Miał być przełom, Lech chciał już w Białymstoku odnieść zwycięstwo, które podreperowałoby sytuację Kolejorza w Ekstraklasie. Po bardzo słabej postawie mistrz Polski wyjeżdża do domu z niczym, a podopieczni Michała Probierza dzięki zwycięstwu wskakują do pierwszej ósemki ligi.
Niedzielny mecz z Jagiellonią miał być przełomem. W drużynie mistrza Polski od początku sezonu nie dzieje się najlepiej, a Kolejorz straszy już wyłącznie własnych kibiców ostatnim miejscem w tabeli Ekstraklasy. W Poznaniu nikogo nie śmieszą powiedzenia w stylu odwróć tabelę, Lech na czele a właściciele klubu jasno przekazali drużynie swoje oczekiwania w tym sezonie. Liga, albo śmierć z takim nastawieniem mieli zagrać w dzisiejszym spotkaniu piłkarze Macieja Skorży.
W ramach odrabiania strat w tabeli trener mistrzów Polski właśnie w Ekstraklasie ma za zadanie wystawiać najmocniejszy skład, dlatego Kolejorz wystąpił w zestawieniu wyłącznie bez kontuzjowanych Łukasza Trałki, Macieja Gajosa i Kaspera Hamalainena. Natomiast Michał Probierz dokonał tylko kosmetycznych zmian w składzie Jagiellonii.
Początek pierwszej połowy zwiastował wielkie problemy Lecha Poznań. Od pierwszych minut gospodarze zabrali się za rozgrywanie piłki i z biegiem czasu tworzyli sytuacje pod bramką Jasmina Buricia. Pierwszą mieli już po kwadransie gry, kiedy dwójkową akcję Grzelczaka z Vassiljevem wykańczał strzałem estoński pomocnik gospodarzy. Piłkę na rzut rożny wybił bramkarz Lecha, ale po chwili Jacek Góralski tylko nieznacznie pomylił się przy strzale na bramkę Kolejorza. W 29. minucie Żółto-Czerwoni cieszyli się już z prowadzenia. Jonatan Straus posłał dośrodkowanie na długi słupek Buricia, tam piłkę głową uderzył Przemek Frankowski i pokonał bramkarza Lecha.
Po straconej bramce mistrz Polski ruszył do ataku, jednak nie były to ataki rozpędzonej do granic możliwości lokomotywy. W 25. minucie Szymon Pawłowski wymanewrował obronę Jagi, ale strzał Dawida Kownackiego obronił Bartek Drągowski. To właśnie ta para zawodników Lecha była najgroźniejsza w pierwszej połowie i stworzyła kilka okazji swojej drużynie. Jedną z nich był strzał Pawłowskiego z 33. minuty, ale po dobrym minięciu rywala zabrakło precyzji w uderzeniu. Po chwili drugi z duetu szarżował prawym skrzydłem, szukał w polu karnym Pawłowskiego, ale Drągowski w ostatniej chwili uratował Jagiellonię.
Piłkarze Michała Probierza mądrze zagrali w pierwszych trzech kwadransach nie pozwalając stworzyć przeciwnikom klarownych sytuacji, a sami grali swoją piłkę. Chociaż mecz momentami przynudzał i można było wyjść do toalety to gospodarze schodzili na przerwę w lepszych nastrojach.
Przed drugą połową czekaliśmy na więcej emocji. Przegrywający Lech Poznań musiał strzelić gola, aby odrobić stratę jednej bramki, a gospodarze musieli zrobić wszystko, aby przynajmniej utrzymać wynik z pierwszej części gry. W 55. minucie Jacek Góralski mógł pokonać Buricia, ale kolejny raz piłka nie zatrzepotała w siatce. Jedenaście minut później Rafał Grzyb przejął piłkę przed polem karnym Lecha, ale jego strzał z dystansu minimalnie minął bramkę Lecha. W ostatnich minutach meczu najpierw swoją sytuację miał Karol Świderski, ale jego świetne uderzenie głową obronił Burić, a po chwili swoją okazję miał ten, który podawał do skrzydłowego Jagi. Karol Mackiewicz otrzymał piłkę przed polem karnym i chciał zaskoczyć golkipera gości efektownym lobem, ale piłka delikatnie dotknęła poprzeczki Kolejorza.
Nic nie wspominam o sytuacjach Kolejorza, ale piłkarze Macieja Skorży przez całą drugą część spotkania stworzyli sobie tylko jedną okazję, kiedy w 59. minucie Fin Paulus Arajuuri minimalnie chybił wykańczając podanie Szymona Pawłowskiego. Lech przyjechał na Podlasie i wyjeżdża z pustymi rękami. Nie chcielibyśmy być w skórze trenera Skorży, który przyjechał do Białegostoku z zamiarem zwycięstwa, a kolejny już raz wyjeżdża z pustymi rękami. Lech swoją postawą w dzisiejszym spotkaniu nie zasłużył na trzy punkty i z pewnością pięciogodzinna podróż do domu będzie się niesamowicie dłużyła piłkarzom mistrza Polski.