospodarze są niezadowoleni, bo była możliwość doskoczyć do Korony i Lechii, a gościom podział punktów też nie na rękę, bo chcieliby jak najszybciej opuścić bezpośrednią strefę zagrożenie, a jak to zrobić pokazuje ostatnimi czasy Fornalik i jego Zagłębie.
Raków umie w prestiżowe mecze
Medaliki są chyba najlepszym przykładem w ostatnich latach, jak powinno rozgrywać się ważne mecze. Nie dało to wymiernego skutku w postaci awansu do fazy grupowej Ligi Konferencji, choć było blisko. Na naszym podwórku jednak sprawdza się zarówno w lidze, jak i Pucharze Polski, gdzie są niepokonani od 15 spotkań. Nie dali się zaskoczyć także w Szczecinie piłkarzom Gustafssona. Spotkanie to nie było aż tak kluczowe, jak rok temu, gdzie te odległości w tabeli były między drużynami mniejsze, ale Pogoń chcąca gonić europejskie puchary musiała coś od siebie pokazać. Raków też miał swój plan, aby znowu odskoczyć Legii i reszcie. Lepiej cel realizowali goście. Najpierw w pierwszej połowie Koczergin, potem poprawił w drugiej Jean Carlos. Brazylijczyk strzelił byłemu klubowi i postanowił nie akcentować zbytnio radości. Faktem jednak jest, że to kolejny nieoczywisty zawodnik, który rozkwita wręcz u Papszuna. Potrafi on rozwijać piłkarzy i wkomponować w swoją wizję, jak mało kto! Spotkanie to pokazało kibicom Portowców i ostatecznie obdarło ich ze złudzeń w kwestii walki o coś historycznego dla Szczecina. Jestem jednak zdania, że liczy się progres, a ten zdaje się cały czas w Pogoni widać. Jeśli ciągle będą się rozwijać, w końcu przyjdzie ich czas. Mają jednak pecha, bo zawsze ktoś inny toruje im drogę do chwały – jak nie Legia, to Lech, a teraz Raków. Dla ligi to jednak dobrze, że wszystkie drużyny czołówki się rozwijają systematycznie i coraz więcej trzeba z siebie dać, żeby sukces osiągnąć. Dzięki temu może wyjdziemy również z zapaści na scenie europejskiej?
Nieudana próba zmazania plamy
Gdy w środku tygodnia piłkarze Śląska skompromitowali się w ćwierćfinale Pucharu Polski, ciężko było wymyślić coś, co zmyłoby tę hańbę w oczach kibiców. Oczywiście dobrym pierwszym krokiem mogła być wygrana z Cracovią na jej terenie, jednak misja zakończona została niepowodzeniem. Kibice muszą zadowolić się remisem. Tym trudniej o to, gdyż Śląsk w tym meczu prowadził po zamieszaniu w polu karnym już w pierwszym kwadransie. Oddali jednak inicjatywę i pozwolili się dogonić, a premierową bramkę dla Pasów zdobył Bochnak. Druga połowa obfitowała co prawda w liczne sytuacje bramkowe dla obu drużyn. Nikt nie zdołał jednak pokonać bramkarza rywali po raz drugi i mecz zakończył się podziałem punktów. Wrocławianie trzymają dzięki temu dystans 6 punktów nad strefą spadkową i zrównują się punktami z Zagłębiem, co ma z kolei walory stricte prestiżowe dla kibiców.
Zwycięska passa trwa
Waldemar Fornalik idąc do Zagłębia miał na ten sezon prosty cel – utrzymać się w lidze, a o wyższych celach do rozmowy wrócić można po obecnej kampanii. W poniedziałkowy wieczór jego drużyna pokonała Radomiaka, przedłużając passę zwycięstw do trzech z rzędu. Dla podopiecznych Lewandowskiego była to pierwsza porażka w tym roku (po dwóch wygranych i trzech remisach). Najpierw więc tydzień temu stracili wreszcie pierwszą bramkę, choć mecz wygrali 3:1, teraz notują pierwszy mecz, kiedy schodzą pokonani. Decydującą bramkę strzelił dla Miedziowych Bohar, precyzyjnie celując z rzutu wolnego. Choć gospodarze próbowali się odgryźć, to Lubinianie byli drużyną nie do przeskoczenia w poniedziałek. Waldek King zaczyna przygodę na Dolnym Śląsku obiecująco, wydaje się, że oddalił spadkowe obawy kibiców i mających Zagłębie w sercu osób. Ciekawe, co będzie w stanie stworzyć w przyszłym sezonie, czy zbuduje coś fajnego, czy po raz n-ty Lubin okaże się wygodnym miejscem dla zawodników, gdzie nie ma presji wyniku i można jednocześnie godnie zarobić.