Choć nie minął jeszcze tydzień od zakończenia Mistrzostw Europy, już w piątkowe popołudnie wróciła do gry PKO Bank Polski Ekstraklasa. W drugim meczu kolejki swoje siły zmierzył wicemistrz Polski, Śląsk, oraz beniaminek, Lechia. Czy przyjacielska atmosfera z trybun udzieliła się piłkarzom na murawie?
Nastroje przedmeczowe
Pierwszy oficjalny mecz sezonu to zawsze niewiadoma, aczkolwiek z obu stron dało się wyczuć bardziej ekscytację, aniżeli większy stres. Nic dziwnego, w końcu po roku przerwy na polskie salony wróciła Lechia, która powtórzyła sukces Górnika Zabrze sprzed siedmiu lat, kiedy to wrócił do elity po roku. Potem żadnemu klubowi nie udało się zrobić awansu w kolejnym po spadku sezonie. Debiut w Ekstraklasie na ławce trenerskiej zaliczył Szymon Grabowski. Również Śląsk cieszył się na start sezonu, tym bardziej, że ostatni okazał się tak udany dla klubu.
Przebieg meczu
Początek spotkania to dość agresywny pressing gości, z którym nie zawsze Wrocławianie potrafili sobie poradzić. Próbowali jednak strzałów z dystansu, po jednym z nim w wykonaniu Żukowskiego problemy miał golkiper beniaminka, Sarnavskyi. Trener gości postawił na mały eksperyment w wyjściowej jedenastce i na lewej pomocy zagrał Louis D’Arrigo. Nie była to jego optymalna pozycja, ale odnalazł się w niej dobrze, czego dowodem był groźny strzał po długim słupku, z którym niemałe problemy miał Leszczyński. Kluczowa w pierwszej połowie sytuacja miała miejsce w 12. minucie, kiedy na czterdziestym metrze przejął piłkę Neugebauer. Zobaczył wysuniętego bramkarza gospodarzy i postanowił spróbować swoich szans i go przelobować. Sztuka ta wyszła mu perfekcyjnie, a Lechia objęła prowadzenie w meczu. Śląsk próbował sforsować defensywę rywali, ale nie było to proste. W 24. minucie mogło się to udać Musiolikowi, który precyzyjnie i mocno uderzył na bramkę, ale znowu golkiper gości stanął na wysokości zadania i instynktownie obronił. Podopieczni Grabowskiego wybronili się i pierwszą połowę zakończyli ze skromnym prowadzeniem. Po przerwie przewaga Wrocławian rosła, ale wciąż brak było konkretów w postaci bramek. Lechia wydawała się być zadowolona z prowadzenie i niezainteresowana choćby próbami kontrataków, a jej piłkarze często leżeli na murawie. Wyglądało to na typową kradzież czasu, ale może to też kwestia skurczy? Wszakże między I ligą a Ekstraklasą przeskok w kwestii intensywności z pewnością jest spory i młoda, niedoświadczona kadra gości mogła się o tym przekonać. Bramkarz Gdańszczan, niby pewny punkt drużyny, a jednak popełnił kilkukrotnie błędną i – nie oszukujmy się – głupią decyzję o kiwkach we własnym polu karnym, gdzie po jednej z takich akcji stracił piłkę i uderzył Samiec-Talar, ale zbyt lekko i obrońca zdołał ją wybić jeszcze będącą przed linią bramkową. Kluczowe dla losów meczu okazały się zmiany w ostatnim kwadransie trenera Magiery. W doliczonym czasie futbolówkę dośrodkowywał Rejczyk, chciał strzelać Petkov. Zrobił to jednak tak nieporadnie, że zamiast strzału wyszło podanie, które zamienił na bramkę Guercio. Piłkarze Śląska pobiegli szybko z piłką na środek, jakby uwierzyli, że mogą spotkanie jeszcze wygrać, ale Lechiści nie byli zainteresowani szybkim wznowieniem meczu. Ostatecznie sędzia zakończył mecz i drużyny podzieliły się punktami. Ciekawostką jest, że był to czwarty sezon z rzędu, kiedy Wrocławianie rozpoczynają sezon od remisu. A że o niczym to nie świadczy niech dowodem będzie historia. Dwa lata temu ledwo obronili się przed spadkiem, a rok później zdobyli wicemistrzostwo.
Konferencja prasowa
Na konferencji prasowej z udziałem obu trenerów nie padły żadne sensacyjne stwierdzenia. Była to typowa konferencja, gdzie widać było smutek trenera gości. Jak sam stwierdził – tracąc bramkę w doliczonym czasie, zawsze jest rozczarowanie, nieważne przy tym, jaki przebieg miało spotkanie wcześniej. Grabowski bronił swoich piłkarzy, którym zarzucana była gra na czas. Trener Magiera z kolei z remisu i przebiegu meczu jest umiarkowanie zadowolony. Cieszą pozytywne sygnały od zmienników, którzy weszli w drugiej połowie i mieli udział w akcji bramkowej. To zdecydowanie dobry sygnał dla całej drużyny. Teraz już wszystkie ręce na pokład o nazwie „Ryga”.
Co dalej w terminarzu?
Śląsk rozpoczyna kampanie i próbę awansu do fazy ligowej rozgrywek Ligi Konferencji. W środę zagrają na wyjeździe z Rygą. Do rozgrywek ligowych wrócą za tydzień i czekać ich będzie wyjazd do Gliwic na mecz z Piastem. Lechia z kolei na własnym stadionie zagra z innym z beniaminków – Motorem Lublin. Będzie to szansa na rewanż za dwie porażki w zeszłym sezonie jeszcze w I lidze. Szykują się zatem dwa ciekawe spotkania z udziałem obu drużyn!