Nic nie może wiecznie trwać. Cieszyliśmy się z sukcesów naszych na arenie europejskiej, chwaliliśmy zdolność łączenia jednego z drugim, a tu w mig posypały się klocki na obu frontach. Poza tym Górnik wreszcie zdobył bramkę, a Widzew rządzi w Łodzi. Zapraszam na parę słów podsumowania i wolnych wniosków po zakończeniu 4. kolejki Ekstraklasy w ramach MADEJki, czyli Magazynu Autorskich Dociekań Ekstraklasowej Jakości.
Mądrość Lecha
Pół żartem można stwierdzić, że Lech miał plan i to sprytny. Pomyślał, że w tej kolejce zawiodą drużyny reprezentujące nas w Europie, więc cyk… Przełożyli mecz, uniknęli blamażu. Oczywiście ciężko wyrokować, jak ów bój z Jagiellonią by się skończył, jednak fakty są takie, że pozostała trójka zaliczyła remis i dwie porażki. Zdecydowanie daje o sobie znać trud łączenia tych rozgrywek, aby postawić wiele nacisku na awans do fazy grupowej, ale jednocześnie potrafić zwyciężać w lidze. W samych rozgrywkach europejskich też z resztą szału nie było…Raków miał świetny wynik 2:0, ale pod koniec meczu stracił bramkę i 2:1 już tak świetne nie jest przed cypryjskim wyjazdem. Z drugiej strony zlikwidowana została zasada bramek na wyjeździe, więc i tak jest to wciąż względnie komfortowa sytuacja. Pogoń… ach ta Pogoń! Gent to poważny gracz, dodatkowo mecz wyjazdowy, no ale bagaż 5 bramek przywieziony z Belgii? No mimo wszystko nie przystoi dostać oklepu aż takich rozmiarów. Legia również nie popisała się u siebie z Austrią i do Wiednia pojedzie gonić wynik po porażce 1:2. Niech najlepszym opisem sytuacji i wyniku będzie fakt, że wiele osób wciąż twierdzi, że Austria to niemocny przeciwnik i wcale super w czwartek nie zagrali… Lech co prawda wygrał ze Spartakiem Trnava i wydawało się, że 2:0 to fajny wynik do zaklepania awansu za tydzień, a tu klops i – podobnie jak w Częstochowie – kończy się tylko jednobramkową wiktorią. Niedosyt z pewnością jest, ale może to bardziej Kolejorza zachęci i zmotywuje do wygranej na wyjeździe, co by poza awansem dało rankingowe punkty? A jak one są ważne przekonali się sami w tym sezonie, kiedy minimalnie zabrakło do rozstawienia w fazie play-off, choć losowanie i tak nie pokarało – jeśli awansują, ich rywalem będzie Dnipro-1, czyli krótko mówiąc – mogło być zdecydowanie, zdecydowanie gorzej!
Pasy idą swoim rytmem
Wracając już jednak na krajowe podwórko, to czwarta seria gier rozpoczęła się w Krakowie. Cracovia, wielka niewiadoma tego sezonu, podejmowała Zagłębie, które jeszcze nie przegrało oraz wyglądało na solidny zespół. Ich problem polegał na tym, że to dobra informacja dla podopiecznych Zielińskiego. Jakość jego zespołu jest bowiem wprost proporcjonalna do jakości przeciwnika. Ostatnie lata największe zawody przeżywali kibice Pasów właśnie ze słabszymi drużynami, czy nawet spadkowiczami. Nic się w tej materii nie zmieniło i Cracovia w pierwszej połowie zdecydowanie zdominowała przeciwników, Makuch ustrzelił dublet, a Miedziowi biegali, bezradnie próbując coś ugrać dla siebie. W drugiej połowie już nie tak efektywnie, ale cały czas trzymając bezpieczny wynik, Cracovia realizowała plan meczowy. Pod koniec mógł lec on w gruzach, bo Lubinianie mieli rzut karny i złapali kontakt, ale doliczony czas okazał się zbyt mały, aby zagrozić bramce Madejskiego, który kolejny raz pokazał się z dobrej strony i kilkukrotnie ratował kolegów z drużyny.
