W kalendarzu zima, na dworze/polu wiosna, a w sercu lato, bo wróciło ligowe granie! Czy może być coś lepszego dla każdego fana polskiej piłki, niż to, co wydarzyło się w weekend? Zależy, bo jeśli jest to kibic drużyny zaliczającej falstart, to z pewnością tak… Cieszmy się jednak Ekstraklasą, bo rewanżowa runda będzie krótsza! Zapraszam na krótkie podsumowanie 20. kolejki Ekstraklasy w ramach MADEJki, czyli Magazynu Autorskich Dociekań Ekstraklasowej Jakości.
Postraszyła Puszcza, nie odpuściła Stal
Nowy rok na polskich boiskach rozpoczął się od spotkania Stali z Puszczą. Absolutny beniaminek jako jedyny został na przerwę zimową w kraju i w sparingach prezentował się solidnie, ale warto wspomnieć, że i sparingpartnerzy nie byli topowi. Mimo przewagi gospodarzy, w tym spotkaniu to jednak podopieczni Tomasza Tułacza rozpoczęli strzelanie po błędzie w obronie rywali. Długo wydawało się, że przedłużą oni serię meczów bez porażki ligowej. Mielczanie cisnęli, próbowali wszelakich sposobów, ale ciężko było dobrać się do skóry nisko ustawionej Puszczy. A gdy już okazja się stworzyła, to nie potrafił zamienić jej na bramkę Szkurin. Białorusin jednak dopiął ostatecznie swego i zdobył bramkę wyrównującą. Wszystko zmierzało do podziału punktów, ale wtedy, w samej końcówce goście polegli od własnej broni – stałego fragmentu gry. Doskonale dośrodkował w pole karne Domański, a do wcześniejszej asysty bramkę dorzucił Piotr Wlazło. Mecz miał więc bardzo nieoczywistego bohatera, bo zawodnik Stali nie jest znany z osiągania świetnych wyników w klasyfikacji kanadyjskiej. Kamil Kiereś odetchnął z ulgą, jego drużyna uciekła ze strefy bezpośredniego zagrożenia, w dodatku wygrała z konkurentem w walce o utrzymanie. Udany początek roku! W Niepołomicach nie mają też czego się wstydzić – jak na kadrę zespołu, trener Tułacz naprawdę wyciska maksa i jeśli nie uda się utrzymać, ciężko będzie kogokolwiek winić. Puszcza nic nie musi, a może wszystko, to potężna przewaga, zdejmująca z drużyny olbrzymią presję.
Wypełniony Stadion Śląski nie poniósł Ruchu
W piątkowy wieczór debiut w roli pierwszego trenera Chorzowian zaliczył Janusz Niedźwiedź. Wyzwanie od razu było z najwyższej półki – do Chorzowa przyjechała Legia. Oprawa meczu była wspaniała – może nie po brzegi, ale bardzo solidnie wypełniony Kocioł Czarownic, liczna grupa kibiców ze stolicy. Czuć było, że ma się wydarzyć coś fajnego tego wieczora. Niestety, zapowiedzi to jedno, a rzeczywistość na murawie zrobiła swoje. Pierwsza połowa zupełnie do zapomnienia. Ciężko wybrać z niej cokolwiek wartego rozważenia, przeanalizowania. Po zmianie stron działo się więcej (tzn. cokolwiek), łącznie z jedyną bramką w meczu, na nieszczęście dla gospodarzy strzelona przez Wojskowych po kontrze. Warto odnotować kolejne udane spotkanie Wszołka, który pewnie sam nie wie, jak nie wpisał się ani razu na listę strzelców, czy asystentów, mając sporo okazji. Nic dziwnego, że jest najpopularniejszą opcją w polskiej wersji gry Fantasy. Chorzowianie będą mieli ciężary w walce o ligowy byt, nie chcę przedwcześnie skreślać, ale bardzo niewiele wskazuje na nawiązanie jakiejkolwiek walki i choćby zbliżenie się bezpiecznego miejsca. Legia z kolei tą wygraną zbliżyła się do lidera, 5 punktów straty na tym etapie nie wygląda już tak pesymistycznie. Kwestia kluczowa – jak poradzą sobie w Europie na wiosnę i jak długo przyjdzie im grać na dwóch frontach. Dodatkowo ważne, czy skład będzie jeszcze wzmocniony? Wszakże w ostatniej chwili sprzedany został Muci, ale nie oszukujmy się – oferty rzędu 10 milionów euro polski klub nie ma prawa odrzucić za jakiegokolwiek piłkarza. Ciekaw jestem, czy luka zostanie jakkolwiek zapełniona, czy podejmą w Warszawie próbę dogrania sezonu w uszczuplonym składzie.
