Górnicze święto? W kalendarzu tak. W statystykach dla Zagłębia również. Na trybunach jednak frekwencja daleka od ideału. Dla przeciętnego widza z kolei widowisko żadne.
Nie było na co popatrzeć w pierwszych 40 minutach spotkania w Lubinie. Prawie niezauważalna (ale jednak) przewaga gospodarzy w inicjowaniu akcji ofensywnych (na siłę można by się kilku pojedynczych doszukać) i grze skrzydłami. Główny głos jednak oddano – i to po obu stronach boiska – chaosowi, przypadkowi, niedokładności, górnym bezpańskim piłkom, ostrożności, monotonii – jednym słowem NUDZIE.
Po stronie gospodarzy (skoro już trzeba cokolwiek odnotować) – strzał Piątka zablokowany przez Kupczaka i wrzutka na raty Janusa, wyłapana przez Witana, uderzenie Piątka ponad bramką i … niewiele ponad to. Po stronie gości dwa dobre podania Fryca. Pierwsze, pomiędzy obrońców, w 7. minucie trafia do Liczki, ten jednak oddaje bardzo słaby strzał. Drugie w 24. – tym razem do Plizgi, który wślizgiem próbował sięgnąć futbolówki, ale bezskutecznie.
Wszystko co warte uwagi w tej połowie wydarzyło się między 36. a 40 minutą. Najpierw Babiarz faulował Piątka, za co zarobił żółtą kartkę. Precyzując – to Piątek bardzo postarał się o faul a kartka dla zawodnika Termaliki będzie z pewnością dla wielu kontrowersją. Dwie minuty później Babiarz właściwie przegrał mecz dla swojej drużyny. Za równie bezsensowny co (tym razem) ewidentny faul zobaczył żółty kartonik po raz kolejny i zmuszony był opuścić boisko. Liczebną przewagę bardzo szybko udokumentowali gospodarze. W 40. minucie podanie od Cotry doskonale wykorzystał Tosik, który mocnym strzałem z okolic 30. metra umieścił piłkę w siatce rywali.
Drugie 45 minut to tylko przypieczętowanie przewagi ekipy Stokowca. Coraz lepsza gra skrzydłami, coraz więcej ataków i Piątek w roli głównego zawodnika podejmującego próby strzału. Termalica cofnięta, przez całą drugą połowę bez konkretnej okazji do strzelenia gola. Wprawdzie niedługo po gwizdku po błędzie Jacha Słonie ruszyły z dobrą kontrą, ale Kędziora nie zdołał opanować piłki. Chwilę potem Zagłębie pokazało gościom gdzie ich miejsce – po fatalnym błędzie Witana gola na 2:0 zdobył Woźniak. Piłka osunęła się po rękawicach bramkarza i wpadła do siatki.
Gospodarze jeszcze kilka razy mieli okazje by podwyższyć wynik, skutecznoscią jednak nie grzeszyli. A trzeba również powiedzieć jasno, ze po 75. minucie dało się zauważyć, że jedna strona uwierzyła w swoje zwycięstwo tak samo mocno jak druga pogodziła się z porażką i ponownie nie działo się nic godnego szczególnej uwagi. Kilka składnych podań wymienionych w ostatnich minutach przez Słonie do niczego się nie przydało i gospodarze odnieśli pierwsze od września zwycięstwo na własnym obiekcie.