Sezony Ekstraklasy zostały przedzielone w tym roku przez Euro, przez co trochę łatwiej było pewnie rozstać się z polską ligą. Z czasem jednak tęsknota nabierała na sile, ale z pomocą przyszedł czas, który szybko zleciał i oto jesteśmy już po pierwszych 9 spotkaniach nowej kampanii! Zapraszam na jej krótkie podsumowanie w ramach MADEJki, czyli Magazynu Autorskich Dociekań Ekstraklasowej Jakości.
Mistrz Polski bez falstartu
Jagiellonia po zdobyciu premierowego dla siebie Mistrzostwa Polski, jako pierwsza wybiegła na polskie boiska, aby rozpocząć próbę obrony tytułu. Od razu na początek otrzymali podopieczni Siemieńca spotkanie – pułapkę. Takim z pewnością mogło być starcie z Puszczą Niepołomice, której wg wielu ekspertów miało już w Ekstraklasie nie być. Ekipa Tułacza jednak wbrew wszelkim prognozom utrzymała się jako beniaminek i z podobnym celem przystępowała do gry. Niestety dla gości, nie udało im się urwać Mistrzom nawet punktu, choć mecz przez długi czas był „w zawieszeniu” i utrzymywał się bezbramkowy remis. Premierową bramkę w sezonie zdobył Nene, asystował mu Miki Villar, którego Jaga ściągnęła z Wisły i raczej nie było to potraktowane jako wielkie wzmocnienie. Zapunktowanie Hiszpana w klasyfikacji kanadyjskiej już w debiucie sugeruje, że jednak może być wartościowym wzmocnieniem kadry, która (po 4:0 we wczorajszym meczu eliminacji LM) prawie na pewno zagra w fazie ligowej któregoś europejskiego pucharu i rotacja składu będzie potrzebna. Nie tylko z resztą Villar zaprezentował jakiś debiutancki konkret. Również Diaby-Fadiga zastąpił pod koniec Pululu, a w ostatnich sekundach zdobył bramkę po indywidualnej akcji. Siemieniec więc kontynuuje dobrą serię dla Jagiellonii, udowadniając – przynajmniej na tę chwilę – że Mistrzostwo wcale nie było na wyrost i okraszone słabością innych. Puszcza zaliczyła falstart, ale wyjazd do Białegostoku to raczej nie było miejsce, gdzie oczekiwali zdobyczy punktowej. Oczywiście fajnie by było, ale jednak nie tym razem. Kolejna szansa na otwarcie dorobku punktowego w piątek o 18:00 w „domowym” (wciąż w Krakowie) spotkaniu z Górnikiem Zabrze.
Przyjaźń na trybunach, na boisku ostatecznie też…
Zarówno Śląsk, jak i Lechia tęsknili za sobą po spadku tej drugiej na zaplecze Ekstraklasy. Po roku udało się Gdańszczanom wrócić na salony i od razu dostali od Ekstraklasy najpiękniejszy prezent w postaci meczu przyjaźni. Atmosfera piłkarskiego święta była mocno wyczuwalna piątkowego wieczoru we Wrocławiu, a Śląsk postanowił przyjaciół przywitać prawdziwie sportowym prezentem. Chodzi oczywiście o stratę piłki na środku boiska, po której Neugebauer przelobował Leszczyńskiego, otwierając wynik meczu. Na tym się prezenty i żarty skończyły, Śląsk przeważał w spotkaniu, gdzie Lechii szybko skończyły się pomysły, ograniczające się do próby pressingu. Gdy jednak i to nie funkcjonowało, Wrocławianie mieli trochę szans na wyrównanie, do którego doprowadzili w samej końcówce, ustalając wynik meczu. Przed spotkaniem zapewne remis by Magiery nie zadowolił. Z przebiegu samego meczu może być odczuwalny podobny niedosyt, ale gdy wyrywasz punkcik w ostatnich minutach, nie ma co się zbytnio na los gniewać.
Więcej o meczu przeczytacie w relacji pomeczowej:
https://www.tylkoekstraklasa.pl/mecz-przyjazni-na-remis/
Efektowne pif-paf Radomiaka
Atmosfera prawdziwego święta, symbolika, po wielu latach wraca do Katowic Ekstraklasa. I to w takim momencie, kiedy kończy się budowa nowego stadionu! Będzie przejście na nowoczesny obiekt, na nową Bukową! Ale zanim to nastąpi, kibice przywitali swoich piłkarzy na wciąż starym stadionie. Problem był jednak w tym, że piłkarze Radomiaka nie chcieli nadużywać przyjemnych powitań po latach i szybko przeszli do konkretów. Już w pierwszej połowie za sprawą Rochy goście dwukrotnie zdobyli bramkę, niejako psując święto na śląsku. Problem Radomiaka był taki, że zadowolili się przebiegiem meczu i po przerwy nie było zbyt wiele konkretów z ich strony. GKS z kolei próbował łapać kontakt, ale szło im to wyjątkowo opornie. Dość nieoczekiwanie, w ostatnim kwadransie meczu, do tlenu podłączył gospodarzy Marzec, strzelając efektownie z dystansu. To było niewystarczające i beniaminek poczeka jeszcze na punkty co najmniej parę dni. Dzieje się w Katowicach za to na rynku transferowym – sprowadzenie Nowaka z Rakowa, czy powrót z Francji do Ekstraklasy Strączka… Uważam, że wzmocnienia na plus!