Co to było? Pogrom w Krakowie!
Bardzo słodki smak miał powrót do ligowej gry dla Cracovii. Potężne baty zebrali piłkarze Radomiaka. Sześciobramkowa wygrana nie zdarza się zbyt często u Pasów. Dość powiedzieć, że ostatnia miała miejsce prawie dekadę temu! Tu oczywiście cały mecz ustawiła czerwona kartka dla Rochy zaraz na początku meczu, ale trzeba oddać Cracovii, że i takie korzystne okoliczności trzeba umieć jeszcze wykorzystać, a oni to uczynili. Jedyny minus, jaki w takim wypadku może być w drużynie Zielińskiego dotyczy faktu, jak będą wyglądać w kolejnych meczach, gdy przyjdzie się już całe spotkanie mierzyć jedenastu na jedenastu. Takie zwycięstwo daje jednak sporego kopa motywacyjnego i choć na chwilę usuwa w cień wątpliwości, czy ta drużyna czasem nie uwikła się w walkę o ligowy byt. Dla Radomiaka ten mecz to totalny blamaż na wielu płaszczyznach. Nie tylko piłkarskiej, motywacyjnej, ale też w kwestii przyszłości. Sprzedany Pedro Henrique w zimie miał być zastąpiony przez skutecznego w sparingach Rochę. Ten jednak wyleciał z boiska zanim zdążył się spocić i z przodu będą mieć problem z obsadą napastnika. Nie lepiej w środku pola, bo aż 3 pomocników wykartkowało się na kolejne spotkanie. Co ma też pomyśleć sobie po tym spotkaniu młody Vusković, wypożyczony z Tottenhamu talent? Albo pomyśli z przerażeniem, że gdzie mu przyszło grać… a jeśli jest optymistą, to przekłuje to na pozytywne stwierdzenie „przynajmniej mój talent i umiejętności jako stoper przydadzą się drużynie”. Tylko czy tak młody piłkarz będzie potrafił być liderem defensywy Radomiaka?
Piast powrócił nie w swoim stylu
Drużynę z Gliwic można rozpatrywać dwojako – z jednej strony są mistrzami remisów w tym sezonie. Z drugiej jednak przyzwyczaili w ostatnich latach, że po słabej jesieni są bardzo skuteczni i świetnie punktują w rundach wiosennych. Na ich nieszczęście w pierwszym meczu – i od razu prestiżowym z Górnikiem – nie zbliżyli się nawet do remisu. W świetnych humorach mogą być za to Zabrzanie, doskonałe spotkanie zaliczył Kapralik, a ozdobą meczu była piękna bomba z dystansu…wiadomo kogo… Wciąż zadziwia Podolski. Może wiekowy, może już zdrowie i wytrzymałość nie ta, ale jeśli zostawisz mu kawałeczek wolnej przestrzeni, ten po prostu huknie nie do obrony! Górnik tym zwycięstwem znalazł się w pozycji samotnika w ligowej tabeli. Jest ona podzielona mniej więcej tak: mamy TOP6, potem wspomniany Górnik, potem zagrożeni walką o jedno miejsce spadkowe i na końcu w totalnie beznadziejnej sytuacji Ruch i ŁKS.
