Ciężko było przystępować do meczów w roli gości. Zespoły grające u siebie wyjątkowo surowo podeszły do sprawy, co zakończyło się ich pięcioma zwycięstwami, a przyjezdni zwyciężyli ledwie raz. W miniony weekend rozpoczęło się także oficjalnie tworzenie zaległości meczowych, które będą regularnie nadrabiane do końca rundy. Zapraszam na parę słów podsumowania i wolnych wniosków po zakończeniu 2. kolejki Ekstraklasy w ramach MADEJki, czyli Magazynu Autorskich Dociekań Ekstraklasowej Jakości.
Wciąż bezbłędni!
Choć z czwórki naszych reprezentantów w Europie jedynie podziwiać mogliśmy dwóch, to wciąż notują perfekcyjną serię na starcie sezonu, o ile na boisku się pojawiają. Swoje mecze przełożył Raków oraz Legia. Ta ostatnia również przyczyniła się do pierwszych strat rankingowych dla Polski – w czwartek jedynie zremisowała w Kazachstanie. Wracając jednak do naszej ekstraklasy… Lech wygrał swój domowy mecz z Radomiakiem, który to dobrze zaprezentował się przed tygodniem. Przeciwnikiem łatwym nie był, bowiem Lech długo nie był w stanie przebić się i napocząć rywali. Sztuka udała im się ostatecznie dwukrotnie – za każdym razem pod koniec połowy. Radomianie nie muszą się występu wstydzić, wszakże stadion w Poznaniu to zazwyczaj twierdza niezwykle ciężka do zdobycia. Podobnie zapowiadają się sprawy w obecnym sezonie. Wyróżnić w tym meczu należy Dino Hoticia, który to świetnie wprowadził się do zespołu Kolejorza. Zastanawia mnie sprawa Irańczyka, Gholizadeha. Został kupiony za rekordową kwotę, zapowiada się na gwiazdę. W tej chwili zmaga się z kontuzją, więc jego weryfikacja jest niemożliwa. Jeśli okaże się na tyle dobry, jak kwota transferu, to Lech okienko będzie mógł uznać za niezwykle owocne. Już sam Hotić, który miał być wisienką na torcie, na razie rządzi na boisku. W przypadku Irańczyka zapowiada się sprawa zero-jedynkowa – albo hit albo kit, nic pomiędzy. Drugim pucharowiczem, który nie przełożył swojego meczu była Pogoń, przyjmująca u siebie Widzew. Sam mecz, przebieg i wynik ułożył się niezwykle podobnie do zeszłego sezonu. Wtedy tylko ten spektakl odbył się w ramach pierwszej, a nie drugiej kolejki. Teraz ponownie bramki strzelali Pawłowski (seria 3 bramek z rzędu z Portowcami) oraz Zahović, znów Łodzianie wyszli na prowadzenie i po raz drugi nie zdołali wyniku utrzymać i wracali do domu na tarczy. Świetnie oglądało się ten mecz – pełne trybuny, żywy doping, ofensywna gra. Super warunki stworzone zostały w Szczecinie do osiągnięcia rzeczy wielkich. Problem Pogoni zamyka się jednak w rywalach – oni również nie śpią i prężnie się rozwijają. Wiemy już, że w przyszły weekend nie rozegrają zaplanowanego meczu ze Śląskiem, bowiem wszystkie siły rzucą na mecz III rundy eliminacji LKE z belgijskim Gentem, gdzie zdecydowanie nie będą faworytami. Jeśli pragną osiągnąć sukces w Europie, nie mają wyjścia – co najmniej jednego rywala tej klasy muszą wyeliminować.
Pierwsze starcie beniaminków
Druga seria gier przyniosła na początek jednak pierwsze bezpośrednie starcie beniaminków. Los skrzyżował ze sobą Ruch i ŁKS. Formalni gospodarze na pełnym stadionie Piasta wygrali pewnie, a ŁKS znów nie zdołał strzelić chociaż bramki. Początek sezonu dla Moskala i drużyny fatalny, przypominać się może czarna historia poprzednich awansów, kiedy zawsze po promocji do Ekstraklasy spadali z niej jako właśnie beniaminek. Ciężko wysuwać aż tak dalece idące wnioski, ale dwa wyjazdy nie wyszły ŁKSowi. Ciekawe, jak ich gra prezentować będzie się na stadionie w Łodzi. Chorzowianie otworzyli swoje konto punktowe w sezonie. Cieszyć może gra Szczepana, który dobrze odnajduje się w realiach Ekstraklasowych i dobrze radzi sobie w ofensywie.
Nie tylko ŁKS…
Dramat przeżywają nie tylko kibice ŁKSu, ale także Górnika, czy Puszczy (chociaż w tym przypadku zdecydowanie mniej). Zabrzanie również nie popisują się od początku i do fatalnego meczu z Radomiakiem dołożyli kolejny marny wynik i grę, a tym razem katem okazała się Warta. Nie ma w drużynie śladu po świetnej na finiszu drużynie, która miała walczyć o utrzymanie do końca, a skończyła w środku tabeli dzięki serii wygranych. Puszcza została zweryfikowana w Białymstoku przez Jagę, która wysoko wygrała aż 4:1. Dodać przy tym należy, że mimo wyniku nie był to najlepszy mecz Dumy Podlasia, przez co przyszłość nie zapowiada się w Niepołomicach kolorowo. Mimo wszystko tam sytuacja jest specyficzna – awans był wielkim, historycznym sukcesem i teraz w klubie cieszą się chwilą, łykają, ile mogą tej Ekstraklasowej otoczki i nie nakładają presji. Zobaczymy, czy będą konsekwentni też wobec trenera Tułacza, który ma mieć możliwość trenowania przez cały sezon drużyny. Oby nie podzielił losu Kamila Kieresia, który równie nieoczekiwanie awansował z Górnikiem Łęczna, a potem jednak zdecydowano się na desperackie ratowanie Ekstraklasy i roszadę trenerską.
