Stało się. Musiały minąć 3 serie spotkań, aby każda drużyna zdobyła dla siebie chociaż punkcik w tabeli. Sezon więc rozkręca się na dobre! Ze wszystkich w stawce jest jednak drużyna, której 270 minut nie wystarczyło na choćby jedno trafienie… Zapraszam na parę słów podsumowania i wolnych wniosków po zakończeniu 3. kolejki Ekstraklasy w ramach MADEJki, czyli Magazynu Autorskich Dociekań Ekstraklasowej Jakości.
Co słychać u Pucharowiczów?
Na początek krótki meldunek z walki zespołów w europejskich pucharach. Ten sezon jest pod tym względem wyjątkowy! Mamy ciągle w grze wszystkie 4 drużyny, a wczorajsze losowanie ewentualnych rywali w ostatniej przed fazą grupową rundzie napawać może optymizmem. Oczywiście przede wszystkim należy pamiętać o konieczności awansu do niej, o co dziś powalczy Raków z Arisem, jutro Pogoń z Gent, a w czwartek Legia z Austrią Wiedeń oraz Lech ze Spartakiem Trnava. Łaskawe losowanie nie jest równoznaczne z łatwym, bo będąc drużynami nierozstawionymi (poza parą polsko-belgijską) nie było możliwości trafienia na outsiderów. W razie awansu możemy się spodziewać kolejnych przełożeń meczów, w imię wyższego dobra rzecz jasna.
Trener Szwarga z pierwszymi stratami
Dotychczas zastępca Marka Papszuna, sam przez niego mianowany, czyli Dawid Szwarga przechodził suchą stopą start sezonu. W tygodniu dokonał wydawało się niemożliwego – pokonał w dwumeczu Karabach, co nie udało się wcześniej Wiśle Kraków, Piastowi Gliwice, Legii Warszawa oraz Lechowi Poznań. Naturalną koleją rzeczy w weekendowym spotkaniu z Wartą powinien rotować składem, szczególnie, gdy weźmie się pod uwagę szeroką kadrę, jaką dysponuje. Łatwo mówić po fakcie, ale zmieniając aż 7 zawodników przeszarżował i sprawy nie wyglądały korzystnie na tle świetnie zorganizowanej Warty trenera Szulczka. Takie rzeczy mają prawo przejść w Football Managerze, choć i tam nie zawsze…Kiedyś sam zrobiłem mniej więcej tyle zmian prowadząc ekstraklasowy klub na mecz Pucharu Polski z trzecioligowcem i się skompromitowałem. Brakowało zgrania, kulała organizacja gry, co przyczyniło się do konieczności dwukrotnego gonienia wyniku. Ostateczny wynik, czyli remis 2:2 nie jest dla Mistrzów zły. Trener Medalików miał okazję przekonać się, co czekać go będzie w najbliższej rundzie, gdy mecze zmuszony będzie Raków grać co 3 dni.
Zdany test Miedziowych
Zagłębie weszło w nowy sezon pozytywnie, rozpoczynając od dwóch zwycięstw. Teraz poprzeczka powędrowała wysoko, bo sprawdzić ich pragnął Lech, który przyjechał do Lubina po wygranym dwumeczu z Żalgirisem. John van den Brom desygnował mocny skład Kolejorza, czym wyraźnie dał do zrozumienia, jaka zdobycz punktowa go interesuje. Lechici jednak najpierw stracili bramkę, aby później kończyć mecz w osłabieniu po czerwonej kartce dla Murawskiego. To nie przeszkodziło im jednak wyrównać stan rywalizacji po rzucie rożnym, gdzie nie popisał się młody bramkarz, Weirauch. Mimo wszystko Miedziowi potrafili postawić się trudnemu rywalowi, więc wszystko wskazuje na to, że Waldemar Fornalik buduje ciekawy zespół na Dolnym Śląsku i może być konkurencyjny dla wszystkich.
Powrót klasyku bez emocji
W kolejce nr 3 mieliśmy ponadto ligowy klasyk, na który wiele osób czekało. Wiadomym był fakt, że Legioniści są zdecydowanym faworytem, a beniaminek z Chorzowa musiałby wspiąć się na wyżyny, aby powalczyć. Gospodarze jednak objęli szybko prowadzenie, mogli podwyższyć, ale Kasolik faulował wychodzącego sam na sam Guala i wyleciał z boiska. Potem szybka druga bramka i wiadome było, że Legia postawi na spokojne tempo meczu, aby nie przemęczać się przed czwartkowym meczem z Austrią Wiedeń. Kolejną bramkę w sezonie strzelił Pekhart – da kibicom dużo radości w tym sezonie, jeśli tylko utrzyma formę.
Zawartość Derbów w Derbach: 100%
Nie były to jeszcze Wielkie Derby Śląska, a wywołały i tak spore emocje na trybunach i również na boisku. Niewiele było gry w piłkę, a sporo nerwowości, gry psychologicznej, fauli i przepychanek. No można było z perspektywy czasu i pobocznego kibica lepiej spędzić popołudnie, niż oglądając to spotkanie. Piast kolejny raz zawiódł, podobnie z resztą jak Górnik, od którego wymaga się lepszej gry, szczególnie przed własną publiką. Mimo wszystko Zabrzanie dopisali sobie pierwszy punkt w tej kampanii. Maszyna ruszyła? Niekoniecznie, ale oby ruszyła, dla dobra wszystkich, bo w chwili obecnej mecze Górnika to nie jest specjalny rarytas, czy coś, na co czeka się z wypiekami na twarzy cały tydzień.