Nauka ligowa trenera Szwargi cz. II
Z racji meczu wtorkowego w kwalifikacjach Ligi Mistrzów, Raków mecz ligowy rozegrał w piątkowy wieczór, a odbył się on w Gliwicach, gdzie żądny sukcesu czekał na nich Piast, który kolejny sezon słabo wszedł w sezon. Trener Rakowa ograniczył się rotacjach, postawił w bramce na pewnego Kovacevicia. Można by więc uznać, że odrobił pierwszą lekcją ekstraklasowego rzemiosła. Długo nic nie wskazywało na to, że w tym meczu przyjdzie mu zmierzyć się z kolejną. Widniał bezbramkowy remis i nikt nie przeprowadzał szturmu na bramkę przeciwnika. Udało się jednak Piastunkom zaskoczyć Medaliki i objęli prowadzenie, z którego nie cieszyli się długo, bo Koczergin doprowadził do wyrównania. W samej końcówce nadeszła lekcja dla trenera Rakowa. Cieszyć się z remisu, szanować go i szukać biernie szansy, czy zaktywizować się i ruszyć do przodu? Szwarga wybrał atak na zwycięstwo, ale jego zespół naciął się na kontrę, zmęczony wyraźnie Arsenić popełnił techniczny błąd i piłka wylądowała za boiskiem, a Piast zadał ostateczny cios po rzucie rożnym. Bolesne przetarcie zalicza nowy trener w Częstochowie, oby tylko potrafił wyciągać odpowiednie dla drużyny wnioski!
Wrocławskie igranie z losem
Z moich obserwacji ostatnich sezonów wynika, że Śląsk niebezpiecznie podobnie wygląda do Wisły Kraków w ostatnich latach jej gry w Ekstraklasie. Zaliczyli poprzedni sezon ze sporą nerwowością, do ostatnich chwil walcząc o utrzymanie. Podobnie miała Wisła przez dwa sezony. Balansowała na krawędzi, udawało się przetrwać, ale nie widać było nauki i poprawy. Podobnie jest teraz ze Śląskiem, który zaliczył w Mielcu blamaż. Fatalny początek sezonu w ich wykonaniu, nic nie wskazuje, aby miało się diametralnie coś zmienić, a to z kolei zwiastuje ciężary w pozostałych meczach. To nie była pechowa porażka – Stal strzeliła 3 bramka, mogła kolejną, ale nie trafili karnego. Z jedenastki trafił z kolei Exposito pod koniec meczu – tak na otarcie łez chyba. Stal skazywana ponownie na pożarcie znowu głośno się śmieje, a w Śląsku śmiało mogło pomyśleć „jak teraz nie wygrywać, to kiedy? Jak nie ze Stalą, to z kim?”
Jest bramka, jest zwycięstwo!
Panie i Panowie! Dokonało się! Górnik strzelił bramkę! Górnik wygrał mecz! A więc jednak podopieczni Urbana pokazali, że można, że da się pokonać bramkarza rywali. Wcześniej kilkukrotnie uderzając celnie, więc i w tej materii poprawili się na mecz z Koroną, która niemrawo zaczęła grać i niewiele zostało z jej gry na koniec sezonu, którą można było cieszyć oko i która zapewniała im punkty. W meczu z Zabrzanami co prawda statystyki delikatnie przechylają się na ich korzyść, ale ostatecznie, w doliczonym czasie gry stracili ważną bramkę. Górnicy mogą chwilowo odetchnąć. Mamy początek sezonu i ta jedna wygrana pozwoliła im awansować w tabeli i teraz nagle sytuacja nie wygląda już aż tak fatalnie.
