Nastąpiła kumulacja smutków! Mamy przerwę reprezentacyjną, więc na kolejne mecze zaczekamy 2 tygodnie, a w ostatni weekend spotkania kończyły się takimi wynikami, że naprawdę ze świecą szukać zadowolonych stron. Zapraszam na krótkie podsumowanie 25. kolejki Ekstraklasy w ramach MADEJki, czyli Magazynu Autorskich Dociekań Ekstraklasowej Jakości.
Początek bez poszkodowanych
Paradoksalnie jednak, ten weekend rozpoczął się od spotkania, z którego obie strony wyszły raczej szczęśliwe. Przynajmniej tak można ocenić to z perspektywy meczu, w którym niby były sytuacje bramkowe, ale dużo oglądaliśmy walki w strefie środkowej. Podział punktów spowodował, że przedłużyła się w przypadku Zagłębia seria bez porażek, a i Stal kolejny raz w tym roku zapunktowała, robiąc kolejny krok do utrzymania w Ekstraklasie. Na początek mamy więc w „bitwie” 2:0.
SZCZĘŚLIWI 2:0 NIESZCZĘŚLIWI
Derby Poznania, czyli brak zaskoczeń
Oglądając w piątkowy wieczór mecz Lecha z Wartą można było odnieść wrażenie, że ma się deja vu. Gdzieś to już widzieliśmy…za każdym razem odkąd Poznań doczekał się po przerwie Derbów miasta w najwyższej lidze! Przed meczem można w ciemno było zakładać – typowe 1,2:0 dla Kolejorza. Zgarną komplet punktów, przełamią niemoc strzelecką i nastroją się pozytywnie na resztę sezonu. Jedyna wątpliwość to kwestia sportowej złości. Myślałem, że może skończyć się wysokim zwycięstwem gospodarzy, którzy – głodni strzelania bramek – urządziliby sobie pokaz siły w ofensywie. Nic takiego nie miało miejsca. Warte odnotowania, że poza przełamaniem się Lecha, zrobił to również Velde, który ustrzelił dublet. Podopieczni Rumaka wychodzą więc ze starcia zadowoleni, a Warta? Pańszczyzna odrobiona, rozczarowanie jakieś jest i pozostaje szukać punktów w kolejnych meczach.
SZCZĘŚLIWI 3:1 NIESZCZĘŚLIWI
Dwóch rannych w Krakowie
Spotkanie Cracovii z Widzewem odbyło się nietypowo, bo w sobotniej porze obiadowej. Spowodowane to było oczywiście brakiem poniedziałkowego spotkania z powodu przerwy reprezentacyjnej. Dość nieoczekiwanie i troszkę po cichu, Pasy dogoniły Piast w liczbie zremisowanych meczów. Dziwne, że nie jest to tak właściwie podkreślane, jak w wypadku Gliwiczan. Ekipa Zielińskiego dawno nie zaznała smaku zwycięstwa, ale mecz z Widzewem rozpoczął się obiecująco, bo już w pierwszym kwadransie objęli prowadzenie. Łodzianie byli w stanie doprowadzić do remisu, którym to wynikiem zakończyła się pierwsza część meczu. Gdy długo utrzymujący się wynik wskazywał na podział punktów, akcję przeprowadzili goście i Pawłowski zdobył drugą bramkę dla Widzewa. Do końca było zaledwie 5 minut i niewiele wskazywało, że Cracovia będzie w stanie się odrodzić. Dokonała jednak tej sztuki przy udziale Rakoczego. Takim wynikiem mecz się skończył, co spowodowało mocne niezadowolenie w obu obozach. U Pasów kolejny mecz bez zwycięstwa, strefa zagrożenia robi się coraz bliżej i coraz realniejsza staje się wizja walki o utrzymanie do samego końca. Widzew tego chciałby uniknąć i wygrana w Krakowie miała sprawić, że uciekną oni w tabeli i zdobędą chwilę spokoju. W wypadku remisu nikt spokojny nie będzie, więc ciężko szukać optymizmu i radoći.
