Sędziowie główni oraz ci obsługujący system VAR nie mają najlepszego okresu. Mnóstwo kontrowersji w ostatnim czasie, nie uniknęliśmy tego również w miniony weekend. A co ze sportowym aspektem meczów 23. kolejki? Zapraszam na jej podsumowanie w ramach MADEJki, czyli Magazynu Autorskich Dociekań Ekstraklasowej Jakości!
Wciąż bez zwycięstwa
Inauguracja kolejki miała tym razem miejsce w Radomiu, gdzie miejscowy Radomiak po efektownej wygranej przed tygodniem z Legią, tym razem podejmował Widzew. Łodzianie, przystępując do tego meczu już bez Daniela Myśliwca na ławce, mieli w planie wreszcie wygrać mecz ligowy, co dotychczas nie udało im się jeszcze w 2025 roku. Spotkanie zaczęło się dla nich obiecująco, bowiem już w pierwszym kwadransie za sprawą Shehu objęli prowadzenie w meczu. Gospodarze w pierwszej połowie mimo ogromnej liczby strzałów, razili nieskutecznością, nie oddając żadnego celnego uderzenia na bramkę Gikiewicza. W drugiej połowie się to zmieniło, przycisnęli gospodarze. Wyrobili oni ponownie wysoki współczynnik goli oczekiwanych – 1,82 – ale pozwoliło im to tylko na jedno trafienie. W samej końcówce meczu, w 90. minucie wyrównał Dadashov. Mecz zakończył się podziałem punktów, a Widzew swojego przełamania ligowego będzie szukać w niedzielnym domowym meczu z Mistrzem Polski. Czy wykorzystają fakt, że Jagiellonia przystąpi do tego meczu w trakcie walki o ćwierćfinał Ligi Konferencji?
Czekali na wygraną od listopada
Co nie udało się Widzewowi, zrobiła Cracovia. Choć ona na wygraną czekała jeszcze dłużej, bo od początku listopada ubiegłego roku, kiedy pokonali Lechię. Następnie przyszło załamanie formy, a także samej organizacji gry i pasmo porażek naprzemiennych z remisami. W piątkowy wieczór w Zabrzu dali radę pokonać Górnik. Ponownie na ławce trenerskiej Pasów nie zasiadł Dawid Kroczek, który jeszcze nie doszedł do pełni zdrowia. W pierwszej połowie przewagę miał Górnik, który nie dał rady wstrzelić się w bramkę, a ogromna liczba strzałów była blokowana przez obrońców gości. W drugiej połowie Cracovia była bardziej aktywna, aniżeli przed przerwą, co udało się przekłuć się na bramkę. Przewagę Pasy dały radę utrzymać i wywieźli w Zabrza bardzo cenne trzy punkty. Ważniejsze od nich jest jednak mentalne przełamanie, długo wyczekiwane zwycięstwo smakuje wyjątkowo i może napędzić zespół na kolejne mecze. A czy to wywalczone zwycięstwo przyczyni się do powrotu gry z rundy jesiennej? Czas pokaże!
Odpali z Pucharu Polski, w lidze dalej imponują
Trener Jacek Zieliński zrobił z Korony zespół, który świetnie punktuje w rundzie wiosennej. Mieli walczyć o utrzymanie, a uciekli już na kilka punktów od strefy spadkowej. W środku tygodnia przegrali z Ruchem w ćwierćfinale Pucharu Polski, dodatkowo marnując dwa rzuty karne. Mecz ligowy ze Stalą miał pokazać, czy to jednorazowa wpadka, spowodowana również rotacjami, czy zmieni się w Kielcach trend. W Mielcu jednak ponownie wrócili piłkarze na dobrą ścieżkę i pokonali Stal 1:0. Mecz z początku nie imponował, w pierwszej połowie nie było żadnego celnego strzału, za to aż 6 żółtych kartek! W drugiej połowie zawodnicy wstrzelili się w obie bramki, ale tylko Koroniarze, a konkretnie Fornalczyk, zdołali zdobyć bramkę.
