Niezwykle ciężko jest pokonać rywala w takiej dyspozycji, w jakiej była dziś kielecka Korona. Podopieczni trenera Marcina Brosza przerwali dobrą passę Wisły, wygrywając 3:2.
Czy seria bez porażki zostanie przedłużona? To pytanie zadawali sobie kibice jednej i drugiej drużyny. Zarówno Korona jak i Wisła pozostawały niepokonane od dziewięciu kolejek. Dokładnie od 27-28 lutego. To nieco ponad dwa miesiące!
Od pierwszych sekund na murawie wyraźnie było widać chęć dominacji z obu stron. Bardziej konkretni w swoich działaniach byli koroniarze. To właśnie oni już w 12. minucie wyszli na prowadzenie. Po dograniu Siergieja Pilipczuka po raz szesnasty w trwających rozgrywkach do siatki trafił Airam Cabrera. Jak pokazały jednak telewizyjne powtórki, bramka ta nie powinna zostać uznana, ponieważ Hiszpan był na spalonym. Sześć minut później było już 2:0! Michał Miśkiewicz zatrzymał co prawda strzał Pilipczuka, ale przy dobitce Dimitrija Wierchowcowa był bezradny.
Wiślacy otrzymali dwa szybkie gongi i byli kompletnie zagubieni. Co prawda, walczyli, ale walka ta bardziej przypominała bicie głową w mur niż grę o dobry wynik w meczu. Bezproduktywny był między innymi odpowiedzialny za kreowanie gry Rafał Wolski, więc Dariusz Wdowczyk nie zamierzał czekać i drugą część gry rozpoczął od posłania w bój Pawła Brożka i Rafała Boguskiego.
13-krotni mistrzowie Polski mimo roszad nadal nie potrafili rozgryźć defensywy gospodarzy. Dopiero za sprawą błędu Dejmka, Wiślacy złapali kontakt. W 63. minucie obrońca Korony niefortunnie wybił piłkę, która spadła prosto na głowę Pawła Brożka. Po kilku sekundach ta ugrzęzła w siatce a „Broziu” zdobył swoją 129. bramkę w Ekstraklasie. Radość nie trwała długo, gdyż nieco ponad minutę później Koroniarze znów odskoczyli na dwie bramki. Siergiej Pilipczuk pokonał głową Miśkiewicza po precyzyjnym dograniu Cabrery.
Prowadzone w żywym tempie zawody od tego momentu jeszcze bardziej trzymały w napięciu. Krakowianie robili wszystko, aby na nowo złapać kontakt z ekipą Marcina Brosza. Dopięli swego w doliczonym czasie, gdy dublet skompletował Paweł Brożek (130. bramka – przyp. red.). Było to jednak wszystko. Korona była lepsza o jedną – niesłusznie uznaną – bramkę.