SZCZĘŚLIWI 3:3 NIESZCZĘŚLIWI
Jaga nie bierze jeńców
Domowe spotkanie z Jagiellonią miało okazać się prawdziwym sprawdzianem dla Vuskovicia, w którym to mega talent z Tottenhamu miał szansę mierzyć się z mocną ofensywą. Ani on nie przedłużył do trzech swojej serii z golem, ani nikt inny Alomerovicia nie pokonał. Jaga z drugiej strony szalała, jak to ma w zwyczaju. Mega ofensywna gra skutkowała bramkami, ale dwie z nich zostały anulowane z powodu spalonych. W drugiej połowie tylko jednobramkowe prowadzenie dawało się we znaki, bo czuć było zapach sensacji i jakiegoś babola na 1:1. Białostoczanie jednak napór przetrwali, a sami wyprowadzili zabójczą kontrę, zakończoną golem. Utrzymali fotel lidera i wciąż wszystko w ich rękach. Radomiak mimo wkalkulowanej porażki może czuć niedosyt. W końcu wydawało się w drugiej połowie, że wreszcie się poszczęści, że trafią. Nic z tego…
SZCZĘŚLIWI 4:4 NIESZCZĘŚLIWI
Wielkie Derby Śląska dla Górnika
Szkoda trochę tego Ruchu, tak po ludzku. Sytuacja w tabeli ciężka, żałować mogą jesieni, bo teraz naprawdę piłkarze wyglądają sensownie, gra się klei, ale nie zawsze idą za tym wyniki. Tak w skrócie można opisać również przebieg meczu z Górnikiem. Jest przewaga, coś się dzieje w przodach, ale wciąż defensywa jest do gruntownej poprawy. Nie może tak być, że piłkarze biegną indywidualnie przez pół boiska i zdobywają bramki! A w ten sposób właśnie wyglądała gra, w której lepsi okazali się goście. Na pomeczowe przepychanki obu klubów szkoda słów, jednak przyznać trzeba, że na zdjęciach stan sektora gości nie wygląda dobrze, a przecież teoretycznie w Zabrzu „zawsze jest kultura”. Tak, czy owak – Derby rozstrzygnięte, a to oznacza, że tylko jeden zespół może być zadowolony.
SZCZĘŚLIWI 5:5 NIESZCZĘŚLIWI
Mecze smutkiem malowane
Pozostałe 4 mecze spowodowały, że w zasadzie wszystkie drużyny, wybiegające na boisko, były rozczarowane, chociaż na zróżnicowanej intensywności tegoż uczucia:
ŚLĄSK – co by się nie wydarzyło, gdy spojrzą na chłodno przez przekrój sezonu, czy realizacji celu podstawowego, jakim było utrzymanie, może przeważać będzie radość i duma. Dopóki jednak trwa sezon i wciąż realne są najwyższe cele, będą w klubie o nie walczyć. Zawodzi przede wszystkim skuteczność, przez co domowy mecz z Puszczą kończy się rozczarowaniem w klubie i na trybunach. Bezbramkowy remis zadowalać nie ma prawa, choć mecz mógł skończyć się także porażką.
PUSZCZA – no właśnie! Skazywana na pożarcie we Wrocławiu, wcale nie wyglądała źle! Oczywiście, różnica umiejętności była widoczna, lecz goście potrafili zagrozić bramce Leszczyńskiego. Szczególnie wymowne były obrazki w samej końcówce meczu. Niby czas doliczony był dla Śląska nadzieją i szansą na zadanie ciosu. W rzeczywistości to Puszcza miała przewagę w dodatkowych kilku minutach i to oni mogli przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Punkcik więc jest, ale niewiele pomaga w walce o utrzymanie. W zasadzie pomaga zachować status quo.
KORONA – jeżeli Twój bezpośredni rywal w walce o Ekstraklasę na przyszły sezon stracił punkty, a Ty prowadzisz w meczu z Pogonią 2:0 do przerwy, to końcowy rezultat w postaci remisu 2:2 nie ma prawa zadowalać. Już z pewnością nie w takich okolicznościach. Nie wytrzymali ciśnienia w Kielcach, dali się Portowcom stłamsić i oddali dwubramkowe prowadzenie. Zapowiadało się pięknie, skończyło się na rozczarowaniu, które dość konkretne wyrazili również kibice Korony. Szkoda, że akurat po takim meczu, bo akurat remis z Pogonią raczej powinni brać w ciemno. Najgorsze dla zespołu, że to po prostu kumulacja rozczarowań sprawiła, że nawet punkt urwany faworytowi nie uspokoi nastrojów.