Sprowadzeni na ziemię
Ciężki tydzień mają za sobą Portowcy oraz ich kibice. Skomplikowane sprawy właścicielskie, a w poprawie nastrojów nie pomógł hitowy mecz domowy z Lechem. Kolejorz wytracił impet, Pogoń za to z buta weszła w nowy rok, zbliżając się do czołowych miejsc na tyle, że optymiści mogli patrzeć nawet na najwyższe miejsce na podium. To, co wcześniej, czy później wyjść jednak musiało, to zmęczenie. Krótka ławka w Szczecinie, 120 minut w środku tygodnia w ramach ćwierćfinału Pucharu Polski z Piastem… Było wiadome, że w którymś momencie w końcu przyjdzie kryzys. Trafiło akurat na sobotni mecz z Lechem. Słabo wyglądali Portowcy, a na ich tle błyszczał Kolejorz. W pierwszej połowie strzelili dwie bramki, ale jedną anulował VAR, dopatrując się spalonego. Po zmianie stron swoją drugą bramkę tego popołudnia zdobył Ishak, tym razem z karnego. W samej końcówce dobił Pogoń wchodzący z ławki Pereira, który świetnym lobem z kilkudziesięciu metrów pokonał Cojocaru. W doliczonym czasie gry czerwoną kartkę ujrzał jeszcze Wędrychowski. Po meczu mam mieszane uczucia w stosunku do Pogoni. Czy to jednorazowy kryzys fizyczny i wszystko wróci do normy od kolejnej kolejki? Czy może to zapowiedź powrotu do ligowej szarej rzeczywistości?
Seria porażek Miedziowych przedłużona
Zagłębie pozazdrościło chyba Śląskowi i jak miejscowy rywal obrał kierunek wprost do pierwszej ligi… Po sobotnim meczu z Piastem ich seria porażek wynosi już 3. Piast z kolei zrehabilitował się za porażkę w dogrywce Pucharu Polski z Pogonią. Szybko zaczęło się strzelanie, bo już w ósmej minucie trafił do bramki Miedziowych Rosołek. Sęk w tym, że również w tym samym momencie strzelanie się skończyło. Nieco oszołomieni w pierwszej połowie gospodarze, uaktywnili się po zmianie stron, ale Piast dobrze bronił. Mimo to, mecz wcale nie musiał się zakończyć na wygranej gości. W doliczonym czasie gry świetne okazje mieli gospodarze, ale seria strzałów była broniona albo przez Placha albo przez poprzeczkę jego bramki. Zagłębie przełamania złej passy poszuka w Katowicach, gdzie rozegra kolejny mecz ligowy.
Historyczny mecz dla Niepołomic
W niedzielne południe rozpoczął się mecz Puszczy z Motorem. Wyjątkowy, historyczny, bowiem po awansie do Ekstraklasy podopieczni Tułacza mieli pierwszy raz okazję zagrać na własnym stadionie w Niepołomicach! Przygotowany do ekstraklasowych wymogów kameralny stadion zgromadził komplet dwóch tysięcy kibiców. Atmosfera piłkarskiego święta była jednak popsuta przez Motor…. oraz sędziów. Najpierw w pierwszej połowie bramkę zdobyli goście po akcji stoperów – Matthys zagrywał, Najemski główką pokonał Komara. W drugiej połowie doszło do kontrowersji. Sędzia główny wskazał na wapno po zagraniu ręką, ale VAR przywołał go do monitora, a to oznacza zazwyczaj (bo nie zawsze, o czym w dalszej części przy okazji meczu Raków – Lechia) jedno – zmiana decyzji. Tak też miało to miejsce w Niepołomicach. Beniaminek zgarnął trzy punkty, a Puszcza czuje się oszukana i zdaniem wielu osób słusznie.
