Na dwie kolejki przed końcem znamy już mistrza, wicemistrza, komplet drużyn, które będą nas reprezentować w Europie oraz dwie drużyny, które żegnają się z Ekstraklasą. Trzecie miejsce wciąż czeka na pechowca, a z wyścigu o spadek wypisały się kolejne drużyny. Zapraszam na parę słów podsumowania i wolnych wniosków po zakończeniu 32. kolejki Ekstraklasy w ramach MADEJki, czyli Magazynu Autorskich Dociekań Ekstraklasowej Jakości. Zapraszam!
Trudny finisz Korony
Pierwszy mecz 32. kolejki rozpoczął się w Gliwicach. Tam też Piast podejmował Koronę, która skazywana była przed rundą rewanżową na pewny spadek, ale Kuzera poukładał drużynę i uciekł ze strefy spadkowej. Minusem Kielczan jest jednak terminarz. W weekend ulegli Piastowi, który w tym roku punktuje najlepiej w całej stawce, pozostały im dwa mecze – z Lechem i Widzewem. Ten drugi już nie tak groźny, jak się zapowiadało, bo Łodzianie obniżyli poziom na wiosnę. Wyniki w kolejce ułożyły się tak, że choć ciągle są na bezpiecznej pozycji, to prawdopodobnie będą musieli jeszcze zapunktować, aby na koniec rundy nie zlecieć z powrotem w miejsce, gdzie ją zaczynali. Piast za to ciągle gra dobrą, skuteczną piłkę. Na coś więcej, niż 5. miejsce jednak już za późno, bo wygrane Pogoni i Lecha zapewniły tym ekipom miejsce w czołowej czwórce. Vuković jednak udowodnił niedowiarkom, że złym trenerem nie jest. Czy przełamie także klątwę swojej drużyny, która jest cieniem własnej siebie na początku sezonu od kilku lat? Odpowiedź
poznamy za kilka miesięcy.
Slisz nie do poznania
W piątkowy wieczór do Warszawy przyjechała Jagiellonia, a przy okazji meczu oficjalnie ogłoszona została nowina, o której mówiło się od dawna – Marc Gual po sezonie zostanie piłkarzem Legii. I ten piłkarz właśnie rozpoczął strzelanie, a wraz z nim rozpętał prawdziwą burzę medialną. Po bramce bowiem nie cieszył się z własną (jeszcze) drużyną, a wykonał gest przepraszający kibiców. Nie wszystkim się to spodobało i w mediach zawrzało. Dla mnie gest był dość niespodziewany, aczkolwiek nie wiązałbym z nim aż takich negatywnych komentarzy. Rzadko zdarza się taka sytuacja, więc trudno znaleźć punkt odniesienia. Z drugiej strony mógł też Hiszpan ubrać jakąś koszulkę z napisem witającym się z kibicami przyszłego klubu. Chociaż dla niego samego chyba najlepiej, gdyby bramki nie strzelił, bo cokolwiek by nie zrobił w tej sytuacji, jakaś część społeczeństwa byłaby zła. Sam mecz w drugiej połowie szczególnie stał się bardzo jednostronny, Legia zdominowała Jagę, a pierwsze skrzypce u gospodarzy grał Slisz, który wcześniej nie przyzwyczaił do takiej gry i raz po raz zaskakiwał widzów dobrymi, technicznymi zagraniami i sztuczkami. Porażka sprawiła, że Jagiellonia nie może czuć się w 100% bezpiecznie. Oczywiście, jej szanse spadkowe są niewielkie, ale ciągle są. Muszą się więc w kolejnych meczach mieć na baczności i najlepiej sami zdobyć punkty, choć wielce prawdopodobny jest scenariusz, w którym to o ich bezpieczeństwo zadbają inne drużyny, będące niżej w tabeli, nie wygrywając swoich spotkań.