POGOŃ – oj, po kapitalnym rozpoczęciu rundy zacięli się na dobre. O ile domowa porażka z Zagłębiem mogła wydawać się wypadkiem przy pracy, tak przecież na wyjazdach słynęli w tym sezonie ze świetnej defensywy. W 12 meczach stracili zaledwie 6 bramek, a kolejne 2 w jednym meczu z Koroną. Czyżby dopadł jakiś kryzys? Jeśli tak, to przerwa na kadrę nie mogła przyjść w lepszym momencie! Jest czas na ochłonięcie i przygotowanie się do intensywnej końcówki, bo nie zapominajmy, że Portowcy zagrają jeszcze w półfinale Pucharu Polski. W lidze jednak wszystko wskazuje na walkę o podium, choć przy perfekcyjnym wejściu w rok długo myślałem, że może to być TEN przełomowy i historyczny dla Szczecina sezon.
ŁKS – czy można być smutnym, gdy zdobyło się punkt z Mistrzem Polski? Zdecydowanie! Tym bardziej, gdy prowadzenie tracisz w takich okolicznościach, w ostatnich sekundach. Wiadomo, że Medaliki cisnęły niemiłosiernie Łodzian, ale stracić 2 punkty w ten sposób to ból najczystszej postaci. Dodatkowo na szali było trzecie zwycięstwo z rzędu, wyprzedzenie Ruchu i coraz większa nadzieja, że może zdarzyć się cud zwany utrzymaniem. A tak najpierw sobotnia wygrana Jagielloni odebrała ŁKSowi wszelkie statystyczne szanse na mistrzostwo, a Raków pozbawił punktu zaczepienia w kwestii uniknięcia spadku.
RAKÓW – za każdym razem, gdy pomyślę, że chyba ten Raków jest najbardziej prawdopodobnym scenariuszem na tytuł w sezonie 23/24, to Medaliki jakby działały mi na przekór i rozczarowują. Mogło być dla nich pięknie i nawet być powinno, przecież chcąc liczyć się w grze o najwyższe cele, nie można potykać się na ŁKSie, nawet jeśli jest w dobrej formie. Rozczarowali kibiców, rozczarowali siebie, choć broni nie złożą na pewno, to daje pewną nadzieję, że jeszcze będzie ciekawie w spotkaniach z ich udziałem.
LEGIA – z niedzielnych meczów jedyni, którzy mogliby być zadowoleni – piękne bramki, efektowne zwycięstwo z Piastem, gdzie było przez chwilę nerwowo z powodu bramkarza. Tym razem Hładun popełnił błąd, który wykorzystać Piasecki i zdobył bramkę wyrównującą. Wiktoria smakowałaby z pewnością słodko, gdyby nie ciężar poprzednich meczów i ogólnej presji i parciu na sukcesy klubu. Kibice transparentem żegnali się z trenerem Runjaiciem, a to zwycięstwo traktowane przez nich jest jak zwykły obowiązek, a nie powód do optymizmu i kredytu zaufania dla drużyny. Zobaczymy, jak potoczy się reszta sezonu dla Wojskowych, ale droga wyboista i niesamowicie ciężka, aby w maju móc powiedzieć „to był dobry sezon w lidze”.
PIAST – już woleliby podopieczni Vukovicia te remisy, bo gdy zamiast nich wjechały porażki, zaczęło się robić niewesoło w Gliwicach. Trzeba otwarcie, że zamieszali się w walkę o utrzymanie, a to oczywiste, że wzrasta wówczas presja, co może dodatkowo pałętać nogi piłkarzom. Ostatecznie pewnie się przed spadkiem obronią, ale no atmosfera nie jest tam najwyższych lotów. Ciężko się nawet cieszyć w pełni z sukcesu w Pucharze Polski i gry w półfinale, kiedy nie jest pewne, czy w przyszłym sezonie nie zagra drużyna na zapleczu Ekstraklasy.
Ostateczny wynik bitwy: SZCZĘŚLIWI 5:13 NIESZCZĘŚLIWI