Pierwszy bezbramkowy remis
W weekend mieliśmy okazję także być świadkami pierwszego meczu, w którym nie padła żadna bramka. Sceny te działy się w Mielcu, a głównymi aktorami zostali Stal i Piast. Niestety też wynik tym razem w pełni odzwierciedlał sytuację na boisku. Mecz nie porwał, a obie drużyny wciąż czekają na premierowe zwycięstwo. Stal mimo wszystko dwa remisy na początek brałaby myślę w ciemno, ich każdy punkcik przybliża do utrzymania. Piast z kolei znowu ma na jesień problem z punktowaniem. Oby nie trwała ta sytuacja do końca roku, bo silny Piast potrzebny jest lidze, aby napierać na topowe marki w Polsce.
Powtórka z rozrywki
Weekend stał też pod znakiem Derbów Dolnego Śląska, których przebieg podobny był do meczów obu drużyn przed tygodniem. Śląsk ponownie lepiej wszedł w mecz i wyszedł na prowadzenie, jak z Koroną. Właściwie, to wnet zdominował pierwszą połowę, gdzie sam byłem w szoku, jak bezradne było Zagłębie. Podobało mi się ujęcie na Waldemara Fornalika, który bez nerwów, spokojnie siedział i analizował sytuację na murawie, jakby miał plan naprawczy. I chyba rzeczywiście tak było, bo już po zmianie stron mecz zmienił optykę, a Miedziowi w pierwszym kwadransie wyprowadzili dwa ciosy i odmienili wynik meczu na swoją korzyść. Taką samą remontadę zrobili tydzień wcześniej z Ruchem na otwarcie. Większe pochwały lepiej zachować na dalszą część sezonu, pomny doświadczenia z Wisłą Płock, gdzie świetny start zderzył się z fatalną wiosną i zakończył spadkiem. Tak więc ponownie Wrocławianie w roli gospodarzy Derbów zawiedli swoich kibiców.
Bohaterowie pozytywni… i ci mniej…
Druga seria spotkań przyniosła pozytywne występy kilku graczy, ale na największe uznanie zasługuje, moim zdaniem, wspomniany wcześniej Hotić. Zwróciłem uwagę na wejście smoka Pululu, który po wejściu z ławki zdobył bramkę oraz zaliczył asystę. Jaga może mieć z niego pociechę. Oczywiście jeśli sama poprawi swoją grę jako całość. Puszcza nie postawiła zbyt wysoko poprzeczki, przez co błędy, czy brak pomysłu w rozegraniu nie były uwidocznione. Na bohatera trochę tragicznego wyrósł Komar. Bramkarz z Niepołomic nie popisał się przy 3 straconych bramkach. Jedynie piękna bramka Nene okazała się zbyt trudna do interwencji. Największego pechowca i antybohatera znalazłem w Zabrzu, a raczej w Grodzisku Wielkopolskim. Tam swój mecz rozgrywał Szcześniak. Środkowy obrońca Górnika raził nieskutecznością, brakiem pewności siebie, a gdy skiksował przy próbie wybicia piłki z okolic pola karnego, pobiegł za nią, tylko zamiast wybić ją spod nóg piłkarza Warty, to faulował go i sędzia przyznał rywalom rzut karny.
Ciekawostki liczbowe
Pierwszą liczbą kolejki była 500. Tyle meczów na ławce trenerskiej w Ekstraklasie zaliczył Waldemar Fornalik. Swój jubileuszowy mecz wygrał, a było to spotkanie niezwykle prestiżowe, bo derbowe. Zdaje się, że na dobre postawił Zagłębie na nogi i możemy mieć ciekawie grający zespół w Ekstraklasie. Najważniejsza kwestia, czy będą w swojej grze regularni. Ponadto, gdyby ktoś nie oglądał, to świetnie spotkanie Pogoń – Widzew opisuje statystyka rzutów rożnych – 16:7, czyli aż 23 kornery. Niezwykle ciekawe, ofensywne starcie, pełne jakości i emocjonujące.
Trenerskie zmiany powrotne
Na koniec zostawię Was z takim luźnym przemyśleniem odnośnie trenerów. W zeszłym sezonie doszło do sytuacji bez precedensu w Górniku i Śląsku. Wiadomo, że bardziej z oszczędności, niż faktycznie pomysłu „zmiany powrotnej”, ale po zwolnieniu kolejnych trenerów, przywrócono tam na ławki jeszcze wcześniej wywalonych, a wciąż na kontraktach, trenerów – Urbana i Magierę. Obaj przywrócili nadzieję na utrzymanie i szybciej (Urban), bądź last minute (Magiera), ale jednak zapewnili ekstraklasowy byt. Włodarze mieli więc zagwozdkę, w obu miejscach zdecydowano się na pozostanie przy trenerach, których niedawno się zwalniało. Sezon jest długi i różnie może być, ale jeśli będą Górnik i Śląsk grać dalej bez błysku, to ciekawe, czy po zwolnieniu trenerów rozważano by ewentualne powtórzenie manewru pod koniec sezonu? Ekstraklasa zaskakuje czasem pomysłami – przyjął się choćby „centrostrzał”, to może i znana z innych dyscyplin „zmiana powrotna” weszłaby w kanon polskiej piłki? Tyle, że w tym przypadku wśród trenerów.