Śląsk wygrywa kluczowy mecz
Pomimo innego hitu w 32. kolejce, to właśnie starcie Śląska z Wisłą było najważniejsze, bo gra toczyła się o wysoką stawkę – utrzymanie. Gospodarze nie mogli przegrać, aby zachować szanse na pozostanie w Ekstraklasie, ale nawet remis zmniejszał zdecydowanie ich notowania. Udało się jednak Wisłę pokonać i to w dość przekonującym stylu, w dodatku odwracając wynik meczu. Sam przebieg spotkania był właśnie typowo ekstraklasowy. Wrocławianie ”siedli” na rywali, nie pozwalając im praktycznie na nic, po czym jedna strata piłki, faul, rzut wolny, z których Wisła nie strzelała ostatnio bramek. Logika zadziałała oczywiście w odwrotny sposób i padła bramka. Śląsk nie poddał się i jeszcze do przerwy doprowadził do wyrównania, a w drugiej dopełnił dzieła i wygrał arcyważny mecz. Teraz u siebie zagrają z Miedzią, a Wisła zmierzy się z Rakowem. Możliwa zmiana miejsc już w przyszłej kolejce. Niesamowite, że drużyna z Płocka rozpoczęła sezon od liderowania po 6 kolejkach, gdzie zdobyli 16/18 punktów, a potem zaliczyli spektakularny zjazd. Jeśli to się skończy spadkiem, to naprawdę będzie jedno z większych zaskoczeń ostatnich lat. Dodatkowo zwolniony został Stano, za niego zatrudniono Saganowskiego. Podmiana trenerska na dwie kolejki przed końcem? To nie może się udać! Czyli paradoksalnie nie zdziwi mnie wygrana z Rakowem…
Bezpieczne Zagłębie
Uff, nie było to do końca proste, jak się wydawało na początku roku po wygranych wysoko Derbach Dolnego Śląska, ale Waldemar Fornalik utrzymał Miedziowych. Jego praca tak naprawdę zacznie się od przyszłego sezonu, kiedy jego zdobycze będą oceniane od początku, a celem nie będzie tylko przetrwanie w najwyższej lidze. Mecz z Cracovią nie zapowiadał się na łatwy i przyjemny, ale w ostatecznym rozrachunku było jednak widać, komu zależy na wygranej, a kto jest w sytuacji komfortowej. Zagłębie z biegiem meczu przyspieszało grę i wreszcie udało się strzelić bramkę po dobrym rozegraniu piłki na połowie Pasów. Odnośnie Cracovii pojawiła się bardzo ciekawa informacja, jakoby ofertę pracy z Krakowa otrzymał Marek Papszun. Bardzo ciekawe w tej propozycji są potencjalne, rekordowe zarobki, sięgające 500 tysięcy złotych miesięcznie. Pewnie i tak nie dojdzie to do skutku, ale sytuacja byłaby bez precedensu. W Polsce raczej nie inwestuje się bardzo dużych pieniędzy na pensje trenerskie, a to też może być błędem. Z jednej strony mówi się często, że „tu by i Guardiola nie pomógł” itp. ale z drugiej – może właśnie odpowiedni trener byłby w stanie wykrzesać z nawet przeciętnych piłkarzy ich maksymalny potencjał?
Strzelenie dwóch bramek nie wystarczyło
Górnik notował przed kolejką świetną serię czterech zwycięstw z rzędu, bez straty bramki. Po weekendzie przedłużył ją do pięciu, ale tym razem nie udało się utrzymać czystego konta. Widzew mimo dwóch strzelonych bramek, stracił aż 3. Patrząc w tabelę, aż trudno uwierzyć, że jeszcze przed powrotem Urbana na ławkę trenerską, Górnicy byli w bardzo trudnej sytuacji i naprawdę poważnie wymieniało się ich kandydaturę w kwestii spadku z ligi. Teraz nie dość, że dogonili w tabelę chwalony na jesień Widzew, to też uciekli beniaminkowi na 3 punkty w tabeli. Niesamowita zamiana miejsc, której nawet najwięksi zabrzańscy optymiści się nie spodziewali. Sam mecz z kategorii tych bardziej lubianych przeze mnie w końcówce sezonu – spotykają się dwie drużyny, które już swoje cele osiągnęły, nie muszą grać asekuracyjnie i mogą zrobić show, okraszone kilkoma bramkami. Jeśli końcówka sezonu ma być obfita w spotkania tego typu, to oby więcej było takich, a nie jak to w Mielcu…
Mecz naznaczony bólem… dla widzów
Tam z kolei był dramat w dwóch (połowach) aktach. Dość powiedzieć, że na celny strzał czekać musieliśmy przeszło 60 minut, to okazał się jedynym takim w meczu. Oczywiście, grała Stal, której daleko do najlepszej formy oraz Lechia, która żegna się z Ekstraklasą. U gości do końca sezonu szanse mają dostać młodzieżowcy, aby grając łącznie 270 minut na mecz osiągnąć limit 3000 minut, wymagany przez Ekstraklasę, aby uniknąć płacenia kary. To wszystko nie tłumaczy jednak mizerii, którą otrzymaliśmy w niedzielę. Jeśli ktoś jadł do meczu schabowego, to mógł wyjątkowo słabo smakować, czy być niestrawny. Stali remis utrzymania pewnego jeszcze nie dał, ale sytuacja ich jest podobna do Jagielloni, opisywanej przeze mnie wcześniej. Lechia może i jako drużyna spadła, ale ciągle jest tam okno wystawowe, gdzie piłkarze mogą się pokazać potencjalnym kupcom. Nie jest powiedziane, że żaden z tych piłkarzy nie będzie kupiony przez klub, który się utrzymał, czy teź przyszłosezonowych beniaminków.