W nowy sezon z butem!
Mocno rozpoczęli nową kampanię ligową piłkarze Pogoni. Niezbyt aktywni na polu transferowym, wydawać się mogło, że brak zmian oznaczać będzie stagnację. Po pierwszym meczu z Koroną widać, że takie postawienie na zgrany skład ma szansę się obronić. Choć nie obyło się bez zmian we wszystkim. Co mogło być zaskakujące – Kamil Grosicki oddał wykonywanie rzutu karnego snajperowi Portowców – Koulourisowi. Ten wykorzystał szansę i karnego zamienił na gola. Wcześniej zdobył też bramkę po ładnej akcji na skrzydle i dośrodkowaniu Koutrisa. Całość udanego występu gospodarzy dopełnił Łukasiak, strzelając na 3:0 w drugiej połowie. Pogoń więc nie zawodzi od początku, tym razem bez europejskich pucharów, mogą się wyłącznie skupić na lidze i walczyć o wysokie cele. Sęk w tym, że ciągle patrzy się tam na pustą gablotę z marzeniem jej uzupełnienia. A patrząc na ruchy transferowe i głód sukcesu innych klubów, to znów może być bardzo zacięty sezon przez długi okres. Jeśli tak będzie, to oby choć był to wyścig pozytywny, a nie na zasadzie „kto przegra mniej meczów”. Korona nie zaprezentowała się na tle Pogoni zbyt okazale, udowadniając, że czeka ich trudny sezon i cudowne utrzymanie w ostatniej kolejce w Poznaniu było sygnałem, że dzieje się w Kielcach źle i potrzebny jest bodziec, aby ruszyć do przodu i znów nie ugrząźć od początku w strefie zagrożenia.
Wynik mógł być jeden (choć długo nie był!)
Są w naszej lidze zestawienia par, które uzyskują od dłuższego czasu identyczne wyniki końcowe. Jedną z nich jest para Legia – Zagłębie, gdzie Wojskowi mają serię 9 meczów z rzędu wygranych. Ciężko dla nich o lepszego rywala, szczególnie na początku sezonu, gdzie zgranie i przygotowanie motoryczne nie jest jeszcze na najwyższym poziomie. Mimo przewagi Legionistów, nie udawało im się napocząć rywala, aby móc spokojniej rozgrywać mecz. Choć bramkę zdobyli w pierwszej połowie, a konkretnie Gual, to została ona anulowana z powodu spalonego Hiszpana. Początek drugiej połowy to szybka czerwona kartka dla Nalepy i Zagłębie musiało grać do końca w dziesiątkę, co ułatwiło decyzję o nastawieniu się głównie na walkę o utrzymanie remisu. Legia jednak gra do końca, jak trener Feio pokazał w zeszłym sezonie trenując Motor Lublin. Najpierw strzelił z dystansu bohater nieoczywisty – Augustyniak. Przełamana niemoc pozwoliła nieco wyluzować się piłkarzom, a gdy taki luz złapie np. Luquinhas, to kończy się to dla przeciwnika źle. Tak właśnie było w sobotę, kiedy Brazylijczyk ustalił wynik meczu w samej końcówce!
Zaskoczyli wszystkich
Ponad 10 tysięcy kibiców, którzy postanowili spędzić niedzielne popołudnie z Ekstraklasą na stadionie Cracovii było w niemałym szoku. Oglądając popisy swoich ulubieńców, szczególnie w pierwszej połowie, mogło łapać się za głowy i zastanawiać, co mają na myśli. Totalny antyfutbol, gdzie na drugim biegunie znajdywał się Piast, który też może wyglądał nieźle na tle mizerii gospodarzy. Goście zdołali wykorzystać słabą dyspozycję gospodarzy i za sprawą Felixa objęli prowadzenie. Nie poszli za ciosem jednak i z tyłu głowy wciąż musieli mieć, że wynik jest nierozstrzygnięty. Cracovia w drugiej połowie trochę się ogarnęła, wyglądało to wszystko na pewno lepiej (co nie znaczy dobrze), ale wciąż przewagę mieli Gliwiczanie. Nie potrafili swoich szans wykorzystać, a co się dzieje w takich sytuacjach? A no właśnie! Jedna akcja, Kallman do van Burena i cyk – remis! Coś, co wydawało się naprawdę Everestem marzeń fanów Pasów, stało się w tamtej chwili rzeczywistością. Piast załamany, choć miał sam piłkę meczową z rzutu wolnego, ale nie wykorzystał okazji.
