Zero zabitych, dwóch rannych. Zarówno Pogoń jak i Lech dzięki zwycięstwu mogły się przybliżyć do europejskich pucharów. No nie przybliżył się nikt.
Początek? Bardzo niemrawy. Dziać się zaczęło między innymi dzięki… sędziemu, który po 20 minutach „poczęstował” Gumnego żółtą kartką za symulowanie, mimo iż powtórki pokazywały, że obrońca Lecha mógł być faulowany w polu karnym Pogoni. Kilkanaście minut później, już w pełni słusznie, nie uznał bramki Majewskiego dla Portowców – słusznie zauważony został spalony.
Wątpliwości nie było pod koniec pierwszej połowy – Majewski zdobył bramkę po raz drugi, tym razem w pełni prawidłowo.
W drugiej połowie znów zaczęło się robić ciekawie za sprawą sędziego. Głównie przez to, że.. doznał kontuzji po zderzeniu ze Stecem i Jóźwiakiem.
15 minut przed końcem meczu mogło i powinno być 2:0 – Nunes z lewej strony świetnie zagrał do środka do Kozulja, który przestrzelił w banalnej sytuacji.
Kiedy wydawało się, że mecz zakończy się zwycięstwem Pogoni, Jakub Bartkowski uratował remis dla Lecha. Tak, Bartkowski jest piłkarzem Pogoni. Najpierw został juniorsko ograny przez Tibę, następnie… strzelił gola swoim kolegą z zespołu, Kamilem Drygasem.
Pogoń mogła zrobić niemały krok w kierunku europejskich pucharów, jednak go nie zrobiła. Lech? Podobnie, ciężko powiedzieć, ze zwycięstwo z Legią tchnęło w nich nową energię. Czyli jak ostatnim razem.