Derby Łodzi wróciły do Ekstraklasy
Wreszcie dwie łódzkie marki weszły do Ekstraklasy i mogły rozegrać Derby w najwyższej klasie rozgrywkowej. Po latach problemów i tułaczek, gdzie spotykali się w III, czy I lidze, udało im się spotkać w elicie. Do meczu w roli faworyta podchodził Widzew. Poza pełnym fanatycznych kibiców stadionem, przemawiało za nimi ekstraklasowe okrzesanie. O ŁKSie tego nie można do końca powiedzieć – nie dość, że beniaminek, to dodatkowo ich ostatnie przygody z tą ligą kończyły się szybko i nieszczęśliwie. Boisko zdawało się potwierdzać zapowiedzi i przewidywania, jakoby to gospodarze mieli być lepsi w danej chwili. Udowodnili to także zdobytą bramką przez Sancheza po akcji nieocenionego Bartłomieja Pawłowskiego. Jeśli trener Niedźwiedź miał mieć gorsze notowania u władz Widzewa w ostatnim czasie, to takie zwycięstwo – jak każde derbowe – kupiło mu sporo zaufania i cierpliwości.
Zła passa Portowców
Rewanżowa porażka z Gentem? Ależ nie! To dopiero domowy mecz ligowy z Radomiakiem, który nie potoczył się po myśli całej rodziny szczecińskiej Pogoni. Po blamażu 0:5 mecz w domu z rywalem z Radomia wydawał się być dobrą odskocznią. W końcu można udowodnić sobie i kibicom jakość, dodatkowo żegnając się z marzeniami o fazie grupowej, warto zejść na ziemię i powalczyć o najwyższe cele w kraju. No niestety, ale w taki sposób podopieczni Gustafssona tego na pewno nie osiągną. Już w pierwszej połowie dwie stracone bramki, a mogło być jeszcze bardziej dramatycznie….Choć właściwie było, ale dla napastnika gości. Henrique – czyli gość, specjalista od poprzeczek i słupków – ponownie to zrobić, tym razem „wybierając” za cel pionową część obramowania. Prawdziwy pechowiec, choć jeśli wierzyć, że szczęście wychodzi na zero…Bałbym się być kolejnym na drodze Radomiaka! Zmiana stron przełomu nie przyniosła i niespodzianka stała się faktem!
Legia na ratunek honoru pucharowiczów
Lech przełożył mecz, Raków zawiódł, Pogoń również, więc godności najlepszej czwórki poprzedniego sezonu przyszło bronić warszawskiej Legii. Na stadionie Cracovii przyjęła ich Puszcza Niepołomice. Naładowani pozytywną energią po pierwszym zwycięstwie piłkarze Tułacza przystąpili do meczu z wicemistrzami pełni wiary i animuszu. Doprowadziło to ich do autu, czyli zwykłego elementu gry w piłkę nożną, ale nie w przypadku Puszczy! Rzut rożny, wolny, aut, cokolwiek, to największa broń beniaminka i kolejny raz to udowodnili, a Sołowiej strzelił drugą bramkę w sezonie. Niespodzianka wisiała w powietrzu, ale Josue jeszcze do przerwy zdołał wyrównać. Problem (gości) w tym, że na tym koniec, Tułacz i jego piłkarze zdołali się wybronić w drugiej połowie i zgarnęli punkcik, niezwykle prestiżowy i ważny. Legia z kolei zakończyła „beniaminkową” serię – po pewnych wygranych 3:0 z ŁKSem i Ruchem, opór postawił im trzeci beniaminek, akurat ten, po którym się tego najmniej spodziewano. Oby było to spowodowane czwartkowym rewanżem z Austrią, bo jeśli nie uda się awansować, to niedzielna strata punktów może być wyjątkowo bolesna.
Liczby 4. kolejki Ekstraklasy
5 – strzał Henrique w słupek to piąte uderzenie w obramowanie w sezonie, czym zrównał się ze zwycięzcami tej statystyki ubiegłego sezonu. Pozostaje jeszcze 30 meczów na podreperowanie tego, choć lepiej byłoby, gdyby piłkarz uderzał do bramki, a nie po słupkach i poprzeczkach;
8 – dokładnie tyle lat minęło od zatrudnienia w Niepołomicach trenera Tułacza. Piękny prezent otrzymał trener na tę okoliczność w postaci ligowego meczu z Legią, czyli prestiżowym przeciwnikiem. A sam sprawił sobie i społeczności w Niepołomicach jeszcze większy w postaci ugranego remisu.
9 – Derby Łodzi, to i dużo walki, fauli, złośliwości. Sędzia Kwiatkowski pokazał w pojedynku Widzewa z ŁKSem 9 kartek, w tym jedną czerwoną.