Po rozczarowującej przerwie na kadrę (ze względu na brak meczów ligowych oraz „grę” naszych Orłów) wracamy do Ekstraklasowej rzeczywistości. Niestety w weekend prym wiedli sędziowie, więc i ja się na nich skupię. Gdy oni są widoczni, to jest to zazwyczaj zły znak… Zapraszam na parę słów podsumowania i wolnych wniosków w ramach MADEJki, czyli Magazynu Autorskich Dociekań Ekstraklasowej Jakości, w której omówię wydarzenia 8. kolejki Ekstraklasy.
Takiej kolejki dawno nie było
Jeśli popatrzeć na serie gier z przeszłości, myślę, że długo przyszłoby nam szukać tej, gdzie popełnionych by zostało więcej albo podobna liczba błędów. Mam na myśli oczywiście pomyłki z gatunku tych cięższych, wpływających bezpośrednio na rozwój i potencjalnie wynik spotkań. Najbardziej boli fakt, że owe rzeczy dzieją się w erze VARu, który przecież miał zlikwidować takie przypadki praktycznie do zera. Jak widać, nawet z taką pomocą sędziowie sobie nie zawsze radzą albo też radzić nie mogą, bo zabraniają tego procedury VAR (o czym w dalszej części).
Faulowany Josue wylatuje z boiska
Można Legii nie lubić, ale trzeba przyznać, że Josue jest postacią wyróżniającą się. To obiektywnie ujmując świetny lider zespołu. Taki, który jest uwielbiany przez „swoich”, a znienawidzony przez całą resztę. Swoją arogancką czasem postawą mógł też wyrobić sobie markę wśród sędziów. Nie ma jednak co ich usprawiedliwiać. W meczu Piast – Legia, sytuacja, w której Legionista ogląda drugą żółtą kartkę jest wprost kabaretowa! Sam Portugalczyk jest w niej faulowany, dzieje się to blisko ławek rezerwowych i sędziego bocznego, a nikt nie reaguje na wyczyny sędziego Sylwestrzaka, który widzi sytuację odwrotnie i wyrzuca Josue z boiska. I tu niczym rycerz na białym koniu wjeżdżają przepisy VARowskie, które nijak mogą interweniować. Chodzi o drugą żółtą kartkę, nie bezpośrednio czerwoną, więc protokół być uruchomiony nie może. W wozie także nie mogą się wycwanić i poprosić o podejście do monitora w kwestii potencjalnej czerwonej kartki dla zawodnika Piasta. Po pierwsze – bezpodstawne (oficjalnie) wezwanie sędziego głównego obniżyłoby ich ocenę jako sędziów VAR, a ponadto Sylwestrzak i tak miałby związane ręce, bo w tej sytuacji, odnoszącej się do sytuacji gracza Piasta, mógłby jedynie ukarać go żółtą, zamiast czerwonej, kartką za faul na piłkarzu Legii. Oczywiście wszyscy fani innych klubów wtórują tej pomyłce w myśl zasady „tyle razy Wojskowi byli forowani, że karma wraca”. Z drugiej jednak strony warto by zapytać, czy nie powinno chodzić o to, żeby błędów po prostu już nie popełniać, a nie robić scen i poprzednich pomyłek naprawiać popełnianiem kolejnych? Ostatecznie Legia zdołała mecz zremisować, co w przypadku Gliwiczan zupełnie nie dziwi, a gola dla gości uderzeniem z dystansu zdobył Muci. To jest chyba specjalność zakładu Albańczyków – strzał zza pola karnego. Pokazują to również w rozgrywkach międzynarodowych.