Więcej o meczu przeczytacie w relacji pomeczowej:
https://www.tylkoekstraklasa.pl/podzial-punktow-remisowych-druzyn/
Pewne zwycięstwo Kolejorza
W pierwszej kolejce spotkanie Lecha z Górnika zapowiadane było jako hit kolejki. I może w normalnych okolicznościach taki by był, ale to początek sezonu, co oznacza zazwyczaj w przypadku Zabrzan senną atmosferę, brak zgrania. Tak właśnie rozpoczynali ostatnio sezony, gdzie w miarę upływu czasu łapali luz i wyglądali coraz lepiej, aż w końcu na ich grę patrzyło się z prawdziwą przyjemnością. Dlatego też ciężko ocenić Lecha po tym meczu. Pewne zwycięstwo dwoma bramkami, wyglądali solidnie. Wciąż z tyłu głowy jest ta myśl „ale jak wyglądał Górnik?” Czy to tak dobry mecz Kolejorza, czy może wyglądali fajnie, bo przeciwnik nie przeszkadzał zbytnio w grze? Ciężko o jednoznaczną odpowiedź. Zwycięstwo Lecha cieszy ich fanów, którzy jednak na tym meczu w geście protestu wobec polityki transferowej i ogólnie funkcjonowania klubu, zrezygnowali z prowadzenia dopingu w pierwszej odsłonie meczu. Pocieszenie dla Górnika? Nie pierwszy raz tak zaczynają, warto więc wierzyć, że z czasem karta się odwróci i znów będą zachwycać piłkarską Polskę!
Powrót Króla
Po roku przerwy do Rakowa wrócił Marek Papszun, który misje ma oczywistą – naprostować to, co zaczęło zbaczać z określonego jeszcze za jego długiej kadencji kursu. Jak wypadł Raków w jego ponownym debiucie? Całkiem nieźle, szczególnie, gdy zgłębimy się w niuanse statystyczne. Parametry sprintów, szybkich biegów i tego typu wykręcili piłkarze najlepsze spośród całej stawki. To może być właśnie taki sezon, gdzie Medaliki będą tym imponować. W końcu sam Papszun zwraca mocno uwagę na szczegóły, które wpływają na całokształt. Drużyna gości okazała się zbyt trudnym rywalem dla beniaminka z Lublina. Motor nie potrafił ugryźć w żaden sposób gości, którzy już w pierwszej połowie otworzyli wynik po akcji duetu Tudor – Crnac. Myślę, że mogą obaj piłkarze trochę zapunktować w tym sezonie w klasyfikacji kanadyjskiej. W samej końcówce Crnac do bramki dołożył asystę, a całą akcję wykończył Drachal. Święto w Lublinie więc nieco zepsute, ale nie przesłoniło mam wrażenie całej tej radości z widoku ulubionej drużyny z powrotem w elicie. Dla wielu młodszych kibiców to nawet pierwsza okazja do takiego widoku, więc przeżycie najwyższych lotów. Czy Raków z kolei stać na rzeczy wielkie w tym sezonie? Niewątpliwie! Na plus na pewno zadziała, jak z resztą w Szczecinie, brak pucharów.
Podział punktów na koniec kolejki
W ostatnim, poniedziałkowym meczu, Stal Mielec zagrała z Widzewem. Stal, która wypychana jest z Ekstraklasy przez kolejnych ekspertów, którzy regularnie mówią, że to ten sezon i teraz już na pewno spadną. A oni wciąż mają się dobrze! W meczu inaugurującym sezon ciężko było wskazać jednoznacznie faworyta i taki to był też mecz. Zagrożenie stwarzały obie drużyny, ale gdy Widzew był już myślami w szatni, ostatnią akcję pierwszej połowy przeprowadzili gospodarze. Domański dograł w pole karne, a tam głową uderzył Szkurin, wyprowadzając ekipę Kieresia na prowadzenie. W drugiej połowie Widzew atakował i zdobył bramkę, ale z powodu spalonego Rondicia została ona anulowana. W końcu dopięli jednak goście swego i 10 minut po anulowaniu bramki, tym razem już prawidłowo trafił z dystansu Łukowski. Sam mecz goście kończyli w dziesiątkę po dwóch żółtych kartkach Ibizy. Stal nie potrafiła tego wykorzystać i wszystko zakończyło się podziałem punktów.