Beniaminkowie wygrywają
W weekend dwie pozostałe drużyny dołączyły do Ruchu i także zaliczyły pierwsze zwycięstwa w sezonie, a nawet w historii. ŁKS nie miał łatwej przeprawy z Koroną, która stwarzała nawet więcej sytuacji, ale prowadzili praktycznie do końca meczu po bramce wracającego do Łodzi Ramireza z rzutu karnego. Problem w tym, że taki sam stały fragment gry dostała w ostatnich minutach Korona i go wykorzystała. Kolejny zawód wśród kibiców? Tym razem nie! U siebie walczyli do końca i wcisnęli w ostatnich sekundach zwycięską bramkę. Wczoraj wieczorem pierwszy domowy – na razie umownie, bo w Krakowie – mecz w Ekstraklasie rozegrała Puszcza, a gościli oni Stal. Wydarzenia na boisku zdały się mówić, że obie drużyny zadowolą się remisem – jedni unikną trzeciej porażki, a drudzy liczyć będą każdy punkcik, który przybliży ich do utrzymania. Jedna akcja gospodarzy rozstrzygnęła jednak mecz na korzyść Puszczy. Historia działa się więc na naszych oczach! Jeśli za paręnaście lat, niezależnie gdzie znajdować się będzie klub z Niepołomic, będziemy chcieli poczytać historię klubową, to jedną z ważnych dat będzie właśnie 7.08.2023r.
Spodziewaj się niespodziewanego
Spośród wszystkich drużyn w stawce, najbardziej tajemniczą wydaje się Cracovia. Z jednej strony zawsze ambicje sięgające gry o puchary, z drugiej kadra gorsza, niż przed rokiem, rezygnacja z rezerw, plotki o sprzedaży Myszora do Rakowa (choć już lepiej poświęcić jego, niż Rakoczego). Więcej minut młodych. Tak naprawdę może to pójść w dwie strony. Problem dla klubu oraz kibiców jest jeden – są to dwie skrajne opcje. W meczu z Radomiakiem nie byli faworytem, ale jednak zdołali strzelić jedną bramkę i wygrać. Gospodarze byli jednak nieskuteczni, a gdy już celnie uderzali, to świetnie spisywał się Madejski. Tym ciekawiej zapowiada się otwarcie kolejnej kolejki, gdzie Cracovia podejmie u siebie Zagłębie. Jedni i drudzy mają coś do udowodnienia i szykuje się zacięty mecz, oby rozgrywany na zasadzie jakościowego meczu piłkarskiego, a nie partii szachów.
Drużyna w „ulu”? Wchodzi Pululu!
Mocne wejście do drużyny Jagielloni zalicza Pululu, który wchodząc z ławki zawsze daje liczby. Przed tygodniem bramka i asysta, teraz bramka z karnego. Jest to o tyle ciekawe, że raczej mówiło się, że to Imaz będzie etatowym wykonawcą karnych, a tu jednak niespodzianka. Mecz z Widzewem długo się Dumie Podlasia nie układał. Dla Łodzian wyglądał podobnie, jak przed tygodniem. Tam także prowadzili 1:0 z Pogonią, aby ostatecznie przegrać. Poza bramką z karnego, pięknie z rzutu wolnego uderzył Wdowik i Białostoczanie wygrali drugi domowy mecz z rzędu. W Widzewie za to atmosfera robi się nerwowa, choć w przyszły weekend Derby Łodzi, więc idealna okazja na poprawę nastrojów – należy pamiętać, że to jednak broń obosieczna…
Ciekawostki liczbowe kolejki
Znamienne jest to, że poza sukcesami naszych eksportowych drużyn w Europie, również poziom Ekstraklasy idzie w górę, a przynajmniej kibice chętniej odwiedzają stadiony. Pierwszy komplet kibiców w Lubinie – 15 813 osób śledziło z trybun starcie Zagłębia z Lechem. W Warszawie przyszło ich nawet 25 247, a na Derby Śląska 16 697. Dużo lepiej ogląda się transmisje z meczów, gdy trybuny wypełnione są kibicami i czuć tam prawdziwe święto, nawet, jeśli nie zawsze dojeżdżają na to święto sami piłkarze… Poza tym w weekend doszło do sytuacji absolutnie bez precedensu. Prawdziwym pechowcem okazał się napastnik Radomiaka – Henrique. W ciągu jednej połowy trafił on 4 razy w obramowanie bramki, w tym trzykrotnie w poprzeczki i raz w słupek. Dla porównania, rekordziści poprzedniego sezonu dokonywali tego maksymalnie 5 razy, więc piłkarz z Radomia dość mocno i szybko wyrobił normę. Źle wygląda gra ofensywna Górnika Zabrze. Pod koniec zeszłego sezonu wszystko pięknie funkcjonowało, teraz zacięło się na dobre, a nie pomaga w przełamaniu niemocy nawet były mistrz świata, Lukas Podolski. Podopieczni Jana Urbana pozostali jedyną drużyną, która jeszcze nie strzeliła bramki! Niezbyt miła statystyka muszę przyznać…