Odmieniona Jagiellonia
Pod względem sędziowania także mecz w Białymstoku był kontrowersyjny. Przede wszystkim jednak nikt nie spodziewał się, że świetnie spisująca się Jaga dopuści do sytuacji, gdzie w pierwszym kwadransie traci dwie bramki, w tym jedną praktycznie z połowy boiska! Tym bardziej mało kto mógł spodziewać się, że ten sam zespół zdoła mecz odwrócić i wygrać po hattricku asyst młodzieżowca Marczuka! Wynik dla trenera Siemieńca świetny, który odmienił grę drużyny z Podlasia. Z zespołu, który ma problem z regularnym wygrywaniem i odwracaniem wyników stworzył ekipę, która potrafi jedno i drugie. Ponownie zdaje się zapanowała moda na Jagę na Podlasiu. I to jest świetna wiadomość, bo im więcej kibiców na trybunach, tym lepiej i atrakcyjniej dla samego widowiska. Jednakże trzeba oddać, że po dokonaniu owego odwrócenia wyniku, bramkę na 3:3 zdobył Radomiak, która została nieuznana. Czy słusznie? Tu wchodzą w grę przepisy i ich zmienność. Od sezonu 21/22 sytuacja, gdzie to asystent zagrywa przypadkowo ręką, nie wpływa na nieuznanie bramki. Najbardziej znany przykład, który przychodzi mi do głowy to mecz Manchester United – Middlesbrough w 1/16 FA Cup przed rokiem, gdzie Crooks zdobył bramkę po tym, jak jego kolega w polu karnym popełnił błąd w przyjęciu i zagrał ręką, co oczywiście ułatwiło mu opanowanie piłki. W myśl tych przepisów bramka uznana prawidłowo. Podobnie powinno się postąpić także w tym przypadku – no chyba, że ponownie interpretacja została odmieniona. Generalnie przez takie właśnie częste zmiany w przepisach powstaje tylko dezorganizacja i dezinformacja, gdzie nikt nie wie, czemu przed chwilą było tak, a teraz identyczna sytuacja interpretowana jest odwrotnie.
Zamieszanie w Szczecinie
Świetnym przykładem użycia procedury VAR był mecz w Szczecinie i bramka dla Koroniarzy. Zdobyli oni bramkę, ale VAR ją anulował i zamienił na „tylko” rzut karny. Z pozoru sytuacja kuriozalna, ale ostatecznie słuszna. Strzelec bramki dotknął piłkę ręką, więc jego trafienie musiało być cofnięte, ale w tej samej akcji dostrzeżono wcześniejszy faul, zasługujący na rzut karny. W tym przypadku protokół zadziałał odpowiednio, ale samo ogłoszenie decyzji wywołało mieszane uczucia. Najpierw po pokazaniu tradycyjnego monitora za pomocą rąk sędzia poinformował, że bramki nie ma, po czym wskazał na wapno. Kibice, nie mający możliwości obejrzenia powtórek po prostu nie wiedzieli co się dzieje.
Konieczne zmiany procedur VARowskich
To wszystko sprowadza się do generalnej dyskusji (ponownej) o VARze jako całości. Miał w teorii eliminować wszelkie błędy i wypaczanie spotkań. Zamiast tego powoduje jeszcze większy zamęt wśród kibiców, dziennikarzy i samych piłkarzy, którzy często zdają się nie wiedzieć, co się dzieje i dlaczego podejmowane są takie, a nie inne decyzje. Czy można to w jakiś sposób poprawić? No pewnie! Przede wszystkim nasuwa mi się na myśl ogłoszenie decyzji sędziego niczym w rozgrywkach hokejowych NHL. Główny sędzia wyjeżdża tam na środek i ogłasza, że zawodnik o takim numerze z drużyny X dostaje 2 minuty kary za dane przewinienie. O ile prościej by było dla kibiców Pogoni zrozumieć, co się dzieje w meczu z Koroną, gdyby sędzia Raczkowski wyszedł na środek i ogłosił „zagranie ręką, bramka nieuznana, VAR wykazał wcześniejszy faul na zawodniku Korony, rzut karny”. Tak niewiele trzeba, aby było prościej. Oczywiście w tej sytuacji mimo wszystko arbiter byłby w Szczecinie wygwizdany, a PZPN „pozdrowiony”, ale pojawiłby się jasny przekaz i zrozumiałe byłyby wydarzenia boiskowe dla kibiców, którzy przecież na stadionie nie mają VARu i nie mogą śladem sędziów podejrzeć w powtórkach danych wydarzeń boiskowych. Jeszcze inną sprawą są te mityczne protokoły VAR, czyli momenty, kiedy może być on użyty. Oczywista sprawa, że nie może zastępować on sędziego głównego na meczu, ale takie mocne ograniczanie go również nie pomaga, o czym najlepiej świadczy mecz Piast – Legia. W zeszłym sezonie Canal + wypuścił serię „Sędziowie”, gdzie można było usłyszeć, jak funkcjonuje VAR i osobiście byłem zdziwiony. Podejrzewałem, że skoro może on interweniować jedynie w określonych okolicznościach, to sędziowie nie komunikują się ze sobą na bieżąco. Tu jednak ciągle padały komentarze, że to aut nie w tę stronę, a tu powinien być rzut rożny. Jeśli takie rozmowy mają miejsce podczas meczu, to dlaczego nie można zmienić tych procedur, aby w takich abstrakcyjnych okolicznościach można powiedzieć sędziego, że popełnił wielbłąd i faul był w drugą stronę?