Wygrana z Zagłębiem to rozgrzewka…
Lech zaliczył udany powrót i w rundę wiosenną wszedł bardzo pewnie. Ułatwiło im to wszystko Zagłębie, które w tyłach na początku meczu popełniło błąd w rozegraniu i młody Szymczak, zastępujący kontuzjowanego Ishaka, napoczął rywala. I choć nie było to spotkanie najwyższych lotów, to Lech zasłużenie wygrał, a w drugiej połowie wynik ustalił jeszcze Murawski. Wymarzony powrót do Poznania zaliczył Mariusz Rumak, ale tak naprawdę najważniejsze dopiero przed nim. Cele na ten sezon zostaną zweryfikowane już w najbliższych kolejkach, bowiem kalendarz dla Lechitów jest ciężki – Jagiellonia, Śląsk, Pogoń (PP), Raków. Jeśli z tych spotkań wyjdą bez szwanku, mogą osiągnąć wiele jeszcze w tym sezonie. Zagłębie z kolei od końcówki listopada i wygranej z ŁKSem nie potrafi zdobyć kompletu punktów. Kolejna szansa za tydzień z Cracovią. Nie zapowiada się na łatwe zadanie, ale chcąc uniknąć nerwówki w dalszej fazie sezonu muszą się ogarnąć i choć raz na czas komplet punktów zgarnąć…
Warta autorką największej sensacji kolejki
Ach ta Warta…Drużyna, skazywana zawsze na spadek, że teraz w końcu spadną, jeszcze się trzyma i ciągle walczy. Cuda wyczynia trener Szulczek, a kolejnym z nich była gra i wynik jego drużyny w niedzielę z mistrzem Polski. Raków po odpadnięciu z europejskich pucharów chce się do nich dostać ponownie i pozycję startową miał obiecującą, aby zaatakować topowe miejsca. Wciąż mają jedno zaległe spotkanie, ale przegrana w Grodzisku nie pomogła im w tej walce, tym bardziej, że konkurenci swoje mecze powygrywali. Mecz ustawiły szybko zdobyte dwie bramki przez gospodarzy. Nadzieja została wlana w trenera Szwargę i zespół z Częstochowy w doliczonym czasie pierwszej połowy, kiedy rzut karny wykorzystał Nowak. Kwadrans przerwy nie pozwolił na ustalenie planu, jak przechytrzyć zwarte szeregi Warciarzy i utrzymali oni wynik do końca. Uciekli ze strefy spadkowej i mogą z optymizmem przygotowywać się do spotkania z Ruchem Chorzów. Raków musi popracować nad skutecznością, jeśli chce na poważnie celować w przynajmniej podium na koniec sezonu.
Niewspółmierne sparingi – z Jagą wszystko ok!
Były w Białymstoku obawy, związane z trenerem Siemieńcem w kwestii przygotowań zimowych. Nie jest w tych sprawach najbardziej doświadczony, sparingi też nie przyniosły spektakularnych rezultatów. Rzeczywistość i powrót Ekstraklasy okazał się miękkim lądowaniem. Wróciła dokładnie ta sama Jagiellonia, jaką zachwycaliśmy się od początku sezonu – nastawiona ofensywnie, skuteczna, grająca miło dla oka! Pewne zwycięstwo z Widzewem, okraszone efektownymi akcjami. No muszą się podobać przynajmniej bardziej obiektywnym fanom polskiej piłki popisy Dumy Podlasia! Widzew z kolei coraz bardziej popada w dół tabeli, ich sytuacja staje się coraz mocniej nie do zazdroszczenia, a przed nimi Derby Łodzi na stadionie rywala. Dla ŁKSu będzie to mecz sezonu, bo nawet przy spadku, derbowa wygrana pocieszy wielu kibiców. To był dobry, szybki mecz i fajna promocja Ekstraklasy!
