Po takim meczu można mieć deja vu. Jeszcze gdyby Marcin Brosz powiedział na konferencji, że był to ‚mecz dla koneserów’, można byłoby się poczuć o kilka tygodni młodszym.
Dlaczego? Bo spotkanie Termalica – Korona przypominało spotkanie… Termalica – Korona sprzed kilku tygodni właśnie. Wtedy to jednak lepsi okazali się kielczanie, ale dzisiejszy mecz bardzo, ale to bardzo przypominał mecz z drugiego kwietnia i bynajmniej nie jest to komplement. Skrót meczu spokojnie mógłby zawierać tylko wydarzenia z doliczonego czasu gry i nikt nie powinien mieć pretensji.
Co można powiedzieć o tym meczu? Na pewno godną wzmianki statystyką jest fakt, że jest to ÓSMY mecz Korony bez porażki z rzędu. Na rozpoczęcie grupy mistrzowskiej kielczanie zremisowali 1:1 ze Śląskiem, a Termalica pokonała w Bielsku tamtejsze Podbeskidzie 1:0. Dziś niestety obyło się bez bramek. W pierwszej połowie niby przeważali gospodarze, ale ciężko sobie przypomnieć jakąś groźną ich akcję. Najgroźniej w tej połowie było chyba po uderzeniu Miszaka, ale najgroźniej w tym meczu wcale nie znaczyło groźnie.
A w drugiej połowie… wcale lepiej nie było. Dziać się zaczęło dopiero w samej końcówce meczu. W 88. minucie WYŚMIENITĄ okazję miał Kędziora, ale ten zaliczył, jak to powiedział komentator – pudło sezonu. Napastnik Termaliki mając przed sobą niemal pustą bramkę uderzył wysoko nad poprzeczką. Chwilę później niespodziewanie groźnie było pod bramką Sebastiana Nowaka. Niespodziewanie, bo pomimo asysty trzech obrońców, Gabovs zdołał oddać groźny strzał głową, jednak bramkarz gospodarzy nie dał się zaskoczyć. Podział punktów w meczu o którym jak najszybciej będziemy chcieli zapomnieć powoduje, że obie ekipy do następnych meczów dalej będą podchodzić z nożem na gardle.