Otchłań pierwszoligowa coraz bliżej
Choć patrząc na fatalną sytuację w tabeli Śląska, wciąż można powiedzieć – nadzieja umiera ostatnia. Kwestia tylko taka, że i ta nadzieja coraz mniej się tli. Kolejny kamyczek do ogródka wrzuciła Wrocławianom w niedzielę Legia. Choć pierwszy cios gospodarzy nie zrobił na nich wrażenia – na bramkę Guala po minucie odpowiedział Al Hamlawi – to w drugiej połowie strzelała już wyłącznie Legia. Premierową bramkę dla Wojskowych zdobył Vinagre, a dzieła zniszczenia dokonał Urbański, podwyższając w końcówce rozmiar zwycięstwa gospodarzy. Przed podopiecznymi Feio intensywny czas. Ligowe mecze będą przeplatane dwumeczem o ćwierćfinał Ligi Konferencji z Molde. Śląska czeka za to domowa potyczka z Pogonią.
Skromne, acz ważne, zwycięstwo
Również Jagiellonia ma maraton meczowy – taka cena sukcesu w europejskich pucharach. Trener Siemieniec nie może jednak pozwolić sobie na odpuszczenie ligi i zbyt dużą rotację, gdyż wciąż są w ścisłej czołówce wraz z Lechem oraz Rakowem. To między nimi prawdopodobnie rozegra się walka o Mistrzostwo w tym sezonie. W niedzielę do Białegostoku przyjechał beniaminek z Katowic. Gospodarze szybko chcieli narzucić tempo gry i rozstrzygnąć mecz, ale mieli problemy ze skutecznością. Przewaga w pierwszej połowie była jednak spora i udało się ją udokumentować za sprawą trafienia Romanczuka. Po zmianie stron Jaga obniżyła tempo, może aż za bardzo, w końcu już w Krakowie pozwolili wyrównać Cracovii, a wtedy mieli dwubramkowe prowadzenie. Tym razem kuszenie losu nie skończyło się tragedią i spotkanie doprowadzili do szczęśliwego zakończenia i mogą już myśleć, jak pokonać w czwartek Cercle. GKS zalicza drugą porażkę z rzędu. Szansa do rewanżu będzie w spotkaniu z Zagłębiem, które również nie zachwyca. Z punktu mentalnego będzie to ważny mecz dla obu ekip!
Raków odpowiada Lechowi i Jagiellonii
Na koniec zmagań 23. kolejki mieliśmy okazję śledzić spotkanie Rakowa z Lechią. Presja na Medalikach była spora – tym razem ani Lech, ani Jagiellonia się nie potknęły i wygrały swoje mecze. Podopieczni Papszuna, chcąc dotrzymać tempa w wyścigu mistrzowskim, musieli wygrać z Lechią. Bardzo poważnie potraktowali oni to zadanie, gdyż zaledwie kwadrans wystarczył, aby gospodarze wyszli na dwubramkowe prowadzenie! Dublet zaliczył Brunes. W drugiej połowie miał szansę na skompletowanie hat-tricka, ale sytuacji nie wykorzystał, a chwilę później było już tylko 2:1 po bramce Wójtowicza, który zaskoczył zasłoniętego Trelowskiego. Raków nie dał się jednak wciągnąć w nerwową końcówkę i zaledwie 4 minuty później wyprowadził atak lewą stroną, zagrywał piłkę Otieno, a próbujący przeciąć dogranie w pole karne Pilana trafił do własnej bramki. Czy to koniec emocji? Nie do końca! W polu karnym gospodarzy miało miejsce zdarzenie, gdzie sędzia główny nie odgwizdał faulu Arsenicia, ale z wozu VAR otrzymał sygnał, żeby sytuację obejrzał na monitorze. Jak wcześniej pisałem – zazwyczaj oznacza to zmianę decyzji. Tym razem sędzia jednak po oglądnięciu sytuacji podtrzymał swoją decyzję z boiska o braku karnego. Ciekawostką było, że mogliśmy słyszeć, jak argumentuje swoją decyzję w rozmowie z sędziami VAR.