Pogoń igrała, ale się nie doigrała
Mecz u siebie z Miedzią był szansą na podreperowanie statystyk strzeleckich, pokazanie ciekawych akcji i taktycznych rozwiązań dla swoich licznie przybyłych na stadion kibiców. To wszystko było, ale w pakiecie kibice otrzymali też emocje do końca, których raczej nie oczekiwali akurat w tym meczu. Zaczęło się od karnego dla gości, obronionego przez Stipicę. Jeśli ktoś nie oglądał meczu, a zobaczył wynik na livescorze, mógł pomyśleć, że Drygas nie strzelił karnego, ale dobił go Chuca. Nic bardziej mylnego, po prostu praktycznie od razu po obronie i wyprowadzeniu piłki, Portowcy ją stracili i Miedź skontrowała skutecznie. Do przerwy jeszcze zdążyli doprowadzić do wyrównania, a gdy objęli w drugiej połowie prowadzenie, wszystko miało już pójść w jednym kierunku. Legniczanie jednak znów doprowadzili do wyrównania, które stracili po rzucie karnym wykorzystanym przez Grosickiego. W doliczonym czasie było nerwowo, bo Miedź miała doskonałą sytuację, nawet zakończyli ją trafieniem, ale był spalony. Kibice mogli więc odetchnąć z ulgą. Pogoń ciągle na trzecim miejscu, zapewniła sobie już grę w Europie, a ile ona potrwa, zależy już od nich samych (i od losowania trochę też).
Tym razem ze szpalerem
Wiele było dyskusji o tym, czy przed zbliżającym się meczem nowego Mistrza, z ustępującym, ten drugi zrobi szpaler. Nie do końca było to oczywiste, bo już kiedyś Lech był w takiej sytuacji, wtedy jednak ówczesny trener Mariusz Rumak zdecydowanie i negatywnie wypowiadał się o takim pomyśle. Teraz jednak szkoleniowcem jest John van den Brom, który trochę trenował zagranicą i może też dlatego do sprawy miał zupełnie inne podejście i na konferencji przedmeczowej bez problemów poinformował, że drużyna szpaler zrobi. Jest to na pewno miły gest – uznanie dla rywali i szacunek, bo w tym sezonie Raków po prostu był zdecydowanie najlepszą drużyną. Tym bardziej symboliczne, że zrobili to piłkarze jeszcze ciągle aktualnych Mistrzów. Na boisku Kolejorz uzyskał sporą przewagę i Raków nie był tego dnia sobą. Zdobyte mistrzostwo zadziałało chyba rozluźniająco na Papszuna i spółkę. Lech potrzebował zwycięstwa bardziej, aby jeszcze pozostać w grze o podium i dodatkowo zapewnienie sobie awansu do przyszłosezonowej edycji eliminacji do Ligi Konferencji. Sztuka im się udała i będą mieli okazję na europejską przygodę rok po roku.
Radomiak wykorzystał tryb wakacyjny Warty
Chwalony trener Szulczek, kandydat na trenera sezonu, mówił otwarcie, że po zapewnieniu przez jego drużynę utrzymania, zobaczymy inną Wartę. Faktycznie – widzimy ostatnimi czasy odmienioną ekipę, ale nie do końca tego oczekiwaliśmy. Podobnie miał zapewne trener. Mecz zamykający 32. serię gier naznaczony był wielbłądami gospodarzy. Dwie szybko stracone bramki ustawiły resztę spotkania, a przy drugiej bramce spory udział miał Adrian Lis. Bramkarz Warty jest w ogóle jak kameleon, bo potrafi świetnie bronić, nawet strzelił bramkę, ale umie także zmienić się w bezradnego golkipera, który nie dość, że nie pomaga, to wręcz przeszkadza drużynie. Tak było w poniedziałkowy wieczór. Radomiak wykorzystał swoją szansę i dzięki zwycięstwu zapewnił sobie ligowy byt w przyszłym sezonie. W Radomiu więc słyszalny mógł być oddech ulgi. Warto odnotować jeszcze, że honorową bramkę dla Poznaniaków strzelił Savić, który dość dobrze zaaklimatyzował się w nowej drużynie.