Afera butelkowa w cieniu hitu kolejki
Hit kolejki – lider z szóstą drużyną. To musiało się udać! I właściwie się udało, choć w większości meczu dominował jednak lider z Wrocławia. Portowcy podeszli do meczu zbyt bojaźliwie, jakby przygotowani na najgorsze – w końcu nie wygrali na Dolnym Śląsku od bardzo dawna, więc przegrana z Wrocławianami można powiedzieć była wliczona w roczny bilans, ot chleb powszedni. Problem Magiery i jego drużyny był jednak ze skutecznością. Stwarzali świetne sytuacje, których nie potrafili zamienić na choćby jedną bramkę, a potem stało się nieuniknione – piłkarskie porzekadło mówi wyraźnie na temat niewykorzystanych szans…Pogoń miała jedną, solidną i ją wykorzystała, mając przy tym sporo szczęścia, bo ostatecznie padła bramka samobójcza. Pod koniec meczu miał miejscu skandal, kiedy z trybun wleciała na murawę butelka. Czy uderzyła ona bramkarza Portowców? Opinie w środowisku są bardzo podzielone. Czy Cojocaru dodał aktorskiego kunsztu, czy też nie, wszyscy są zgodni, że takie coś nie miało prawa się stać. Wybitnie nieprzemyślana decyzja któregoś z kibiców Śląska… Przegrana Wrocławian oznacza spadek na drugie miejsce w tabeli. Niektórzy mówią o pękającym baloniku. Ale może to lepiej dla nich, że takie otrzeźwienie przyszło tak szybko? Teraz z większym spokojem i pokorą będą mogli podejść do kolejnych spotkań. W tym spotkaniu rzuciło mi się w oczy, że całkiem dobrze radzili sobie w rozegraniu piłki, nie był to tylko Śląsk nastawiony na kontry, ale też taki, który potrafił dyktować warunki, a świetnie w środku pola wypadł Pokorny. Z ciekawością obejrzę kolejne spotkania, aby przekonać się, czy ta tendencja zostanie utrzymana.
Korona odpłaca pięknym za nadobne
Końcowy akcent 20. kolejki to spotkanie w Kielcach, gdzie przyjechała absolutna czerwona latarnia ligowej tabeli. ŁKS dokonał wielu przetasowań na rynku transferowym w przerwie zimowej, jednak trener Stokowiec nie dokonał rewolucji w składzie wyjściowym. Z początku Kielczanie przejęli inicjatywę i kontrolę nad meczem, efektem czego była zdobyta bramka. Goście jeszcze w samej końcówce pierwszej połowy zdołali doprowadzić do wyrównania. Z czasem mecz zaczął przechylać się w stronę Łodzian, tworzyli oni świetne sytuacje, w tym najbardziej bolesne może być niewykorzystanie sytuacji sam na sam przez Ramireza po świetnym dograniu Tejana. Nowe twarze pojawiały się nie tylko u gości, ale też Kamil Kuzera nie bał się korzystać z nowych nabytków. Jeden z nich, w doliczonym czasie meczu, ustalił jego wynik. Piękne przyjęcie i strzał Trejo było zaskakujące, ale przede wszystkim chyba gwoździem do trumny ŁKSu w tym sezonie. Nazywani niegdyś rycerzami wiosny mogli liczyć na odwrócenie tendencji i pogoń za marzeniami. Przegrali kolejny mecz na wyjeździe (dotychczas okrągłe 0 punktów w delegacjach), w dodatku z przeciwnikiem w walce o utrzymanie. Kielczanie można powiedzieć bardzo udanie zemścili się za mecz w Łodzi, który odbył się w ramach 3. kolejki. Wówczas to ŁKS zadał cios i zdobył decydującą o zwycięstwie bramkę w dzięwiątej minucie doliczonego czasu. Teraz przed ostatnią drużyną ligi ważny mecz, możliwe, że ostatni w tym sezonie z takim bagażem emocjonalnym. W przyszły weekend będą mogli wreszcie wygrać derby, poprawić swoje nastroje, a jeszcze bardziej pogrzebać je u miejscowych rywali, którzy zbliżyliby się do miejsc spadkowych.